Odcinek 116-117 - S06E17-18 The end
#301
Napisano 28.05.2010 - |12:26|
Odlecieli z wyspy kierując się tym jedynym kursem. Co do dymka to właśnie w tym problem, że to nie jest już brat Jacoba. On tylko przejął jego postać i wspomnienia, ale brat Jacoba zginął. Dymek nie był pozytywną postacią. Jego zadaniem było nie tylko zniszczenie wyspy co było tylko sposobem na opuszczenie jej, ale coś znacznie gorszego. Może zabrzmi to banalnie, ale chyba chodziło o zniszczenie wszystkiego co dobre na świecie.
#302
Napisano 28.05.2010 - |13:00|
(...) Jacob siada Samuelem na pniaku na plaży mówiąc: "słuchaj bracie, wiem że przegiąłem pałę wrzucając Cię do Śwatła. Ale wiesz, nerwy mnie wtedy poniosły i miałem pomroczność jasną. Zróbmy 'deal'. Dość już tych waśni - chcesz odejść, to odchodź. Jesteś wolny od teraz. Ja już swoje widziałem i swoje przeżyłem, jak masz do mnie jeszcze żal, to możesz mnie zabić, już nie jestem Strażnikiem.
Niestety w większości produkcji jedynym rozwiązaniem jest zabicie przeciwnika, nigdy dyskusja, dyplomacja czy ugoda. Na szczęście są wyjątki (Doctor Who, duża część Star Treków, czy nawet zakończenie nowego BSG).
Użytkownik Magnes edytował ten post 28.05.2010 - |13:01|
#303
Napisano 28.05.2010 - |13:08|
Daj sobie spokoj takimi pytaniami, to nie ma sensu po tym jak sie skonczyl ten serial i jakie zamiary mieli piszacy scenariusz !!!
Tam mogly sie pokazac skaczace elfy po lace czy tajemniczy palec ET naciskajacy przycisk i tak to nie mialo by znaczenia dla tego serialu.
Straznik pilnujacy czegos do czego NIE MOZNA dojsc/znalesc/, jaki to ma sens ?
Ten serial to poprostu typowy serial o milosci i walce dobra ze zlem [filozofia] przybrany w wilcza skore ktora miala udawac ze tym nie jest [technologia, nauka]. W pewnym momencie rozciagnietym na nastepne sezony tak aby zapewnic czas antenowy. Zauwaz ze wszelkie tlumaczenia Twoich pytan sa brane z glowy Tego co ogladal ten serial i JAK widzial ten serial, a nie sa to odpowiedzi wynikajace z jakiejs logiki tego scenariusza. Na wiekszosc pytan odnosnie tego serialu mozna dorobic JAKAS odpowiedz, choc by taka jak ja zaproponowalem.
#304
Napisano 28.05.2010 - |13:09|
[...] Co do dymka to właśnie w tym problem, że to nie jest już brat Jacoba. On tylko przejął jego postać i wspomnienia, ale brat Jacoba zginął. Dymek nie był pozytywną postacią. Jego zadaniem było nie tylko zniszczenie wyspy co było tylko sposobem na opuszczenie jej, ale coś znacznie gorszego. Może zabrzmi to banalnie, ale chyba chodziło o zniszczenie wszystkiego co dobre na świecie.
Moim zdaniem, gdyby Dymek chciał zniszczyć wyspę, to mógłby np. odpalić Jugheada. Ten sposób się sprawdził :-) Raczej bardziej miał na pieńku z Jacobem, w którymś odcinku powiedział "Kiedyś cię zabiję", a Jacob odpowiedział "wiem".
Dymek był na pewno bardziej pozytywny od Jacoba, choć i tak "przewaga" jest dyskusyjna.
Daj sobie spokoj takimi pytaniami, to nie ma sensu po tym jak sie skonczyl ten serial i jakie zamiary mieli piszacy scenariusz !!!
Ja właśnie staram się pomóc scenarzystom i wytłumaczyć niektóre rzeczy :-) Scenariusz w bardzo wielu miejscach "przecieka", a wyjaśnienia tych przeciekań co prawda daje się odszukać, ale cały czas są aż do bólu naciągane.
Użytkownik machupichu edytował ten post 28.05.2010 - |13:39|
#305
Napisano 28.05.2010 - |15:25|
Nie docierają do mnie tłumaczenia finału typu: to była opowieść o rozbitkach bla bla bla. Skoro tak, to po co już od samego początku jakieś zagadki, liczby, Dymy. Żeby rozwiązywać je w żenujący sposób?
