Pozdrawiam
Ps
Amerykanów jest 300mln
Użytkownik kwitek edytował ten post 29.04.2007 - |20:21|
Napisano 29.04.2007 - |20:18|
Użytkownik kwitek edytował ten post 29.04.2007 - |20:21|
Napisano 29.04.2007 - |20:32|
Z tego co mi się wydaje to w USA mieszka 650 milionów ludzi. Jeżeli się pomyliłem to prezpraszam.
Napisano 29.04.2007 - |20:49|
lub dawały ... przed eksplozjąA co do systemu ochrony to pozostałe zrzuty jakoś sobie dają radę.
Napisano 29.04.2007 - |21:07|
Jack może być w zmowie z Juliet. Był za bardzo wścibski w stosunku do Sun.
Widać, że jest rozdarta pomiędzy lojalnością wobec Bena a sympatią do lostowiczów.
Spadochroniarka (skąd wy wytrzasneliście to Naomi, po kolorze skóry?!).
JAKIE PARE SEKUND PO RACY? Człowieku... NIE WIADOMO po jakim dokładnie czasie przybył. Zresztą zawsze to można wytłumaczyć teoriami Desmonda - Wszechświat wszystko koryguje. Wszechświat nie chciał, by Naomi zginęła, bo miała do spełnienia misję. Cokolwiek znaczy określenie "Wszechświat"Inni bardzo szybko się poruszają po wyspie - grupka przy spadochroniarce była 8 godzin pieszo od obozu. Michaił pojawił się kilka sekund po racy.... ma ktos pomysł w jaki sposób oni mają takie tempo?
Nie sądzę żeby przypadkowo był tuż obok... to byłoby bez sensu biorąc pod uwagę wielkość wyspy.
Okej, a BARDZO DOŚWIADCZONY sanitariusz? Popatrz na Bakunina, to nie jakiś chłystek, a doświadczony chłop... a przynajmniej na takiego wygląda...Jesli czegoś ich uczą, to tamowania krwotoków, zakładania opatrunków i układania rannych w bezpiecznej pozycji. Bardziej zaawanasowani robią wstępną selekcję rannych na polu walki, aby odsiać tych , którzy nie mają szans.
Okej, kumam. Może coś w tym jest. Ale nie chce mi się na ten temat gdybać, wolę poczekać, aż będzie więcej przesłanek, abym mógł się włączyć do dyskusji o czasie i wymiarach...Giuseppe - chodziło mi o to, że "spadochroniarka" spadła "z przyszłości" (w wyniku działania anomalii magnetycznej), w której już znaleziono wyspę i dziób samolotu w dżungli (na tej podstawie został on skojarzony z lotem 815) oraz nie znaleziono nikogo żywego z tego lotu.
Co do Juliet, patrz wyżej na moją wypowiedź. Co do Sun... IMHO NIE UMRZE. Czemu? Czy ktoś sobie zdaje tutaj sprawę, jak bardzo ta aktorka popularna jest w Korei/Japonii (ogólnie w miarę rozwinięte kraje, nie licząc Azjatów mieszkających w innych częściach świata)? Jej śmierć wstrząsnęła by azjatyckimi fanami LOST tak samo, jak śmierć Kate fanami z USA, Polski itp. Kto wie, może odbiłoby to się na oglądalności. Proponuję więc do takiego gdybania o śmierciach wmieszać trochę "polityki"Niezwykle niejednoznaczny jest też stosunek Juliet wobec Bena - powiedziała, że go nienawidzi, a jednak ciągle zdaje mu raporty - mimo iż mogłaby odpuścić i próbować zaaklimatyzować się u lostowiczów. Jeśli chodzi o uczucia, to ten odcinek był jednym z najbardziej dołujących - wredna matka Jina, nadciągająca śmierć Sun, załamanie Juliet i na końcu postawienie istnienia Wyspy i bohaterów pod znakiem zapytania... co sądzicie?
