Łobejrzałem. Jeśli za kilka lat jakiś wielki fan "Lost" postanowi z wszystkich odcinków powycinać to co niepotrzebne i nieprzeszkadzające w zrozumieniu całości, ro z pewnością sporo tego odcinka pójdzie do kosza. No, ale odcinek na poziomie, ogląda się dobrze więc to tylko taka ogólna uwaga.
Parę rzeczy odnośnie odcinka, a wśród nich jedna paranoiczna:
- Całkowicie i totalnie rozwalił mnie początek. Bunkier eksplodował, niebo się 'zafioletowało', wyspa zatrzesła i co? i nic. Lostowicze robią co robili, Balasty chodzą z patykiem w tę i z powrotem - jednym słowem standard. Nikt nie szuka Locke'a, Desmonda i Eko, a kiedy pojawia się Locke... MAJĄ PRETENSJE, że nie odzywał się przez cały dzień. Paranoja
- W papierach z pozwoleniem na broń dostrzec można było imię Jonathan. Nie przypominam sobie, żeby wcześniej ktoś zwracał się do Locke'a per Jonathan. Imię John było pewne i nie ulegało wątpliwości. Nie mam pojęcia, być może każdy John jest Jonathanem tylko po prostu przyjęło się mówić John, ale prędzej wydaje mi się, że John i Johnatan to dwa różne imiona. Innymi słowy Locke to nie John Locke, tylko Jonathan Locke. Z tym, ze jak mówię, może to już było wiadomo od dawna, nie pamiętam.
- Myśl paranoiczna na koniec więc teraz jeszcze o końcowym pojawieniu się dwóch Balastów, którzy... przemówili! Ba, okrzyczeli nawet Hurleya. Cóż, wg mnie to wyjątkowa beznadziejna próba wplątania Balastów w akcję serialu. Ile razy próbują ich sensownie wplątać, tyle razy wychodzi to strasznie sztucznie. Tak samo było i teraz. Nagle bezimienna kobita, której nikt nie widział przez 69 dni wyskoczyła z mordą na Hurleya. Marna próba, bardzo marna.
- No i teraz myśl paranoiczna
Dobrze pamiętam, że płyta Geronimo Jackson(a) była wśród płytoteki w bunkrze? Chyba nawet ta sama, której logo miał Eddie na koszulce (no chyba, że po prostu nazwa Geronimo Jackson pisana jest w ten charakterystyczny, jamajski sposó
tłumacząc, ze to ulubiona kapela jego ojca. Teraz tak, Eddie był policjantem więc najpewniej nazmyślał o swojej patologicznej rodzinie więc jeśli to zrobił to (tu myśl mniej paranoiczna) być może jego ojciec był potem/wcześniej jakoś związany z Dharmą. Może dobierał płyty do bunkra, a może siedział w nim i wciskał przycisk zabierając ze sobą ulubioną płytę... A teraz myśl dużo bardziej paranoiczna. Eddie nie kłamał. Matka umarła, ojciec pije. Hmm, znamy jakiegoś ojca pijaka w serialu... hmm... no tak, Christian of koz. Kolejne dziecko Christiana? Co więcej w ten sposób można połączyć Christiana razem z Dharmą poprzez płytę Geronimo Jackson.
A i jeszcze jedno - flashbacki. Trochę z nimi przesadzają. Znaczy nie mam nic przeciwko flashbackom, ale wydawać by się mogło, ze przez dwa sezony poznaliśmy prawie wszystko, co wydarzyło się w życiu rozbitków przed katastrofą, a tu się okazuje, że to były wydarzenia nawet parę lat przez tą katastrofą - w ten sposób to będą mieli tematów na flashbacki do dziesiątego sezonu. Moim zdaniem to pójście na łatwiznę.
Bezpłciowa sygnatura zgodna z regulaminem.