#306
Napisano 28.05.2010 - |15:47|
W tym momencie okazuje się, że Richard miał rację w 6x09! Wyspa jest piekłem dla tych, którzy zostaną na niej po śmierci. Kościół w Zaświatach to Niebo a cały "pozostały teren" Zaświatów to Czyściec - np. Desmond mówi nt. Any Lucii, że ona jeszcze nie jest gotowa, musi odpokutować za swoje grzechy zanim dostanie się do Nieba. Podobna sytuacja jest z Benem, tylko że on sam uważa że nie jest gotowy na wstąpienie do Nieba. Ciekawe jak można by zastosować tą analogię do bohaterów - Dymek jako Szatan? Jack poświęcający swoje życie jako Jezus? To chyba już trochę za daleko idąca interpretacja
Ciekawi mnie jeszcze, czy ktoś zrobił zestawienie tego, kogo widzieliśmy na wyspie jako ducha i jednocześnie nie wiedzieliśmy go w Zaświatach, te osoby są w piekle - Michael to raz. Ktoś jeszcze?
Jeszcze zastanawia mnie rola Desmonda i Eloise w Zaświatach - oni wiedzieli najwięcej, dodatkowo Desmond na wyspie także to wiedział. W zasadzie Eloise w realu także wiedziała za dużo. Kim oni mogą być?
Użytkownik EKOlocke edytował ten post 28.05.2010 - |15:50|
#307
Napisano 29.05.2010 - |17:51|
#308
Napisano 29.05.2010 - |19:00|
#309
Napisano 29.05.2010 - |23:55|
Właśnie obejrzałam i tak jak parę osób płakałam jak bóbr. Mnie takie zakończenie satysfakcjonuje. Wolę niedopowiedzenia niż wszystko podane na talerzu.
Co innego niedopowiedzenia, co innego niewyjaśnienie niczego i wprowadzenie wątków nie trzymających się w ogóle kupy.
Finał znakomity pod względem roboty filmowej, świetnie grający na emocjach, z fascynującą rolą Desmonda. I kompletnie bez sensu.
Sorry, ale jeżeli chciałbym obejrzeć sobie sentymentalną historyjkę o miłości - bo tym de facto był finał - to bym obejrzał sobie jakąs komedię romantyczną, bez 5 lat zagadek i tajemnic. Nie po to oglądałem tyle lat Losta, żeby na koniec zostać poczęstowany sentymentalną historyjką o miłości, bajdurzeniami o życiu po śmierci, nie trzymającym sie w ogóle kupy wątkiem chronienia wyspy i Jacoba vs. Czarnego Dymka oraz żałosnym pseudo-happy endem. Żenada i beznadzieja. Scenarzyści zrobili nas w trąbę.
Więcej napisałem na swojej stronie: http://www.ap.krakow...tka.php3?id=248 - zapraszam do lektury i komentowania...
1.Locke-na czym polegała jego wyjątkowość(na tym że na wyspie odzyskał
Akurat to moim zdaniem zostało w serialu wyjaśnione. Locke tak naprawdę wcale nie był wyjątkowy - za to, że przez Innych, w tym Alperta, był traktowany z taką estymą, odpowiedzialne są skoki w czasie, których doznawali Lostowicze . Zwróć uwagę na fakt, że podczas tych skoków w czasie John Locke pokazał się Richardowi Alpertowi zapowiadając wydarzenia z przyszłości, w tym, o ile pamietam swoje własne narodziny (!) i swoje przybycie na wyspę.
Potem jeszcze ileś lat później tenże Richard Alpert spotyka Sawyera, który mówi mu że czeka na Johna Locka (nie pamiętam dokładnie tej sceny, ale było cos w tym rodzaju).
Czy to naprawdę nie wystarczy aby uznać, że człowiek który przed swoimi narodzinami zapowiedział swoje przybycie, jest kimś wyjątkowym?
Edit: o, już ktos to wcześniej napisał...
Użytkownik raj edytował ten post 30.05.2010 - |00:02|
#310
Napisano 30.05.2010 - |00:08|
#311
Napisano 30.05.2010 - |00:12|
Jeszcze ostatnie słowo,
Chciałoby się napisać, że ten serial, to tylko rozrywka, w której nie ma nim nic poza subtelną grą pomiędzy scenarzystami i ich widownią. Jest jednak inaczej. To kilkaset godzin przemnożonych przez kilka milionów widzów, gdzie ostatecznym wynikiem jest unikanie odpowiedzialności za treść.
pachnie podstawą do procesu przeciw twórcom:
"Wysoki sądzie, oskarżam że w finale nie wyjaśnili..."