Również wizja przepowiadania przyszłości z SW bardziej mi się podoba Jako że jestem fanem SW, to pozdrawiam kolegę znającego się na rzeczyWhat? Desmond po prostu widzi przyszłość. I ją zmienia. Żadnych wymairów tu poza konwencjonalnymi 4 nie ma. Aczkolwiek bardziej podoba mi się wizja przepowiadania przyszłości pokazana w Gwiezdnych Wojnach. Tam Luke Skywalker widzi, że Han i Leia będą cierpieć, leci i oni przez niego cierpią. W III Epizodzie Anakin widzi, że Padme umrze stara się temu zapobiedz i przez to Padme umiera bo wizja się ziszcza. Takie coś mnie bardziej przekonuje.
Są za kazdym krzaczkiem na wyspie. Tylko, że ich nie widac. Z kilku dodatkowch czasem pada deszcz.
Na pewno się podzieli. Jak tylko wróci na plażę zaraz wszytskim opowie:
"Wiecie co byłam z Juliet w bunkrze medycznym i zbadała mnie. Okazało sie, że tatusiem dziecka jest Jin, a nie mój kochanek, którego mąz wurzycił przez okno z dziesiątego pietra. Och jak się cieszę. A wogóle to zostało mi tylko dwa miesiące życie. Jejku! Jak fajnie!"
Desmond był w zakonie. Jest bardziej uduchowiony od reszty rozbitków, nie dzieli sztucznie ludzi na wyspie na "tych dobrych" i "tych złych", dopóki nie ma jasnego obrazu sytuacji.Desmond faktycznie zachowuje się tak, jakby bronił Innych. Stanął po stronie Mikhaila i krytykuje lostowiczów. Myślę, że w swoich wizjach zobaczył, że jeśli losties zrobią krzywdę komuś z Innych, stanie się wielka tragedia. Sądzę, że on nie trzyma z Innymi, a próbuje uchronić swoich od nieszczęścia.
Jakie chmury? LOOOOOOOOOOOLCzyli może to oznaczać, że wytłukli wszystkich lostowiczów albo ci zdążyli się ewakuować w chmury a ekipa ratunkowa znalazła spalony samolot wraz z ciałami tych, którzy nie przeżyli.
Zna kilka języków, w tym hiszpański.A czy przypadkiem spadochroniarka nie mówi po hiszpańsku???
Użytkownik Giuseppe edytował ten post 29.04.2007 - |21:15|
Napisano 29.04.2007 - |21:15|
Napisano 29.04.2007 - |21:50|
Ja nie jestem pewien czy Ben należy do Dharmy.
Sam też sądzę że Inni nie są z Dharmy.
Napisano 29.04.2007 - |22:16|
Tak apropos teorii przybycia z innego wymiaru czasowego:
ten telefon satelitarny to.......nowy model iPhon'a.....którego jeszcze nie ma w sprzedaży. Ot taki zabieg marketingowy? twórców Losta...
polecam przeczytać: http://sklad.shou.pl/?p=3
Napisano 29.04.2007 - |23:00|
Napisano 30.04.2007 - |01:32|
Użytkownik korowiow edytował ten post 30.04.2007 - |01:36|
Napisano 30.04.2007 - |05:02|
Napisano 30.04.2007 - |09:11|
Sama analiza ewentulanej drugiej (kontrolowanej) katastrofy lub zroganizowania mistyfikacji winna poczekać do ujrzenia następnego odcinka kiedy będziemy wiedzieli (albo i nie :-) ), czy infomracja spadochroniarki to fakt, z którym jest bliżej zaznajomiona czy tylko zasłyszany telewizyjny news, znacznie odbiegający od prawdziwości. Coś mi się zdaje, że to drugie. Tak znajduję po sposobie dopytywania Hurleya o to, co to był za lot:
Hurley: -"I crashed here on Oceanic flight 815"
Spadochroniarka: -"815? Flight 815?!, The one from sydney?"
Jeśli ktoś mówi w ten sposób to tak jakby przypominał sobie coś co, się kiedyś wydarzyło o czym słyszł właśnie z mediów, prawda? Jej przybycie nie było zupełnie powiązane z robitkami z tego lotu i chyba tak samo jak spotkania z nimi spodziewała się spotakania z rozbitakmi, o których TV mówił powiedzmy miesiąc później czy też ze świętym mikołajem. Czyli nie spodziewała się wcale. Right?
Ok, zebrałem listę potencjalnych możliwości; część nie ma sensu, żadnej nie da się zweryfikować na tym etapie. Jak ktoś ma inne pomysły to zapraszam do dyskusji.
Możliwości co do katastrofy:
......
- lostowiczów wsadzono do innego samolotu, mieli myśleć, że lecą 815. Prawdziwy 815 oczywiście się gdzieś rozbił. Całość to spisek mający na celu porwanie lostowiczów (naciągane jak jasna cholera)
....
@kulek - ciekawe założenie. Zresztą jeśli kiedyś ktoś mieszkał na tej wyspie przed Dharmą, to kobiety musiały normalnie rodzić, prawda? Czyli idąc tym tropem Dharma albo robiła coś złego i rozgniewała 'ducha wyspy', który mści się na kobietach, albo Dharma coś zablokowała (np. budując Swan'a) i odtąd pojawiły się komplikacje. Tylko wszystko to mi się kłóci z leczeniem raka i urazów przez Wyspę (od niedawna Wyspa traktuje płody właśnie jako raka i sprawia, że kobiety z nim walczą, ginąc w tym procesie).
Jack jest lekarzem i czuje się odpowiedzialny za rozbitków, traktują go jako swego przywódcę. Co dziwnego jest w tym, że wypytuje się Sun o ciążę? To bardzo trudny okres dla kobiety, a dla kobiety będącej na jakiejś "magicznej" wyspie, żyjącej w takich a nie innych warunkach...
Użytkownik mdag edytował ten post 30.04.2007 - |09:16|
Napisano 30.04.2007 - |09:41|
he, he - taka rzecz też przyszła mi do głowy. Lostowicze będąc na odprawie tylko myśleli że wsiadają do 815. Udawany 815 rozbija się nad wyspą, a prawdziwy - pusty w wyniku np. "zamachu terrorystycznego" (na pokładzie był Irakijczyk) eksploduje i spada do oceanu. Ponieważ udawany zboczył "nieco" z kursu, należało tylko podrzucić "trochę ciał" z wyspy w miejsce katastrofy prawdziwego 815 (na trasie prawdziwego lotu) i mystyfikcja gotowa. Do tego dostajemy news podobny do tego co napisałem wyżej, tylko z przyczynami katastrofy. Niemożliwe ? Wiem bardzo mało realne, trudne logistycznie, ale czy całkiem niemożliwe ?
Może Dharmie udało się zmienić równanie, w wyniku czego wyspa uzyskała cudowne właściwości leczące. Wielki sukces Dharmy, ale ponieważ wszechświat wszytko koryguje, spowodował brak możliwości rozmnażania się w obrębie tej wyspy... ot taka "mała" korekta...
Tym bardziej że posiadł wiedzę o umierających ciężarnych kobietach na wyspie, to było naturalne że zapytał Sun o zdrowie. Każdy z nas jako lekarz znajdując się w takiej sytuacji jak Jack i mając taką więdzę - poszedłby i zapytał Sun o zdrowie. Tak przynajmniej mi się wydaje...
Użytkownik Emp edytował ten post 30.04.2007 - |09:42|
Napisano 30.04.2007 - |10:01|
W odcinku 3x01, w 36 minucie jest taki dialog:
Jack: - Więc jesteście tym, co zostało po tej organizacji ?
Juliet: - To było dawno temu. Nie liczy się to kim bylismy, ale to, kim jesteśmy.
Więc jeśli w chwili obecnej Inni nie uważają się już za członków Dharmy, to bez watpienia byli nimi w przeszłości. Dharma na Wyspie przestała istnieć najprawdopodobniej po Czystce, która była kulminacją wewnętrznego konfliktu i rozpadu Dharmy na frakcje.
Napisano 30.04.2007 - |10:36|
Tak, ten 'nasz' pomysł nie jest może taki zły, tylko że wiemy, że katastrofa nad wyspą naprawdę nastąpiła. Więc chcąc sprowadzić na Wyspę tych ludzi, można było ich wszystkich zabić, wywołanie katastrofy byłoby bardzo kosztowne, itd. Chyba, ze mieli lecieć gdzie indziej, a niechcąco spadli na wyspę przez nie-naciśniecie przycisku. Za dużo gdybania, by to miało sens, i guess
Napisano 30.04.2007 - |11:01|
To w sumie ma sens, ale jest jeden problem... skąd inni mieli by gwarancję kto przeżyje katastrofę nad wyspą ? To że tyle osób przeżyło nie zmienia faktu że równie dobrze wszyscy mogli by zginąć, w sumie nie wiadomo jakim cudem Jack znalazł się oparty o to drzewo bez większych ran, a mógł się zabić waląc łbem o ziemię. Cieżko to wszystko wyjaśnić... sam nie wierze w te wszystkie teorie o innych wymiarach, przenoszeniu się w czasie itp. ale z drugiej strony o ile można wyjaśnić to że te konkretne osoby znalazły się akurat w samolocie, a nawet można upozorować katastrofę innego samolotu, to już ciężko zrozumieć jak oni przeżyli. Ale chciałem zwrócić tu uwagę na coś bardzo ciekawego, na co chyba nikt nie zwrócił: Możliwe że pilot był przekupiony żeby zmienić tor lotu, to miało by sens, ale najlepszym dowodem jest to że dymek zabił pilota, jak wiemy zabija on tylko złych ludzi, więc tłumaczyło by to czemu nie zabił rozbitków a zabił pilota.Jeśli przyjmiemy że katastrofa była przypadkowa (reakcja Bena) to faktycznie nie miałoby sensu. Tylko jest kilka "ale"....
Sporo tych powiązań lostowiczów z przed katastrofy. Wydaje się to aż nie prawdopodobne by przypadkiem znaleźli się w tym jednym samolocie. Jak mawiał Lock nie mylić przypadku z przeznaczeniem
Druga sprawa to - czy ktoś pamięta czy zostało wyjaśnione dlaczego samolot zboczył aż tyle z kursu. Wydaje mi się że nie, chyba że gdzieś mi się to ulotniło. Nie mniej bardzo podejrzana sprawa. Rozumiem że taka zmiana kursu mogłaby być następstwem problemów z samolotem, warunkami pogodowymi, aktem terrorystycznym (porwaniem). A tu o tak samolot "trochę" zboczył z kursu, kolejny przypadek ?
kolejne "ale". Jakim cudem tyle osób przeżyło ? Nie znam się na katastrofach lotniczych, ale to kolejna dziwna sprawa, kolejny "przypadek" ?
Oczywiście Ben zdziwiony katastrofą, ale pamiętajmy o Jacobie. Ten może mieć swoje plany, z których nie wszystkie musi znać Ben. A Jacob jest ponoć wszechmocny...
Użytkownik elektrownik edytował ten post 30.04.2007 - |11:05|
Napisano 30.04.2007 - |11:48|
Napisano 30.04.2007 - |11:56|
Napisano 30.04.2007 - |12:05|
Napisano 30.04.2007 - |12:17|
Napisano 30.04.2007 - |13:04|
Wiem ale mi chodzi o tą część co spadła na plażę, piasek nie piasek, ale to musiało być twarde ladowanie... a jak Jack przeżył to nie mam pojęcia...
Użytkownik Emp edytował ten post 30.04.2007 - |13:21|
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych