W końcu udało mi się obejrzeć całość finału za jednym podejściem.
I... mam, jak chyba wielu, mieszane uczucia.
Serial jako całość jest genialny i nawet nieco naciągane zakończenie go mi nie zepsuło. Jako ateista mam nieco pobłażliwe podejście do bogów, aniołków, nieba, piekła i tego całego kramu. Dla mnie science fiction to nauka jakiej nie znamy, wynalazki i osiągnięcia jakich nie znamy. Jeszcze. Nie powinno być w niej boga w sensie w jakim postrzegają go np. katolicy. Czyli bezcielesnej super istoty, będącej wszędzie i wszystkim, rozumiejącym wszystko i znającym każdą odpowiedź.
Zgadzam się z opinią, że bogowie w takim sensie to mogą zaistnieć w gatunku fantasy - ale w science fiction ?... To przepraszam, bóg jest science, czy fiction?
Niemniej jednak po obejrzeniu i przemyśleniu finału doszedłem do wniosku "takie zakończenie - a czemu nie...". Mimo iż niektóre motywy - jak np. cudowne zniknięcie Kary - nie bardzo mi się podobały, to takie zakończenie mogę zaakceptować. Ogólnie, bo mnóstwo szczegółów jednak nie wyjaśniono albo wyjaśniono trywialnie na zasadzie "bo bóg tak chciał".
Plusów mnóstwo:
- wyszło że my jesteśmy potomkami kolonistów i cylonów (co prawda w jakimś tam mikro promilu ułamka procenta - ale zawsze) - niesamowita wizja...
- powiązanie "naszej" głębokiej przeszłości z kolonistami i cylonami - no genialna genialność, miałem nadzieję na takie rozwiązanie i nie zawiodłem się... Doskonałe ! Padłem na kolana.
- sceny na Ziemi 2, mimo iż słodkawe i lukrowate czasem, IMO potrzebne i dużo dające do myślenia
- te 150.000 lat - doskonałe. Za dużo żeby zostało za dużo z naszych kolonistów (jakieś części Raptorów, narzędzia), za mało żeby znikło absolutnie wszystko (jak wierzenia)...
- system wierzeń - niesamowita myśl, że bogowie starożytnej Grecji "przybyli" do nas z inną cywilizacją (Kolonistów) i zostali wyparci potem przez "jedynego boga" - który też przybył do nas z inną cywilizacją (Cylonów)...
Plusów jest dużo ale ponieważ zostały już wiele razy wymienione nie będę się powtarzał.
Niestety jest (jak dla mnie) sporo minusów, głownie powodowanych brakiem sensowych wyjaśnień czy spójności wątków:
- wplątanie boga super-istoty w wyjaśnienia wielu rzeczy. Mimo tego co wyżej napisałem niektórych rzeczy nie da się skwitować inaczej niż "nie mieli innego pomysłu". Wątek Kary - wielu czekało na wyjaśnienie "kim ona do cholery w końcu jest?" - i dostali zabawne "aniołkiem..."
Pracowite te aniołki w służbie serialowego boga - zrobiły Karze nowego Vipera bez zadrapania. Ale nowej Karze "nowego", normalniejszego mózgu to już nie zrobiły... Zresztą dziwaczne jest IMO to, że Kara po powrocie nie wiedziała kim jest i kiedy znalazła swoje zwłoki "nieco" się zdziwiła.
Niestety zgadzam się z poglądem, że twórcom na koniec zabrakło sensownych pomysłów jak wybrnąć z tylu rozpoczętych wątków i tajemnic i "pojechali co bandzie" - w końcu jak tu dyskutować ze stwierdzeniem "bóg tak chciał..."
Tak BTW - ten wir w którym zginęła pierwotnie Kara musiał być chyba połączony z Ziemią I jakiś tunelem pod/nad przestrzennym - bo i skąd szczątki Vipera i Kary na Ziemi I.
- wspomniany już wcześnie The Plan. Sorry, ale ja dalej nie wiem jaki to był Plan - a chętnie bym się dowiedział. Bo jakoś wyjaśnienie, że Plan to wyrżnięcie ludzkości do nogi - ostro ssie. Taki "Plan" to mogą wymysleć dzieci bawiące się w wojnę. Cały serial na każdym początku odcinka mamy "I mają Plan..." - a potem co? zapomnieli że go mieli...
Oczywiście ktoś powie "no, będzie przecież film The Plan" - ale ja też uważam, że serial jako całość powinien to wyjaśnić, a nie odwoływac się do jakichś dodatków.
- Jakoś dalej nie wiem DLACZEGO 13 plemię zostało wygnane z Kobolu ? I dlaczego 12 plemion z niego wyemigrowało ? Z tego co pamiętam Kobol nie był znukowany - po prostu opuszczony. Dlaczego? Od biedy można się domyslać że Ziemię 13 plemienia zniszczyła wojna z ich własnymi Centurionami - ale co spowodowało ich wygnanie z Kobolu? Wojna, obawa ludzkości o przyszłą wojnę... I dlaczego 12 plemion po odlocie 13 plemienia zdecydowało się opuścić ojczysty świat?
Sorry, ale jak dla mnie to bardzo ważnie pytania i chętnie bym się dowiedział co i jak - tym bardziej, że ten wątek jest często wspominany przez naszych bohaterów. A opuszczenie planety będącej miejscem narodzin i rozwoju danej cywilizacji musi być bardzo trudną decyzją, mającą poważne podstawy. A tu zero wyjaśnień. Pewnie bóg tak chciał...
Pamiętam jak w odcinku kiedy koloniści są na Kobolu Baltar znajduje stos ludzkich czaszek i zdziwiony pyta HeadSix co to jest, przecież Kobol był rajem. A ona mówi, że ludzie z czasem stali się pyszni, zaczeli się mordować.
Teraz, po tym co wiemy kim jest HeadSix skłania mnie to do wniosku że ona dobrze wiedziała co mówi i co się tam stało. A to niestety prowadzi do kolejnego wniosku - 12 plemion zostało wygnane z Kobolu przez bogów - kimkolwiek byli - za swoje zbrodnie przeciw własnej rasie. Czyli znów "bogowie" ostro wkraczają w świat śmiertelników. Znów mamy ewentualne wyjaśnienie "bo bóg/bogowie tak chciał..."
- Ano właśnie - bogowie Kobolu. Kim byli? Kapłanka powiedziała w jednym odcinku dość wyraźnie "Kobol, Miasto Bogów gdzie bogowie przechadzali się pomiędzy ludżmi w harmonii..." no jak dla mnie takie coś zasługuje na JAKIEŚ wyjaśnienie a nie olanie. Ale co tam - bóg tak chciał. Właściwie to bogowie. A w sumie to cholera wie...
Tacy niezdecydowani ci bogowie/bóg. Raz "przechadzają" się pomiędzy ludźmi (jak na Kobolu) a raz są bezcieleśni i działają poprzez "aniołki"... Raz "aniołki" widzi tylko konkretna osoba - jak HeadSix czy Head Baltar, a raz widzą go wszyscy - jak Kara...
- Pytia - fajnie byłoby się dowiedzieć kim była, czemu napisała swoje proroctwo? Choćby malutkie parę zdań - nic. No. Bóg tak chciał...
- Cyloni - gdzieś polecieli, niekoniecznie porzucili technologię i zostali farmerami. Gdzieś tam są gnębią nas )albo opiekują się nami) jako "małe, zielone ludziki" z latających talerzy?
W końcu mogą być niesamowicie rozwinięci technologicznie jeśli poszli inną droga niż nasi koloniści. Może ascendendowali albo ewoluowali do postaci Asgardów
A tak poważnie to ciekawe było poznać ich losy - może kiedyś będzie New Caprica - tym razem o dalszych losach Cylonów po rozstaniu z Kolonistami. Nie sądzę...
- to porzucenie prawie całej technologii - hmm, jak dla mnie mocno dyskusyjne ale do zniesienia.
Nic dziwnego tylko że osiągnięcia jakiegoś poziomu cywilizacyjnego zajęło potem 150 tys. lat. Jak ktoś słusznie napisał - tysiące kolonistów pozbywających się bardziej zaawansowanej technologii i żyjących na OBCEJ planecie... Nowa planeta, nowe choroby, nowe zagrożenia, tubylcy, zwierzęta. Na pewno zostawili sobie jakieś narzędzia, zapasy. Ale - ile potrzeba żeby zapasy się skończyły. Jak potem wyprodukować nowe leki, nowe narzędzia w miejsce zniszczonych?
Raczej ciężki sprzęt i maszyny zostały na statkach - nic nie widzimy ani nie słyszymy żeby zostały z nich wymontowane. Zresztą pewnie w większości przypadków byłoby to trudne lub wręcz niemożliwe. Np. mieli statek - rafinerię. Czyli wysłanie go w słońce spowodowało brak możliwości wytworzenia paliwa - nie mówiąc o pewnie braku tylium na Ziemi. A konieczność poszukiwania tylium to konieczność posiadania statku... czyli końcowy wniosek - parę lotów Raptorem i finito. Na złom.
Podobnie pewnie z innymi rzeczami - ręcznie to sobie mogli wytworzyć najprostsze narzędzia. I tyle. Do leków potrzeba jakiegoś laboratorium, nikt mi nie powie że od razu nauczyli się korzystać ze związków z roślin i zwierząt na Ziemi - obcej dla nich planecie. Jedna choroba i nasi koloniści idą w niebyt. Nie mówiąc o zranieniach i wypadkach - nie sądzę żeby wymontowali izbę chorych z Battlestara.
Nie mówiąc już o tak przyziemnych sprawach jak zgodność chemiczna żywności, składu atmosfery czy grawitacji planety z fizjologią kolonistów - którzy są na niej obcy...
Ergo - dlatego uważam że nasi koloniści tak naprawdę przegrali - a Kara istotnie doprowadziła ich do zagłady. Po prostu ich zagłada była bezbolesna, spokojna i długoletnia. Po prostu znaleźli sobie planetę - nasza Ziemię - na której mogli w spokoju wymrzeć, zamiast ginąc w kosmosie z rąk Cylonów. Przy aż tak radykalnym odrzuceniu technologii kolosalny i szybko postępujący regres cywilizacyjny jest nieunikniony. Ile lat było trzeba, by większość wyginęła od chorób, ataków drapieżników, wypadków czy po prostu ze starości? Bez statków, swojej technologi - z pokolenia na pokolenie zapominali o jej zdobyczach, ich życie stawało się prostsze, nawet najprostsze przyrządy czy maszyny (jeśli mieli jakieś) psuły się i nikt nie potrafił ich już naprawiać... Było ich zbyt mało na nowy początek, zresztą z kim by mieli się krzyżować? z małpoludami? A nawet jeśli do tego doszło - pula ich genów rozpłynęła się przez wieki.
Gdyby było inaczej - historia naszej cywilizacji potoczyła by się inaczej. Ale nie było. Koloniści z biegiem czasu wyginęli - a rdzenni mieszkańcy planety (czyli my) na tysiące lat pozostali w zacofaniu i aż tych 150 tys lat było trzeba że by dojść do punktu w którym ledwo potrafimy doczłaptać się na nasz Księżyc...
EDIT:
Przypomniało mi się: na spojrzenie, że w sumie nie tak słodko miało też wpływa to, jak sporo postaci "skończyło"...
- młody Adama - Dualla palnęła sobie w łeb, Kara wyparowała, ojciec załamany po stracie Roslin - nic fajnego...
- stary Adama - niby nowy świat ale zaczyna od pochowania kobiety, która kocha; Kara była dla niego jak córka - wyparowała - nic fajnego...
- NAPRAWDĘ żal mi Tyrola - od początku jakoś lubiłem tą postać - a skończył chyba najgorzej jak można było (poza odwaleniem kity). Najpierw Boomer - plany na wspólne życie, dom, rodzina - nie wyszło bo Boomer miała spięcie w zwojach i sfiksowała, potem żona Cally - zabita przez jego starożytną prawie-żonę, potem zostało mu dziecko - a tu okazało się że nie jego. Na koniec w zemście sam zabił swoją pra-niedoszłą (no ale należało jej się solennie). De facto jednak w końcu samotnie przeżył resztę życia, pewnie męczony do końca myślami co było i co mogło być... Naprawdę kiepska wizja.
- Anders- niezbyt szczęsliwie zakochany w Karze, która go olała, potem kulka w łeb, wanna i krematorium w słońcu - nic fajnego...
W sumie chyba najlepiej skończył Baltar (czy to nie ironia...) - dokończyć życia w wiejskiej chacie z taką laską - zdecydowanie fajnie.
No i Karl Agathon "Helo" z żonką i Herą - może być.
Na koniec nasza parka FF - państwo Tigh - ale z nimi to nie wiadomo co, bo oboje mieli niezłego hyzia, szczególnie Ellen.
Suma sumarum może i nie jest to całkowita porażka - ale raczej Happy End stanowczo tez nie. I to jest też plus dla serialu.
Użytkownik Lukassuss edytował ten post 23.03.2009 - |15:16|
Nie to ładne co mówią ale to co się komu podoba... czyli "de gustibus..."