Desmonda juz zastalismy na wyspie, zmarl podczas swojego rejsu [jesli taki byl w rzeczywistosci] - Penny pewnie tez zginela, w tym kosciele [uzytym jako symbolika] byly same dusze w drodze do swiatlosci a nie zadne ralne/prawdziwe osoby. Z roznych zeznan osob ktore przezyly smierc kliniczna mamy opowiesci wlasnie z czyms w rodzaju flasha i przedsionku do swiatlosci i co niektore religie mowia o tym ze do tej swiatlosci nie trafia sie ODRAZU lub mozna nie dostac sie wogole . I tak tutaj nalezy interpretowac ta wsza 'rzeczywistosc' wyspowa. Jakim cudem w tym dialogu widzisz cos na temat fizycznej rzeczywistosci takie rozumianej przez nas ?
aha. Czyli jak ktoś z prostego zdania Christiana wyciąga logiczny wniosek, to jest to tylko "domysł widza"- ale twoje zupełnie negujące słowa CS pojęcie o wyspie to"oczywista oczywistość"? ech...
Użytkownik gregohr edytował ten post 30.05.2010 - |00:21|
#312
Napisano 30.05.2010 - |01:31|
Wielki final Losta, byl zaiste wielki. Dla mnie to 2,5 godzin najwspanialszej telewizji, jaka w zyciu widzialem.
Wytłumacz mi proszę jak to jest? Kolejna osoba na kolejnym forum wspomina o 2,5 godzinach. Jakim cudem 103 minuty 51 sekund - bo dokładnie tyle trwa finał Losta - stanowi 2,5 godziny?
Jak długo wytrzymalibyście przed ekranami, gdyby na tej wyspie nie działo się nic dziwnego? Ilu z was oglądałoby serial bez Othersów, Dharmy, Widmore'a, wciskania przycisku, elektromagnetyzmu, podróży w czasie, zaburzeń czasoprzestrzeni itp.?
Ja bym na pewno nawet nie zaczął tego oglądać. I podejrzewam, że mało kto z tu obecnych na forum by oglądał. Tylko ze wzgledu na te tajemnice, zagadki itp. Lost nas tak przykuł na tyle lat.
Ja na przykład telewizji praktycznie nie oglądam w ogóle. A seriali to już zupełnie. Lost był jednym, jedynym wyjątkiem w ciągu tych ostatnich 5 lat (5, bo "wskoczyłem" w serial na początku 2 sezonu, pierwszy "nadrobiłem" ogladając go prawie za jednym zamachem) i TYLKO ze wzgledu na te jego tajemniczość. Więc mam pełne prawo czuc się zrobiony w bambuko.
Nie chce powtarzac postow wczesniejszych, sadze tylko, ze moral, ktory plynie z ostatniego odcinka jest jasny - milosc jest w zyciu najwazniejsza.
Jak również jasnym jest, że mnożenie zagadek i tajemnic przez sześć lat, po to, żeby na koniec ignorując wszystkie te zagadki i tajemnice, sprowadzić wszystko do takiego banału że "miłość jest najważniejsza", jest totalnym idiotyzmem.
#313
Napisano 30.05.2010 - |08:52|
Użytkownik Teoria spiskowa edytował ten post 30.05.2010 - |08:53|
Destiny is a fickle bitch.
Only fools are enslaved by time and space.
Ostrożna obserwacja jest jedynym kluczem do prawdy i pełnego zrozumienia.
#314
Napisano 30.05.2010 - |10:04|
(Science Fiction) – gatunek serialu ...musicie to wziąć mocno do serca
W pierwszym
sezonie pierwszego odcinka już byli raczej w czyśćcu a finałem można odnieść ze to niebo ...na nich czekało....
tylko gdzie posiali Lapidus'a ... u wrót nieba go nie było ..........
#315
Napisano 30.05.2010 - |10:24|
Wielki final Losta, byl zaiste wielki. Dla mnie to 2,5 godzin najwspanialszej telewizji, jaka w zyciu widzialem.
Wytłumacz mi proszę jak to jest? Kolejna osoba na kolejnym forum wspomina o 2,5 godzinach. Jakim cudem 103 minuty 51 sekund - bo dokładnie tyle trwa finał Losta - stanowi 2,5 godziny?
Bo Jonasz ogląda w TV z reklamami.
Masz kolekcję seriali? Pomóż rozbudować bazę danych:
showsdb.org - baza z informacjami o scenowych wydaniach seriali#316
Napisano 30.05.2010 - |12:38|
Ja pierdziele Sf nie jest dla ciebie widocznie ... tylko właśnie takie seriale o miłości dla ciebie są przeznaczone ....Panie i Panowie ....
(Science Fiction) – gatunek serialu ...musicie to wziąć mocno do serca
W pierwszym
sezonie pierwszego odcinka już byli raczej w czyśćcu a finałem można odnieść ze to niebo ...na nich czekało....
tylko gdzie posiali Lapidus'a ... u wrót nieba go nie było ..........
" W pierwszym
sezonie pierwszego odcinka już byli raczej w czyśćcu a finałem można odnieść ze to niebo ...na nich czekało...."
W serialu wytłumaczyli tak prosto że i krowa by zrozumiała ;/ Właśnie ta druga alternatywna rzeczywistość to był czyściec ... a wyspa była realna .. gdzieś tam naprawdę istniała i wszystkie wydarzenia były naprawdę .. jeeeej i ty oczekiwałeś jakiś super wyjaśnień zagadek w finale ? _Neoo_:Daruj sobie takie wycieczki.
Użytkownik _Neoo_ edytował ten post 30.05.2010 - |19:40|
obrażanie użytwkoników
#317
Napisano 30.05.2010 - |13:35|
Przynajmniej jedno jest pewne - bomba atomowa z finalu sezonu 5 nie wybuchla (od stukania w nia kamieniem
Ja mam taką teorię, że kiedy Jack wrzucił bombę w dół ta nie wybuchła - ponieważ Jack był kandydatem, nie mógł popełnić samobójstwa.
Tak samo Juliet Burke, prawdopodobnie kandydatka. Nawalała w bombę, nawalała, a ta nie wybucha. W końcu bomba się wkurzyła - wybuchła bez wybuchowo, (jak porządna bomba niebomba - taki course correction), Lostów w przyszłość przesłała a całą Wyspę ogarnęła skażeniem, które ciąż nie lubiło.
Użytkownik Grzebul edytował ten post 30.05.2010 - |13:36|
#318
Napisano 30.05.2010 - |16:29|
W serialu wytłumaczyli tak prosto że i krowa by zrozumiała ;/ Właśnie ta druga alternatywna rzeczywistość to był czyściec ... a wyspa była realna .. gdzieś tam naprawdę istniała i wszystkie wydarzenia były naprawdę .. jeeeej i ty oczekiwałeś jakiś super wyjaśnień zagadek w finale ? ty jesteś za głupi na to co nam teraz zaserwowali a co dopiero jakby mieli tłumaczyć zagadki ... Musisz mieć dużo krwi amerykańskiej w sobie ;]
miarkuj "chłopcze" słowa
gdzieś tam naprawdę istniała ... istniała i istnieje [bo gdzie to musieli kręcić]
i wydarzenia były naprawdę .... na tym polega fantastka żeby tacy Gośce jak ty uwierzyli.... lub snuli swoje teorie
co do amerykańskiej krwi to zostaw ja sobie ..mi wystarczy Polska
i nie naprężaj się tak .....
Użytkownik mensir67pl edytował ten post 30.05.2010 - |16:35|
#319
Napisano 30.05.2010 - |16:30|
@ machupichu
Co do dymka to właśnie w tym problem, że to nie jest już brat Jacoba. On tylko przejął jego postać i wspomnienia, ale brat Jacoba zginął.
Nie wydaje mi sie. W 16 odcinku Flocke mowi do Bena: "It reminds me, that I was human".
Nie mamy zadnego powodu przypuszczac, ze chodzi o jakiegos innego czlowieka, niz brat Jacoba.
Do wszystkich, ktorym bylo zal Jacka w ostatnich scenach finalu: chyba sobie zartujecie.
Facet umiera spelniwszy swoj zyciowy cel, usmiecha sie na widok samolotu z ratujacymi sie przyjaciolmi, a po smierci wiadomo, ze trafi do lepszego swiata, w ktorym beda mu towarzyszyly najwazniejsze osoby jego doczesnego zycia. Jemu nie nalezy wspolczuc, tylko zazdroscic, o takiej egzystenji marzy chyba kazda myslaca istota.
Smutny to byl moment, w ktorym gina Sun i Jin. Przeszli tyle trudow i cierpien, zeby sie odnalezc, tracili nadzieje, tesknili za soba tyle czasu, w koncu sie spotykaja tylko po to, zeby chwile pozniej zginac. To byl prawdziwie smutny epizod.
Osoby, ktore uwazaja ze serial byl przede wszystkim o ludziach - sprobujcie sobie przypomniec co najczesciej mysleliscie po zakonczeniu odcinka: "ciekawe jak on/ona teraz postapi i co on/ona musi teraz przezywac i jak on/ona da sobie rade z ta sytuacja", czy moze raczej "ciekawe do czego to sluzy, skad to sie wzielo, dlaczego to dziala tak, a nie inaczej, jak to w ogole mozliwe?".
#320
Napisano 30.05.2010 - |18:27|
I jest, kurde, jeszcze gorzej niż myślałem.
Zaiste, w finale wylało się więcej łez niż w całym serialu łącznie. Ilość "ajlawju" przekroczyła górne poziomy "Barw szczęścia". Wyjaśnień - zero.
Odcinek zrobiony rewelacyjnie. Desmond, który pojął Tajemnicę i z żelazną konsekwencją zbierający Lostowiczów. Lostowicze z LOST stają się FOUND - piękne ujęcia, gdy po kolei odkrywają siebie i swoje wspólne przeżycia. Locke który "odpuszcza". Jack, który zrozumiał. Charlie, który "wytrzeźwiał". Cudnie... Tylko, kurde, komuś się chyba seriale pomyliły. Łzawy i cukierkowy happy-end, pełen "wielkich słów" typu "wiem kim jestem", "miłość to prawda", "światło jest w nas", "niech żyją Muminki". Sorry, z tymi Muminkami się rozpędziłem :-)
Wydarzenia na Wyspie - wielka katastrofa. Zamiast pozostać przy Świetle jako tajemniczym i cudownym miejscu, sprowadzają to po chamsku na ziemię, sprowadzając do baseniku zatkanego korkiem. Potęga i Moc Wyspy? Cudowne właściwości, uzdrawianie, tysiącletnia historia to nic więcej niż dziura w skale z ciurkającą wodą. Jeeee....
Walka dobra ze Złem, czyli FLocke-Jack. Obaj z ogromnym doświadczeniem, obaj znają tajemnice, ale do końca nie mają zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Obaj działają na zasadzie "ech, ten Desmond to chyba jakiś ważny jest. Wrzućmy wiec go do dziury i zobaczmy co się staje. Jupi!". Hurley to pięknie skwitował słowami: "no to co ja w końcu mam robić, bo nie wiem". Nie martw się, od tysięcy lat nikt nie wie, nie pękaj i rób dobrą minę do złej gry.
Kosmiczne błędy logiczne - chociażby fakt, że brat Jacoba zmienił się w Dymka niemalże od razu (zemdlonym będąc, zresztą), a Desmondowi (w pełni sił) dojście do Źródła zajęło lekko licząc parę minut. Samolot pasażerski po lądowaniu w dżungli - ech, to pikuś, zakładamy że ciemny lud wszystko kupi: przyspawamy parę blach, resztę skleimy taśmą i startujemy z plaży. Brakowało mi jeszcze "kapitanie, wchodzimy w nadprzestrzeń! Prędkość podświetlna!".
Dowalamy do pieca: cała tajemniczość i unikalność wyspy to tylko i wyłącznie wydumki Strażnika (Jacoba). Ot, siadł sobie kiedyś przy piwku, a że piwko było własnoręcznie warzone, to miało więcej mocy. I po kilku głębszych Jacob "se" wymyślił: z wyspy można uciec tylko jednym kursem, Dymek ma szlaban na eksport, kogo polubię będzie nieśmiertelny a reszta będzie miała przechlapane. Szkoda że nie wymyślił czegoś w stylu "ptaki będą latać na wstecznym, w rzekach popłynie dżonyłoker i raz w miesiącu dziewica od tubylców". Hurley będąc Strażnikiem może ustalać własne reguły... hmmm, z tym dżonyłokerem to może być fajny pomysł... :-)
No ale dziury trzeba jakoś zaklajstrować, wiec na deser dostajemy czasoumilacze klasy "musimy się odnaleźć", "czy jestem prawdziwy", "nie ma tutaj ani teraz", "nie jesteś sam", "czekamy na ciebie" i tego typu WTF.
Wszytko co stanowiło potęgę serialu - tajemnice, niesamowite zdarzenia, powiązania losów, tragedie osobiste i zbiorowe, czas i przestrzeń, nauka i filozofia, historia i mitologia, wizje i przepowiednie, wojna i pokój - okazały się tylko wodą na młyn.
Finał mogły by podsumować słowa zdziwionego Hurleya, gdy został Strażnikiem: "I co, to już wszystko?"
Panowie scenarzyści - to co pokazaliście to wszystko, na co Wasz stać?
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych