Odcinek 57 – S03E17 - Sunday
#1
Napisano 25.09.2006 - |21:54|
Martin Gero chciał stworzyć odcinek w formacie zupełnie odbiegającym od Stargate przedstawiający pięć osobnych historii dotyczących niedzielnego popołudnia bohaterów. Brad Wright jednak uznał że bez odrobiny akcji to nie przejdzie więc zamysł został zmieniony.
Typowa niedziela w mieście Atlantis. Weir i jej ludzie zajmują się typowymi rzeczami. Przystojny, młody naukowiec – Mike Branton spotyka Elizabeth pracującą w jej biurze podczas jej wolnego czasu.
Mike zacięcie przekonuje ją by poszła z nim na lunch. Elizabeth wyznaje osobistą zasadę by nie umawiać się ze swoimi pracownikami, ale Mike przekonuje że nie ma nic złego w jedzeniu lunchu przy tym samym stole.
Podczas tej „nie randki” urzekający mężczyzna otwiera Weir i nawet ją całuje. Elizabeth wydaje się zauroczona, ale decyduje że nie może pozwolić na wybuch romansu. Zostaje uratowana z niezręcznej sytuacji przez prośbę o przybycie do wieży kontrolnej. Nastąpił wybuch w mieście. Trzech ludzi nie żyje i kilku jest rannych. Przypuszczalnie była to bomba.
#2
Napisano 16.01.2007 - |15:51|
Potem wielkie bum i mocne ostatnie 8 minut.
W sumie chodziły słuchy, że Beckett zniknie z serialu, ale nie spodziewałem się, że aż tak dosłownie.
Przypomina się końcówka SG-1 S07E18 Heroes (Part 2).
W sumie tylko 6, bo tylko końcówka dobra, bardzo smutna, ale dobra.
PS
Na razie jest tylko HR.HDTV z błędnym numerem odcinka.
Stargate.Atlantis.S03E14.HR.HDTV.AC3.5.1.XviD-NBS
#3
Napisano 16.01.2007 - |16:02|
w gruncie rzeczy tradycyjnie i po mojemu w czasie oglądania notowałam sobie co fajniejsze sytuacje, których, swoją drogą, w pierwszej części odcinka była masa - popołudnie shepparda i ronona, randka mckaya i tak dalej. generalnie nie ma sensu rozwodzić się nt. tej połowy, poza tym byłoby to bezsensowne - ot, dużo śmiesznych scenek, taki dodatek do wyobrażanie widza o poszczególnych bohaterach, raczej nic więcej.
na temat 'sunday' od dłuższego czasu krążyły przeróżne pogłoski, więc w gruncie rzeczy spora część widzów była przygotowana na to, co się stanie.
przynajmniej tak się wydawało.
mnie osobiście 2 ostatnie sceny rzuciły na kolana i muszę przyznać, że jak każda typowa baba uroniłam nawet łezkę za drem-do-końca-beckettem :P.
wydawało się po 'heroes' z sg-1, że już lepiej nie można sprawy załatwić - po raz kolejny może i 'pomysł', o ile to w ogóle można nazwać pomysłem, jest wtórny, jednak według mnie sga bije na głowę sg-1 wykonaniem.
chcę jeszcze napisać, że strasznie współczuję w tym momencie mckayowi, zelence, lorne'owi, tej blond pani doktor etc. etc. za 'olanie' becketta w taki sposób. wynika z tego ciekawe pesymistyczne przesłanie - bądź miły i zrób od czasu do czasu przyjemność przyjacielowi, bo nigdy nie wiadomo, kiedy kawałek kogoś wybuchnie metr od niego i już na zawsze pozostanie ci świadomość, że ostatnią rzeczą jaką zrobiłeś dla niego było znalezienie taniej wymówki, byleby tylko sobie poszedł -_-
może to off, ale akurat ja też miałam w życiu taką sytuację - rok temu w sylwestra zadzwonił do mnie wujek, z którym zawsze miałam świetny kontakt - stałam przy telefonie i byłam tak, brzydko mówiąc, skuta, że tylko marzyłam, aby wreszcie odłożył słuchawkę i przestał do mnie mówić. 3 miesiące później dowiedziałam się, że nie żyje. moją ostatnią rozmowę z nim zaliczam do wielkich życiowych porażek i do dziś mam moralniaka. pewnie zostanie mi na zawsze :/.
z tego właśnie powodu wzięła się poniższa ocena - technicznie rzeczywiście, 30 minut o niczym. emocjonalnie dla mnie [co za okropnie kobiece słowo:P] - maks.
10/10 drugi raz w historii sga za przyklejenie mnie od podłogi, chociaż zdecydowanie nie chcę oglądać więcej tego typu odcinków
*chyba, że sprzątną dr weir, która, swoją drogą, jak zawsze popisała się asertywnością i umiejętnością powiedzenia 'nie'; jak to miło ze strony kogoś z jej rangą. ten wątek jest zdecydowanie nudny ;P*
ps. jeżeli ktoś po tym odcinku znowu powie, że jest z bani, zasługuje na 0 itp. i uzasadni to tylko brakiem wraith i replikatorów - pozostawię to bez komentarza :P.
wszyscy znamy cel nakręcenia 'sunday', ale TAKI ep [mimo wiejącego patosu] imho zdecydowanie zasługuje na pewien szacunek; tęsknić za wraith mogę od następnego ;).
- - - - -
@kwiatek - nie tylko ;P! na torrentach jest jeszcze ~427 mega dla wielbicieli trochę kiepskiego obrazu, ale mniejszego rozmiaru
a bałagan na sieci był chyba zamierzony, cała ta sprawa z przestawianiem kolejności emisji podejrzanie mi pachnie. faktycznie, jeżeli ktoś jest niezorientowany, bardzo utrudni mu to piractwo :P
Użytkownik katja edytował ten post 16.01.2007 - |16:36|
PS++$ PE- Y+ PGP--@ t++ 5+++ X+++ R tv- b+++ DI+ !D- G++ e(++++) h-- r+ x*>**
I always hope for the best. experience, unfortunately, has taught me to expect the worst.
#4
Napisano 16.01.2007 - |19:15|
Odcinek ciekawy. W pewien sposób podobny do SG-1:Heroes (część II). Dr Beckett odchodzi w wielkim stylu. 30 początkowych minut wcale nie jest nudne. Miło popatrzeć jakie są relacje między ludźmi żyjącymi w Atlantis, w czasie kiedy mogą zajmować się tym na co mają ochotę. Trudno pisać jakieś konkretne plusy i minusy. Dla mnie jest to kolejny dobry odcinek, których było dużo w 3-cim sezonie, ale nie jest na tyle dobry aby zasłużyć na wyższą ocenę niż 8.
#5
Napisano 16.01.2007 - |19:48|
Ale przedewszytskim szkoda Carsona, to byla jedna z fajniejszych postaci.Wiadomo bylo, ze ma odejsc ale myslalem, ze czasami bedzie sie pojawial goscinnie a teraz to niebardzo (chyba, ze jako halucynacje bohaterow).Podobnie jak poprzednikom skojarzyl mi sie z epizodem SG-1 Heroes, ale tez sama scena pozegnania bardzo przypominala pogrzeb Spocka (ST: Wrath Of Kahn).
Miejmy nadzieje, ze dostanie SGA jakies sympatyczna niewiaste w zastepstwo (oby miala angielski akcent )
PS. Zauwazyliscie, ze Teyli znowy niewiele braklo do zejscia?Cos za zywotna moim zdaniem jest :>
8,5 ( bo Carsona szkoda)
#6
Napisano 16.01.2007 - |20:51|
#7
Napisano 16.01.2007 - |21:40|
IMO za pozbywanie się głównych lub prawie głównych bohaterów należą się scenarzystom baty :/ Obsada i bohaterowie serialu przynajmniej dla mnie są jednym z najwazniejsych kryteriow dotyczących oceny serialu, i bardzo nie podobają mi się takie zmiany na "żywym" organiźmie. Przyzwyczaiłem się do załogi SGA i ciężko będzie zaakceptować serial bez Beckett'a, tym bardziej, że często takie zmiany przynoszą więcej złego niż dobrego (np. SG1 gdzie IMO bardzo sypatyczną dr. Fraiser zastąpiono nijaką "Andromedą")..
8/10
#8
Napisano 16.01.2007 - |22:54|
Byl jedna z zabawniejszych postaci w Atlantis. :/
[*][*][*][*]
Użytkownik macgyver2004 edytował ten post 16.01.2007 - |22:55|
#9
Napisano 16.01.2007 - |23:05|
nie mozna tak po prostu sobie usmiercic MacKaya, Shepparda czy Teyli.
a Beckett... coz, byl drugoplanowy.
ale szkoda, szkoda, szkoda....
www.science-fiction.com.pl/forum
_________________________________________
oh my goddess Me !
#10
Napisano 16.01.2007 - |23:09|
#11
Napisano 16.01.2007 - |23:15|
PS. czemu jeszcze nie ma nowego odcinka SG-1
Użytkownik Sandras edytował ten post 16.01.2007 - |23:18|
#12
Napisano 16.01.2007 - |23:46|
Niedziela Sheparda i Ronona najciekawsze. Scena a'la WoO z golfem
Nocna pobudka MacKey'a genialne genialne
#13
Napisano 17.01.2007 - |07:38|
niektórzy mogą stwierdzić, że:
ps. jeżeli ktoś po tym odcinku znowu powie, że jest z bani, zasługuje na 0 itp. i uzasadni to tylko brakiem wraith i replikatorów - pozostawię to bez komentarza .
wszyscy znamy cel nakręcenia 'sunday', ale TAKI ep [mimo wiejącego patosu] imho zdecydowanie zasługuje na pewien szacunek; tęsknić za wraith mogę od następnego .
ale prawdą jest, że istnieją 2 poważne zagrożenia, które przez prawie wszystkie odcinki 2 połowy 3 sezonu były całkowicie ignorowane;
Użytkownik inwe edytował ten post 17.01.2007 - |07:41|
Est modus in rebus
Horacy
Prawda ma charakter bezwzględny.
Kartezjusz
Przyjaźń, tak samo jak filozofia czy sztuka, nie jest niezbędna do życia. . . Nie ma żadnej wartości potrzebnej do przetrwania; jest natomiast jedną z tych rzeczy, dzięki którym samo przetrwania nabiera wartości.
C.S. Lewis
#14
Napisano 17.01.2007 - |09:36|
Co do całości odcinka to przyjęcie ciekawej formy zasługuje na pochwałę. Mimo, że jakoś łagodnie podchodzimy do wraith i replikatorów, to nie było na co narzekać...
Ocena 9/10 za finał.
Ale, żeby tak się pozbyć Carsona???
Może jednak uda się jakoś załatwić jego ascendencję? :/
#15
Napisano 17.01.2007 - |10:22|
Ja nie mam nic do zabijania2 planowych bohaterów ale czemu zawsze lekarz?
Coś mi się wydaję ,że końcówka była dogrywana bo wyszedł im kiepski odcinek tylko tak potrafię sobie wytłumaczyć zmianę kolejności emisji odcinków.
Użytkownik Raptorek edytował ten post 17.01.2007 - |10:33|
#16
Napisano 17.01.2007 - |10:59|
#17
Napisano 17.01.2007 - |11:07|
W temacie o ostatnim odcinku ludzie narzekali, że nie ma pokazanych relacji międzyludzkich, jak są pokazane też jest źle. Rozumiem różne gusta.
Jednak ten odcinek uważam za jeden z najlepszych nie traktujących o s-f w historii SG. Moment śmierci Becketta jest świetnie zrobiony. Nawet ta pożegnalna rozmowa z Mackayem wyszła dobrze.
Zgadzam się, że zrobiono ten odcinek lepiej niż Heroes.
Mam nadzieję, że wprowadzą szybko nowe zastępstwo i będzie to postać stała. W sg1 po śmierci freiser nowa pani doktor pojawiła się w 9 sezonie i nic praktycznie nie zagrała.
Formuła odcinka dobra, dobrze zrealizowany pomysł nie ma się do czego przyczepić. No powiedzmy dr Wier- jak zwykle spaprany motyw.
Przypomniał mi się film "Memento"- bardzo fajny.
Jeśli dobrze policzyłem to epizody z Wriath i relikatorami to daje nam 8/18 odcinków. Rzeczywiście bardzo marnie.ale prawdą jest, że istnieją 2 poważne zagrożenia, które przez prawie wszystkie odcinki 2 połowy 3 sezonu były całkowicie ignorowane;
Nie mniej w tym odcinku nie ma co narzekać na ich brak- jak mówiłem najwyższa półka.
#18
Napisano 17.01.2007 - |11:10|
Szkoda takiego rozwiązania, ale odejście bohatera jest całkem fajne, jeżeli tak to można powiedzieć.
My tylko decydujemy, jak wykorzystać dany nam czas"
Gandalf - Drużyna Pierścienia
#19
Napisano 17.01.2007 - |11:20|
nudy bo:
że Beckett zginie wiedziałem odkąd przenieśli ten odcinek...
ża to ludzie wybuchają wiedziałem odkąd McKay opier..ł tą dwójkę naukowców...
Golf.. beznadziejny.. granie do wody bez znaczników odległości... co to za golf? (choć Ronon wybijał świetnie )
Wrócił wątek miłosny.. ciekawe czy Mckay w końcu coś zrobi czy nie... (może jeszcze raz scali umysł?)
a poza tym, totalnie beznadziejna niedziela... a tak ciekawie się zapowiadało... liczyłem na TRUST, na Genii na coś nowego... a tu [beeep] :/ ani się oceniać nie chce...
#20
Napisano 17.01.2007 - |11:24|
Przede wszystkim-mieliśmy kawał rozwoju postaci. Mieliśmy ukazaną ich normalna stronę, a nie Shepparda po raz n-ty ginącego ale nie do końca (no, była Teila, ale dostała tylko odłamkiem, więc mogła przeżyć )
Dobre 30 min. niezobowiązujących scenek, ale jakże znaczących z puntku widzenia końcówki-tj. Becketta.
Mam jendak dwa "ale", które mi psują oglądanie tego odcinka:
-ALE byłem przekonany, że te retrospekcje będą służyły bardziej rozwiązaniu sprawy wybuchu. Coś w stylu kryminału, coś w stylu "To ja jestem Kajzer Sose" po cichu miałem nadzieję, że znowu Trust się wmieszał...I że to wszystko zmyłka albo ich plot againts Atlantis... Trochę się zawiodłem. Bo przez to śmierć Becketta jest ciut prozaiczna. Wychodził już z takich opresji a tu sru-rak go zabił. No, nie jego rak, co prawda, tylko innego typka, ale mimo wszystko. Mam wrażenie, że odcinek dzięki temu byłby znacznie lepszy. No wyobraźcie sobie tylko, ze czujecie ten thrill, gdy wszysktie sceny układają się wam w logiczna całość, że widzicie, co, jak i dlaczego i wszystko staje się jasne... Że ten typek, pokazany w scenie 2 to ten sam, co był w labolatorium w scenie 4 i że to on coś tam włączył, coś kombinował... eeech...szkoda.
-ALE końcowa scena pogrzebu do kitu! Tj.-nie jest zła, ale mogła być lepsza. Rozumiem, że to nie była scena kulminacyjna (tą była rozmowa w myślach McKaya), ale mogli to zrobić lepiej. Ja bym pomiędzy pokazywanie twarzy i reakcji ludzkich wplótł ukazanie wbijanie adresu Ziemi i wyskakiwanie kolejnych symboli, z otwarciem wormhola włącznie. By ukazać ostateczne odejście bardziej metaforycznie, coś jak "otwarcie nieba bram" itp. A tak-znowu scenarzyści olali Wrota i możliwości, jakie stwarzają (czyżby oszczędności? Brak efektu splashu pozwolił na zakupienie większej ilości pączków czy co?)
I standardowe minusy:
-Teila pada za późno w stosunku do wybuchu. Poza tym widząc, z jaką siłą ekslpodowała tamta babeczka można przpouszczać, że Teila powinna zostać dosłownie zmasakrowana.
-wybuch zabijajacy Becketta: totalna kicha. Płomienie ogarniające idącą postać? Ludzie, takie rzczy to się w latach 80' tych pokazywało, bo nie potrafiono zrobić odp. efektów. Realistycznie to Becketta powinno rzucić o ścianę. Ale nie błoby dosyć "dramamtycznie", gdyż pomiatanie postacią, która ginie i ma wycisnąć łzy z publiczności jest wyjątkowo nie na miejscu. Więc można było to rozwiązać w inny sposób-po prostu ściemnieniem. Np.-Beckett odchodzi, melduje, lekko odwracając głowę w kierunku pojemnika i w tej chwili mamy wybuch, spowolnienie akcji, zoom na jego oko, w którym odbijają się płomienie i ciach-cięcie, przechodzimy do sceny z McKayem po chwili ciemności z muzyczką w tle.
Ogólnie to stawiam 8. Kontrując wątpliwości co do zasadności istnienia tylu zapychaczy w 3 sezonie: no cóż, gdyby to ode mnie zależało, to nie tyle wspomniałbym o Wraith, ale w jednym odcinku pobocznie ich ukazał. Autorzy wyszli z dwóch założeń:
-Atlantis dla Wraith nie istnieje, bo myślą, że zostało zniszczone. Wraith mają wojnę domowa, więc zajmują się sobą. Ekipa Tauri stara się więc nie rzucać w oczy i nie prowokują Wraith w zaden sposób. To się sprawdziło w Drodze Mlecznej z goa'uld i kupiło nam czas. Ttuaj chcą postąpić tak samo.
-replikatory siedziały na tyłku kilka tysięcy lat i mają "plan", więc nie przeszkadza im odłożenie go w czasie (jak się okaże w ostatnim odc. tego sezonu, nie zasypywali gruszek w popiele)
-Genii się uspokoili i skupiają na budowaniu atomówek przeciw Wraith
-innych wrogów bak
Sezon 3 ma za zadanie wyciszyć wątki, by dać czas scenarzydtom na ich dopracowanie. Co jednak mnie martwi, to możliwość, że Wraith zostaną załatwieni przez Replikatory, co będzie już masakryczna wtórnością w stosunku do SG-1, gdzie goa'uldów ostatecznie załatwili nie Tauri, ale Replikatory własnie. Zasługa Tauri sprowadza się tu do tego, że to pośredno dzięki nim to paksudztwo przylazło do nas.
Użytkownik Zarrow edytował ten post 17.01.2007 - |11:29|
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych