Wszyscy chcecie tylko i wyłącznie odpowiedzi. Jak najwięcej, jak najszybciej... To właśnie pokazuje wasz amerykanizm. Twórcy pokazują coś więcej niż prostą historię, tak więc nie dziwię się, że nie wszystko jest i nie będzie jasne. I za to brawa dla twórców, za odwagę. Myślę, że nawet gdyby jakiś odcinek był do [beeep], ale by było wiele tych "odpowiedzi" to większość byłaby zadowolona. A mi się podoba to, co jest. To światło jak dla mnie jest symboliczne, może nawet metaforyczne.
Potraktowałbym to inaczej. LOST to coś na kształt opowieści detektywistycznej. Mnóstwo bohaterów, wątków, powiązań. Każda historia ma głębsze dno, jakąś tajemnicę. Każda tajemnica odkrywa kolejną zagadkę. Wow! Takie były pierwsze sezony, gdzie człowiek siedział zapatrzony w ekran i myślał "co za mistrzowska fabuła, tego jeszcze nie było!". Tajemnicza wyspa, zagubieni ludzie, ktoś kogoś śledzi, bunkry, niepewność, tajemnicze zwierzęta, sygnały radiowe, wołanie o pomoc... Trzymało w napięciu, a fora puchły od domysłów. Po sześciu latach powiem: TAK, oczekuję odpowiedzi. Myślę że sześć lat czekania to nie jest "jak najszybciej". Mi, jako widzowi, należy się odrobina szacunku i wyjaśnienie tego, na co czekam od roku 2005.
Samo to, że nikt nie wie czym jest wyspa... Was to denerwuje, ale dla mnie to genialny pomysł. Bo idealnie pokazuje, jak Inni i reszta walczy o puste słowa, o ideę, o coś o czym nie mają pojęcia. I właśnie tutaj wpada z wyjaśnieniem sam tytuł: "Lost". Wszyscy są zagubieni, nikt tak naprawdę nie wie co się tu do końca dzieje. I jak dla mnie to stanowi o niezwykłości tego serialu.
No i jak ma się to zakończyć? Że samolot się rozbił, ale nie wiadomo dlaczego, ludzie zabijali się w imię nie wiadomo czego, penetrowali wyspę nie wiadomo gdzie i wciskali guzik nie wiadomo po co na wyspie, które nie wiadomo czym jest? Mam zadowolić się na koniec wytłumaczeniem w stylu "bo tak było trzeba". Serial niezwykły, ale jeżeli twórcy na koniec nie poczęstują nas czymś NAPRAWDĘ mocnym, to będzie on co najwyżej niezwykłym rozczarowaniem. I tak jak już pisałem - jeżeli teraz pojawiają się informacje o kilku różnych zakończeniach, to możemy być pewni, że oficjalne zakończenie będzie mdłe. Co najwyżej LOST zakończy się górnolotnym morałem "miłość pokona wszytko" lub "szanuj bliźniego swego". Ameryka odkryta.
Traktuję LOST jak dobrze podane danie w dobrej restauracji. Mam być dopieszczony, obsłużony, liczyć na rozkosze podniebienia, by chcieć dołożyć napiwek do i tak wysokiego rachunku. Aktualnie po wyśmienitym pierwszym daniu otrzymuję deser "drugiej świeżości", lekko zwietrzałe wino, kelner się zapodział i coraz bardziej myślę o wezwaniu szefa kuchni z pytaniem "dlaczego w zupie pływa mucha". Szef, gdyby oglądał LOST odpowiedziałby zapewne: "powiem Ci, ale jeszcze nie teraz. Sam znasz odpowiedź. To mucha Cię wybrała, a nie Ty ją." I - tadam - ostatnie cztery cyfry rachunku pokrywają się z moim PINem.
Ot, i to cały LOST.
I jeszcze co do oczekiwania na finał - jeżeli przez 6 lat uwodzę dziewczynę (jestem przystojny, ciekawy i tajemniczy) a ona płocha i wpatrzona w mnie, to liczę że "coś z tego będzie". A nie na koniec "och, nic z tego nie będzie i sam sobie odpowiedz dlaczego". Magia. Magia kina.