Odcinek 019 - S01E18 - Tin Man
#21
Napisano 25.09.2005 - |00:23|
Ale po za tym - wiele humoru, ciekawych spostrzeżeń i w dodatku zaskakujące zakończenie. Ale najlepszy moment - to mina JAcka, gdy dowiaduje się, że jest robotem. 9/10
My tylko decydujemy, jak wykorzystać dany nam czas"
Gandalf - Drużyna Pierścienia
#22
Napisano 26.03.2006 - |00:00|
+ Harlan
+ Replikatory ? w zasadzie kopie ale daje do myślenia czy tak trudno zrobić ludzkie replikatory choć w tym odcinku pewnie jeszcze nie myślano wogóle o tych replikatorach z dalszych sezonów.
- nie udało się zreplikować wężyka.
ocena 9
Użytkownik San-Rall edytował ten post 26.03.2006 - |00:02|
#23
Napisano 26.03.2006 - |14:46|
Ciekawa, do pewnego momentu tajemicza historia oraz fajna postać Harlana (można się było z niego pośmiac nie raz).
Jedynie szkoda że nigdy nie wykorzystano kontaktu z Harlanem w celach wymiany technologicznej.
#24
Napisano 20.05.2006 - |12:25|
#25
Napisano 21.05.2006 - |13:25|
#26
Napisano 16.06.2006 - |17:43|
Genialna końcówka, gdy SG-1(2) patrzą na SG-1(1). Szok, zdziwienie i pytanie... Co dalej? To musi być straszna wiadomość dla nich, że już nigdy nie będą mogli powrócić do swoich orginalnych ciał. Choć to jeszcze nie najgorsze. Najgorsze jest to, że oni mają świadomość że są kopiami "kogoś", nawet siebie samego. W pewnym sensie zatracili to co człowieka czyni człowiekiem - niezwłykłość. W naturalnym świecie nie ma dwóch takich samych ludzi, a tu? Dwóch Jacków, Danieli, Samanth i Teal'ców. To raczej okropne mieć świadomość że gdzieś tam jesteś drugi Ty - identyczny pod każdym względem. Wydaje mi sie że Danielowi się podoba wizja nieśmiertelności, wkońcu tyle mógłby sie dowiedzieć... dla niego wiedza jest wszystkim.
Zastanawia mnie dlaczego Harlan nie próbował odkazić planety. Mineło przecież 11.000 lat!!! Nawet w naturalny sposób planeta mogła powrócić do swojego pierowotnego ekosystemu. Przecież to szmat czasu.
Pierwszy raz wystawiam 10
#27
Napisano 15.08.2006 - |10:21|
#28
Napisano 18.11.2006 - |23:06|
To raczej okropne mieć świadomość że gdzieś tam jesteś drugi Ty - identyczny pod każdym względem. Wydaje mi sie że Danielowi się podoba wizja nieśmiertelności, wkońcu tyle mógłby sie dowiedzieć... dla niego wiedza jest wszystkim.
dlaczego okropne? co dwie Carter to nie jedna nie raz sie o tym przekonamy jeszcze w serialu
O'Neill beta obiecal zapieczetowac wrota i oczywiscie, O'Neill Alfa mu zaufal
Zastanawia mnie dlaczego Harlan nie próbował odkazić planety. Mineło przecież 11.000 lat!!! Nawet w naturalny sposób planeta mogła powrócić do swojego pierowotnego ekosystemu. Przecież to szmat czasu.
moze 11 000 lat to nie wystarczy? moze zaburzenie ekosystemu bylo tak wielkie, ze planeta nie bedzie sie nadawac do zamieszkania jeszcze przez tysiace lat...
odcinek bardzo mi sie podobal, mimo Harlana ktory byl zbyt... a moze wlasnie byl taki, jak powinien, zeby sie spodobalo ciekawy pomysl z przeniesieniem, czy raczej powieleniem, osobowosci.
ja chyba chcialabym wiedziec, ze mam mozliwisc stworzenia duplikatu samej siebie. byloby fajnie. w koncu maialbym z kim pogadac na ulubione tematy albo pograc w karty
9/10
www.science-fiction.com.pl/forum
_________________________________________
oh my goddess Me !
#29
Napisano 05.12.2006 - |02:15|
#30
Napisano 06.02.2007 - |12:59|
#31
Napisano 10.04.2007 - |09:05|
Kom traja!
Ode mnie 8,5. Przyjemny i lekki odcinek. Takie lubię.
Dr. Fraiser pokazała nam się tu z bardzo fachowej strony, jednak utraciła trochę sympatii ode mnie. Gdy tylko zobaczyła, co Jack ma w środku, zachowała się odpowiednio, tj. zadzwoniła po ochronę, Hammonda i włączyła alarm, ale jednocześnie stała się zimna i taka... bezduszna. Nasz generał za to znów zyskał ode mnie kilka punktów. Spodobało mi się tu jego zachowanie. Był stanowczy, ale wtedy, kiedy mechaniczni członkowie SG-1 wyładowali się, ukazał się nam jako opiekuńczy dowódca, któremu zależy na losie swoich podopiecznych. :hammond:
Pierwszy raz spotykamy się z sklonowaniem SG-1 (nie licząc przybrania przez kryształ w Cold Lazaurus postaci Jacka, ale to nie to samo), co jeszcze kilka razy będzie motywem przewodnim i to nie tylko w stosunku do naszej drużyny. Daniel poruszył tu kwestię człowieczeństwa samego w sobie. Jesteśmy ludźmi bo... No właśnie - bo co? Bo czujemy, myślimy, ruszamy się, mówimy, oddychamy? To samo robiła mechaniczna wersja SG-1. Ciało ludzkie też jest swego rodzaju wehikułem, przechowującym naszą świadomość, pompującym krew, transportującym pożywienie, wartości odżywcze i inne rzeczy, podobnie jak metalowe złączniki i kable.
Więc czego się boimy i dlaczego odrzucamy od siebie okazję do tego, by być lepszym? Dalej będziemy myśleć, czuć i zachowamy wszystkie wspomnienia, a do tego będziemy mogli żyć wiecznie, w idealnym zdrowiu, nie odczuwając głodu, pragnienia i będąc znacznie mądrzejszym? Przecież to same superlatywy! Więc czemu? Może za bardzo przyzwyczailiśmy się do wora mięsa, jakim jesteśmy. Może ludzkość nie jest jeszcze gotowa na porzucenie swoich ciałek i przejście w metalowy mechanizm. Przyznam szczerze, że ja też nie chciałabym opuścić swojego mięcha. Jak powiedział Daniel, ludzie nie powinni żyć wiecznie. No i być zależnym od źródła zasilania? To już chyba lepiej być chorowitym i bardziej ograniczonym... człowiekiem.
Oglądając odcinek pomyślałam, jak czuć musiały się mechaniczne wersje SG-1, kiedy dowiedziały się, że są robotami. Były to idealne kopie Jacka, Daniela, Sam i Teal'ca. Wiedziały, że są członkami SG-1, że chodzą na misje poza Wrotami, że walczą z Goa'uldami, że są SOBĄ. I tu nagle dowiedziały się, że nie są tym, kim wiedzą i czują, że są. Spojrzały na swoje pierwowzory i mimo, że Daniele byli podekscytowani, a Samanthy już się kłóciły, to jestem pewna, że wszyscy, tak jak Jack, odczuwali to bardzo mocno, choć nie dali po sobie tego poznać. Najgorsze wg. mnie nie było odczucie, że nie jest się oryginałem, tylko kopią, choć to też bolesne, lecz świadomość, że nie mogą wrócić na Ziemię, do domu, tylko muszą zostać na planecie z Harlanem i naprawiać jego urządzenia. A przecież ich powołaniem było wyruszać poza Wrota, a nie gotować się w podziemnym schronie! To nie w ich naturze. Z jakim bólem musieli pożegnać swoje oryginały, które bezpiecznie wróciły na Ziemię i dalej chodziły na misje! Jeśli odebranoby mi wszystko, co czyniło mnie MNĄ, to rzeczywiście wolałabym się zabić. Mimo tego, że byłabym lepsza.
SPOILER DO 4 seoznu//SGTokar edit
Humoru dostarczył nam Harlan. Nie dziwię mu się, że sklonował SG-1. Przez 11 tysięcy lat był samotnym i trochę ześwirował, więc gdy tylko nadażyła się okazja, kiedy na jego planetę przybyli ludzie, chciał mieć wreszcie towarzystwo. Też bym tak zrobiła. Ale Harlan nie znał Ziemian (no, i jednego Jaffa), którzy za bardzo przywiązali się do swoich miękkich ciałek i swojej ułomności, by docenić jego dar i nie zrozumiał ich. Akcja była odpowiednio wyważona, napięcie również było, niewiadoma, trochę filozofowania, dobry pomysł na scenariusz, więc przełożyło się to na ocenę. 8,5 to kiepski ideał, ocena bardzo wysoka jak na średniaka, jakim zapewne jest ten odcinek.
Użytkownik SGTokar edytował ten post 16.04.2007 - |11:03|
#32
Napisano 11.01.2008 - |16:04|
Genesis
#33
Napisano 04.02.2008 - |01:35|
a mi się wydaje że właśnie miał być takim błaznem. Co prawda w środku jest maszyną, ale tak jak robotyczne wersje SG-1 posiada ludzką świadomość, czuje, myśli, jest człowiekiem takim jak był przed przeniesieniem świadomości w maszynę. I uważam że jako człowiek będąc tyle lat samemu miał prawo ześwirować. Zauważcie jak On się cieszy że ma "nowych przyjaciół", jak małe dziecko, tak szczerze. A jak się boi że ich straci. Świetnie zagrana postać.Postac Harlana przerysowana. Z potencjalnie gleboko psychologicznej osobowosci zrobiono blazna.
Odcinek bardzo dobry. Dużym plusem jest to że strasznie mnie na koniec zaskoczył. Spodziewałem się kolejnego zdeko durnego happy endu, a tu wszystko pięknie bez naciągania rozwiązane.
Ostatnia scena też jak niektórych zmusiła mnie do rozmyślań, co czuły kopię kiedy organiczne postacie wracały do domu, a Oni wiedzieli że muszą zostać tu na wieki
#34
Napisano 01.04.2008 - |20:21|
#35
Napisano 12.05.2008 - |22:06|
#36
Napisano 13.05.2008 - |08:23|
Est modus in rebus
Horacy
Prawda ma charakter bezwzględny.
Kartezjusz
Przyjaźń, tak samo jak filozofia czy sztuka, nie jest niezbędna do życia. . . Nie ma żadnej wartości potrzebnej do przetrwania; jest natomiast jedną z tych rzeczy, dzięki którym samo przetrwania nabiera wartości.
C.S. Lewis
#37
Napisano 07.07.2008 - |12:08|
#38
Napisano 04.11.2008 - |17:54|
#39
Napisano 05.11.2008 - |09:37|
Ja lubię filmy czy seriale jak główni bohaterowie maja swoje kopie czy inne alternatywne wersje.
I tutaj było nieźle,szczególnie moment jak uświadamiają sobie,że są kopiami a nie oryginałami.
No i kontynuacja tego wątku w późniejszej serii jest wypasiona.
-Dowiedz się żołnierzu,że wróg którego nam zostawiliście był kruchy.
-Ich siła jest płytka wojowniku a wiara nie zna czci.Czy pójdziecie ze mną?
-U waszego boku żołnierze.W waszym cieniu leży honor ''Malazańska Księga Poległych''
#40
Napisano 15.02.2009 - |02:00|
Najlepszy moment to rozmowa O'Neilla z samym sobą.
Nota ode mnie: 8.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych