Skocz do zawartości

Zawartość z najwyższą reputacją


#328752 Odcinek 001-002 - S01E01-02 - Air (Part 1-2)

Napisane przez Sakramentos w 12.10.2009 - |21:33|

Chciałem to zignorować, ale nie mogę, bo widzę że kolega zaczyna się udzielać na całym forum, więc sprawę trzeba rozwiązać.
wypowiedź do Opsona.

Z tą predkością swiatła to jest to teoria względności Einsteina i ja sie osobiście z nia nie zgadzam. Wg niej w kosmosie czas płynie wolniej , więc jak puścimy kogoś w kosmos z predkością swiatła na 10 lat to na ziemi minie 100.

To nie jest prawda. Wg. teorii względności im szybciej się poruszamy tym wolniej płynie dla nas czas. Efekt ten jest możliwy do zaobserwowania przy prędkościach relatywistycznych, a więc wysokich ułamkach c.

Nie wiem jak on do tego doszedł skoro nigdy nie był w kosmosie , a za jego czasów satelita to było niemal SF.

To bardzo naiwne, całkowicie niepoprawne zdanie, które w ustach osoby starszej niż 15 lat naprawdę zatyka. Czy wobec tego stwierdzisz, że Tesla nie mógł mówić i wynajdywać tych rzeczy, o których mówił i wynajdywał, bo w jego czsach to była SF, np. sterowana radiem łódź w bodajże 1890 roku? Czy może Ciołkowski, który w 1905 roku generalnie wymyślił wszystko co jest do wymyślenia w lotach kosmicznych, habitatach i kolonizacji, robił sobie SF? Nie rozśmieszaj mnie, bo eksploduję, bum.

Einstein, podobnie jak wielu innych wielkich teoretyków fizyki doszedł do tego dzięki obliczeniom matematycznym i rozumowaniu. I podobnie jak wielu przed nim i po nim, był pod ostrzałem krytyki innych naukowców, którzy jednak nie byli w stanie podważyć jego matematycznych dowodów i toku myślenia. Z czasem zaprojektowano eksperymenty, które zaczęły udowadniać ponad wszelką wątpliwość, że teoria Einsteina jest prawdziwa, a od kiedy mamy zdolność do badania przestrzeni kosmicznej stało się to prozaiczną prawdą. Wykonano setki eksperymentów, które teorie Einsteina potwierdziły.

Natomiast twoja opinia to opinia laika który "używa chłopskiego rozumu" i uważa, że jest mądrzejszy od jajogłowych, oderwanych od rzeczywistości naukowców, którzy nie wiedzą jak się wiąże sznurówki. Postawa szczególnie powszechna w USA, gdzie kraj został skolonizowany przez przeróżnej maści prymitywów, buraków i farmerów, ludzi o mentalności "doktorat-sraty taty, tylko robić nie ma komu!" To tekst każdego rednecka i bęcwała w tym kraju (u nas w sumie też) - czy to
usmolonego górnika, robotnika noszącego kraty w poobgryzanych łapach, czy ochroniarza w sklepie spożywczym z telewizorem odbierającym jedynie Oprę - słowem kogoś kto myśli, że robi coś wartościowego i domagającego się w imię tego powstania związków zawodowych.

Jeśli zastanawiasz się, jak Einstein doszedł do tego wszystkiego, po prostu wpisz nazwę jego pracy w google, może być google scholar, i przeczytaj pdf. Masz tam wszystko wyszczególnione. Inna para kaloszy, czy bez odpowiedniego wykształcenia czy choćby podstaw uda ci się coś zrozumieć.

Uważa on czas za wymiar taki sam jak np. długość tylko z tą róznicą , że podstawowe 3 wymiary są fizyczne a czas już relatywnie nie jest fizyczny i w tym widze problem , za miare czasu bierze on prędkość światła bo uważa , że jest to wartość stała zawsze i wszędzie i jest to nieprzekraczalna granica.

Piszesz to tonem takim, jakbyś miał co najmniej doktorat z fizyki, tymczasem znowu pokazujesz tylko niezrozumienie dla pracy Einsteina. Doprawdy, teoria względności nie jest aż tak trudna-tłumaczy się ją w liceum na strzałkach. Serio serio.

A jeśli o ból głowy przysparza cię biedny Einstein, to jestem ciekaw co byś powiedział na temat współczesnych teorii fizycznych, które na potwierdzenie lub obalenie będą czekały jeszcze ze sto lat, choćby teorię światów równoległych. Matma tam jest świetna - nikt nie obalił równań. Ale w ich myśl okazuje się, że może gdzieś istnieć świat, w którym latające mózgi srają galaretką która same zjadają. To coś jak kot Schroedingera-wszyscy wiedzą, że to niemożliwe, ale matma jest w porządku i nie da się tego podważyć. Choć od dekad ludzie mówią "nieee, tutaj jest coś nie tak".

Akcletory cząstek już dowiodły , że jednak da sie szybciej poruszać (wystrzeliwali w jakimś gadzecie protona chyba i udało im sie osiągnąc predkość powyżej światła w próżni dużo czystszej niż kosmos ).

Nieprawda-nie akceleratory, zapewniam. Dokonano kilku eksperymentów, które ukazały że w bardzo specyficznych warunkach cząsteczki elementarne mogą poruszać się szybciej niż światło. To tak zwany efekt Casimira. Powstaje on jednak na bardzo małych odległościach i przy znikomych masach. Spekuluje się, że na większą skalę zachodzi na obrzeżach Układu Słonecznego, gdzie odpowiada za tzw. anomalię Pioniera (od sondy, która opuściła Układ Słoneczny i za jej pomocą ją wykryto). Nie potwierdzono jednak tych spekulacji. Tak czy siak-rzecz nie działa na międzygwiezdne odległości, ale na atomowe i jest wyjątkiem obserwacyjnym. Nie oznacza to, że teoria Einsteina jest do kitu, ponieważ w wszystkich innych przypadkach została potwierdzona i tłumaczy obserwowane fenomena. Jest to rzecz, której Einstein nie umiał przewidzieć i nie mógł przewidzieć. Tak samo od praw Newtona są wyjątki odkryte w naszych czasach, ale nie oznacza to nagle, że jego prawa przestały obowiązywać, tylko że należy je uzupełnić o szczególne przypadki. Ale i tak opisują wszechświat bez zmian, nawet jeśli w szczególnych warunkach okazują się niekompletne lub pozornie błędne.

Teoria bowiem w języku naukowym oznacza coś innego niż w codziennym życiu. Teoria to wytłumaczenie faktów i obserwacji. To opis danej kwestii, wytłumaczenie dlaczego coś się dzieje tak i tak lub dlaczego w ogóle się dzieje. Nie można więc zbyć Einsteina machnięciem ręki i powiedzieć "to tylko teoria", bo to nie jest "tylko teoria" ale udowodnione twierdzenie. Ustalono jednak, że jeśli chodzi o skomplikowane zjawiska, takie jak np. grawitacja czy ewolucja, używanie słowa "prawo" jest nieuzasadnione gdyż istnieje wielkie prawdopodobieństwo rozwinięcia myśli ludzkiej i nowych odkryć. Nadto teorie nowożytne, w przeciwieństwie do praw, np. Archimedesa, nie opisują całościowo jakiegoś zjawiska. Dlatego wytłumaczenie-teoria-może się zmienić. Nie oznacza to jednak, z wyląduje ona w koszu. Bo-i to jest najfajniejsze-nowa teoria musi być spójna z stara teorią tam, gdzie stara teoria została potwierdzona. Oznacza to, że aby obalić teorie, potrzebne są wielkie dowody które podważą jej główne zasady. Wyjątki, takie jak efekt Casimira, wiosny nie czynią, ponieważ teoria względności Einsteina trzyma się wszędzie indziej i opisuje znane nam fenomeny z wielką precyzją. Bez niej należałoby wyrzucić do kosza całą współczesną fizykę, ponad sto lat dorobku, ponieważ wyciągnięcie tej cegiełki obaliłoby wszystkie inne teorie i prawa fizyki. A ponieważ tamte nawzajem się uzupełniają i potwierdzają wespół z Einsteinem-w takim razie mam nadzieję, że widzisz w jakim błędzie jesteś. Cały wysiłek naukowy potwierdza odkrycia Einsteina, nie zaś je obala.

I dlatego w przyszłości nie będzie "a scientist with '<take THAT Einstein!-theory>".

Nie wiem co będzie za 1000 lat , ale osobiście uważam , że to nie możliwe poruszać sie z taką prędkościa , już samo tarcie które jest znikome w kosmosie przy tej prędkości jednak dało by osobie znać.

Einstein właśnie o tym mówi-że niemożliwe jest osiągnięcie prędkości świała, bo uniemożliwia nam to nasza masa. Tylko fotony i niektóre inne cząstki potrafią poruszać się z taką prędkością. A ich tarcie nie obowiązuje, chyba że zderzą się z jakąś inna cząstką. Co nawet w naszej skali w przestrzeni kosmicznej jest wielce trudne, wierz mi. A co dopiero w atomowej czy subatomowej. Wszechświat jest tak naprawdę pusty.

Ale to śmiechu warte stwierdzenie, że w kosmosie jest tarcie... Nie wiem, jakie szkoły kończyłeś ale nie zasłużyłeś sobie nawet na dyplom magistra od fikołków. Ubój gospodarczy to mało.


Przykład który podałeś (stacja Mir) nie sprawia, że twoja wypowiedź jest bardziej wiarygodna, wręcz przeciwnie. Pokazuje że nie rozumiesz informacji, którą operujesz. ISS, podobnie jak przedtem Mir, operuje w zaśmieconym środowisku orbitalnym, gdzie ilość pozostałości po innych pojazdach zaczyna być rosnącym problemem. Na początku ery kosmicznej tak nie było-ilość kosmicznych śmieci równa była zero i wobec tego możliwość zderzenia była praktycznie nieistniejąca. To, co grozi ISS to właśnie te śmieci, przed którymi stacja musi regularnie się uchylać, bowiem wszystkie są śledzone z Ziemi przez specjalistyczne ośrodki monitorujące. Bez nich ruch w przestrzeni w dzisiejszych czasach byłby niemożliwy.

Istotnie jednak od czasu do czasu kosmiczny grad, nie mający ludzkiego źródła, nawiedza nasze okolice-zapewniam jednak że w przestrzeni międzygwiezdnej jest on nieprawdopodobieństwem, a co dopiero w międzygalaktycznej. To cecha charakterystyczna dla układów gwiezdnych-obecność tak dużych obiektów. Oczywiście nie można całkowicie wykluczyć zderzenia poza tym układem odniesienia, ale jest ono naprawdę nieprawdopodobne. Nawet jeśli-to można wynaleźć sposoby ochrony przed takimi zderzeniami, których to zabezpieczeń imię jest legion. Począwszy od stosowania wytrzymalszych materiałów, przemyślnych barier, osłon czy pancerzy, po stosowanie materiałów :"nteligentnych", miękkich (elastycznych-to właśnie dzięki temu dmuchane stacje Bigelow Aerospace, teraz w fazie testów orbitalnych, lepiej sobie radzą z tym zagrożeniem) czy wyjątkowo twardych i nieprzepuszczalnych. Można też zainstalować sieć mikrolaserów która byłaby swoistą obrona punktową i tarczą przeciwko takim pociskom. Istnieje też kilka innych sztuczek dzięki którym można sobie z tym problemem poradzić, ale pominę to.

Zwrócę za to uwagę, że w świecie SGversum rasy zaawansowane technologicznie dysponują możliwościami o których my możemy tylko pomarzyć. Nie tylko więc mają odpowiednie materiały by się osłonić, mają również technologię osłon energetycznych które w iście magiczny sposób radzą sobie z wieloma problemami. Zaręczam, że tak też jest i w tym przypadku i można spokojnie założyć, że problem pradawni rozwiązali.

FTL to bajka ze starego SF jak Star Trek czy Gwiezdne Wojny , nad i pod przestrzeń skoki itp powstały w sf właśnie po to , aby nie męczyć się z nierealnością tego napędu przez widzów w samym SG mamy hyperdrive , dziwi mnie , że teraz twórcy poszli w tym kierunku.

Całkowita, niezaprzeczalna bzdura pod każdym względem. Po pierwsze-FTL wymyślono na długo przed ST czy SW. Po drugie-do dzisiaj występuje w tysięcy odmian, używając wielu pomysłów, w całym SF. Zwłaszcza w tzw. hard SF, czyli takim które mocno trzyma się obecnej nauki, ma ono ciekawe formy, które pojawiają się za każdym razem w dziesiątkach książek i opowiadań jak tylko zostanie opublikowana nowa praca z tej dziedziny. Tak więc nie masz racji co do SF (zaobserwowałem zresztą, że dla ciebie "SF" to tylko ST i SW, dosyć symptomatyczne dla nowo przybyłych na forum, ale jednocześnie dosyć żenujące)

Nie masz też racji co do tego, że to bajka. Naukowcy zajmują się rozpracowywaniem możliwości tego typu każdego dnia od dziesiątków lat i wykoncypowano wiele niesprawdzalnych póki co prac. Najsłynniejszą z nich (ze względu na podobieństwo do trekowego warp) jest póki co napęd Alcubierra z późniejszymi modyfikacjami, który opiera się na zakrzywianiu przestrzeni. Niestety, by napęd ten był możliwy wymagane jest istnienie wielu dość egzotycznych rzeczy, których odkrycie/istnienie/sfabrykowanie jest kwestia mocno dyskusyjna (chodzi np. o ujemne ciśnienie) i daleko poza naszym obecnym zasięgiem. Niemniej jednak rozważania są prowadzone. Także wormhole-rzecz w SG powszechna-są teorią naukową, której permutacje przebrzmiewają w wielu innych pracach. Np. niejaki Krasnikow dowodzi, że możliwe jest zbudowanie takiego tunelu i utrzymanie go w nieskończoność przy małym wydatku energetycznym. Jest tylko jeden warunek-od punktu A do punktu B statek musi najpierw przelecieć z prędkością podświetlną, niejako "budując" tunel. Na końcu podróży tunel jest gotowy i można wrócić w ciągu kilku sekund do punktu wyjścia, czyli A, tunel zaś będzie trwał i trwał bez konieczności utrzymywania jakiejś infrastruktury.
Natomiast najnowszym pomysłem, który na serio jest testowany, to EMdrive, który jest tak kontrowersyjny, podobnie jak teoria na której się opiera, że wielu nie wieży w jego prawdziwość, zaś potwierdzenia-rzekome-słuszności teorii są uznawane za inny fenomen niż sugerowany. Tak czy siak prace trwają i jeśli ci goście mają rację (trudno to ustalić na dzień dzisiejszy) to możliwe stanie się zamienianie energii w ruch, powstanie napędów bez reakcyjnych oraz loty z prędkością większą niż c na drodze zakrzywienia przestrzeni.

Jak więc widzisz, FTL to nie bajka, tylko poważne rozważania. Natomiast to, w jaki sposób FTL wygląda/działa w literaturze i filmach/serialach SF to inna kwestia, zależna od widzimisię autora. Może on posiłkować się wymysłami naukowców i zazwyczaj tak robi, albo wymyśla coś zupełnie nowego i usprawiedliwia to jakimś wbudowanym w wymyślone uniwersum technobełkotem bez konkretów. Tak czy siak w każdym wypadku upraszcza i zakłada, że coś jest możliwe dla dobra fabuły. Początki rozumowania mogą więc być science, ale dalej to już fiction.

Może ktoś wie i mnie oświeci Destiny jest starszy niż Atlanis czy nowszy , jeżeli jest nowszy to ten napęd jest hmm bez sensu skoro mieli już hyperdrive i dlaczego ich reszta statków byłą wyposażona w drugi napęd jako podświetlny jak mogła mieć ten. Jeżeli jest starszy , a tak mi sie zdaje to też troche to sie kupy nie trzyma dlaczego od tego napędu kompletnie odeszli i tylko w tym statku narazie spotkanym jest on zamontowany. Dlaczego wszystkei spotykane cywilizacje używają hypera skoro łatwiej byłobymieć na początek FTL i stosowac go jako drugi napęd manewrowy. Troche mi to nie pasuje.

Kwestia została już poruszona (chyba nie w tym temacie) i podano możliwe i interesujące wytłumaczenia tego faktu.

Po pierwsze, zacznijmy do tego że stwierdzenie Rusha co do wieku Destiny jest mocno kontrowersyjne. Możemy mieć do czynienia z "retroactive continuity", kiedy to twórcy decydują się zmienić jakiś element uniwersum poprzez stwierdzenie tego faktu (czasem przez niedopatrzenie). Na przykład ktoś by powiedział "atlantis nie opuściło Pegaza nigdy" i to staje się kanonem, niwelując skutki ostatniego epizodu SGA. Tak też może być i tutaj. Z jakich powodów-nie wiem, może twórcy bali się wyśmiania przez nową widownię dla której taka skala czasowa-kilka milionów lat-byłaby nie do przyjęcia tym bardziej, że nie mają zielonego pojęcia o SGversum.

Po drugie, może być to tylko wyrażenie którego użył Rush. Powiedział on bowiem, że statek ma setki tysięcy lat. Użył formy mnogiej i niekonkretnej, która sugeruje że tych setek jest bardzo, bardzo wiele. Równie dobrze więc statek może mieć miliony lat. Nie oznacza ta wypowiedź, że na pewno tak nie jest. I ja się do tego póki co skłaniam.

Po trzecie, możliwe wyjaśnienia dlaczego mamy na Destiny FTL: jak zasugerowano może być to związane z koniecznością wykrywania nadchodzących wormholi, co w hiperprzestrzeni nie jest możliwe.

Po czwarte, Destiny określono jako tak czy siak starsze do Atlantis, abstrahując do tego co ile ma lat. Powstało jeszcze zanim Pradawni opuścili Drogę Mleczną i wszystko, ale to wszystko, wskazuje na to że budowało pierwsze Wrota. Tak więc FTL na Destiny jest najprawdopodobniej najstarszą wersją napędu międzygwiezdnego.

Asgard zaś, podobnie jak późniejsi pradawni, hiperprzestrzeń po prostu odkryli i rozwinęli jej technologię. Goa'uld zaś po śmierci Ra zdobyli technologię lotów hiperprzestrzennych-do tamtej pory poruszali sie " z prędkością 10 razy szybszą od światła". Takie informacje podaje nam finał pierwszego sezonu SG. Czy Ra miał hipernapęd a po jego śmierci technologia stała się szeroko dostępna-nie wiadomo, ja bym stawiał na tą wersję. Tak czy siak wężyki późno dostały hipernapęd

Zaś na pytanie, dlaczego FTLa późniejsze okręty Pradawnych nie miały-doprawdy, czy używanie czegoś starszego i gorszego ma sens? I czy w samochodzie, jak już ktoś w tym temacie zauważył, instaluje się silnik spalinowy, elektryczny, żagle, pedały i kocioł parowy tak na wszelki wypadek? Nie. Ojej, a co się stanie jak skończy się benzyna? Wtedy przecież by się pedałowało, więc dlaczego nikt na to nie wpadł? -_-

Po piąte, istnieje multum innych logicznych wytłumaczeń. Na przykład: podróże w hiperprzestrzeni między galaktykami są bardzo trudne i energochłonne. Generalnie potrzebne jest potężne źródło mocy by o czymś takim w ogóle marzyć, oprócz bardzo rozwiniętej wiedzy o samej hiperprzestrzeni i lotach międzygalaktycznych (jak wiadomo, to co innego niż latanie po galaktyce). Spokojnie więc można założyć, że Pradawni opracowali ekonomiczniejszy sposób podróżowania między galaktykami, by nie wydatkować tyle energii. Lecą może wolniej, ale spokojniej. Destiny przecież nie ma możliwości uzupełniania energii, części, przeglądów itd. musiano więc je zaprojektować tak, by zużywało się jak najmniej. Wolniejszy, ale oszczędniejszy i prostszy-a więc bardziej niezawodny- napęd, przystosowany do podróży międzygalaktycznych, idealnie się w to wpisuje, zwłaszcza jak sie pamięta że używanie hiperprzestrzeni do wydajnej podróży międzygalaktycznej to bardzo zaawansowana technologia dla większości ras niedostępna (znamy tylko dwie które ją opanowały). Więc można założyć dodatkowo, że ten rodzaj napędu nie był wtedy znany.

Tak czy siak nie jest to nielogiczność, tylko pomysł twórców serialu który może-ale nie musi-być w przyszłości wyjaśniony. And bitching around about it is not gonna change antyhing.
  • 14


#331873 Odcinek 006 - S01E06 - Water

Napisane przez SGTokar w 06.11.2009 - |14:58|

… że tytuł mówi o czym odcinek
Tak? „Litości!” Zarzucanie że z tytułu wiadomo o czym będzie odcinek jest kolejnym szczytem wszystkiego. Nie wiem, ale gdyby tytuł odcinka nie odzwierciedlał jakiegoś kluczowego zdarzenia lub rzeczy z odcinka to raczej wtedy jest to wyjście w ogóle poza sens tytułowania czegokolwiek. Więc otwórzcie się na wiedzę: tytuły odcinków w SGU odzwierciedlają wydarzenia z odcinka i tak powinno być bo tak już jest w produkcjach filmowych jest które mają tytuły. Stargate: SG-1 jest o drużynie SG-1, Dystrykt 9 jest o jakimś dystrykcie , a Bękarty Wojny są pewnie o jakiś bękartach na wojnie.

… że treść serialu przypadkowa
Jak na podstawie tego odcinka można takie słowa mówić? Po pierwsze wicherek nie wziął się znikąd - przeszedł przez wrota w Air 3 i teraz jest kontynuacja tego. Nie można samemu troszkę wyobraźni ruszyć? A może to ten wicherek stanie się naszym głównym wrogiem. Może to była jego kapsuła? Czy podejrzenia Young’a wobec Rush’a pojawiły się znikąd? Czy fakt że wodę kradnie wicherek pojawił się z nikąd? Czy fakt że próbują uzupełnić zapasy wody z tego powodu to też taki bez sens?

… piasek raz szkodzi raz nie
A może „piasek” specjalnie wyczuł dobry „deal” z przybyszami i mając nadzieje na pozyskanie nowych źródeł wody pomógł im, albo jak to ktoś przy trzecim odcinku sugerował zaintrygowało go co to są te wrota i przeszedł na drugą stronę. Zresztą co tam nam piasek zaszkodził. Zareagował tylko na osobę która bezpośrednio przejawiała wobec niego wrogą postawę.

…obawiam się że się nie dowiemy co to za „zywy piasek” czy „ufo z air3”
Ba, czytałem takie wypowiedzi w trzecim odcinku i sam jestem miło zaskoczony że w ogóle wicherek powrócił. Natomiast uwaga że nigdy się nie dowiemy co to za statek odleciał z końcówki pilota jest naprawdę kompromitującymi słowami (jeżeli będzie inaczej to się dość pogrążę, ale przyjmę to ryzyko). Ale takie stwierdzenie jest pokroju takiego jakby po „Children of the Gods” uważano że nigdy się nie poruszy wątku Skaary i Share, albo po „Rising” na słowa Shepparda „You do realise I can get us into all sorts of trouble, right?” ni gdyby w żadne kłopoty nie wpadł ze swoją drużyną.

… ble, seks
OMG, ja rozumiem, tego serialu pewnie już z dziećmi trudniej jest oglądać jednak przecież nie są to jakieś ogromne ilości by myśleć że to porno czy co. Poza tym oszczędzili nam sceny seksu.

… ale po co w ogóle szli po wodę
Pada zarzut braku logiki. Skoro wyparowało wiele ton wody to po co w ogóle przechodzić na planetę i badać wodę i przynosić marne parę kilo. Może mieli nadzieję że tę wodę znajda w bliskiej okolicy wrót i przeniosą jej więcej. Może chcieli zgromadzić ją w swoich pojemnikach dla siebie by przetrwać, bo w ich mniemaniu te Pradawnych pojemniki przeciekały

… źle że dowódca się naraża
Decyzja Younga jest kontrowersyjna. Wydaje się że z powodu nogi jego wydajność powinna być mniejsza. Ale może już doszedł do w miarę dobrej formy. Może chciał uciec od problemów na statku tak jak na końcu to pokazali że każdy coś od niego chce i przynajmniej te parę godzin po prostu sobie chciał kostki lodu pozbierać. Odpocząć od nieustannego nadzorowania wszystkiego na statku, a to że wodę kradną, a to że Rush może go kiwać nieustannie. Przecież widzieliśmy jego zarzut względem Rusha (połączony z nerwowym krążeniem w kółko) i okazało się że to Eli wszystko odkrył. Może dlatego chciał odświeżyć umysł, położyć się, pomyśleć i zobaczyć piękny widok kosmosu.

Następnie padają zarzuty o nie strategiczną decyzję skupienia się na ratowaniu Scott’a zamiast dostarczenia lodu. Musiał wybrać co robić bo mu samemu tlen się kończył. Jakby poszedł to by może już nie zdążył wrócić po niego. Scott przecież i tak już był ledwo przytomny. A nawet gdyby wrócił to tlenu by już mogło nie starczyć na aktywny wysiłek fizyczny wyciągania Scota (podczas powrotu widzieliśmy już jak ledwie zipał, a ktoś nawet zarzucał obraźliwie że Young wył jakby był z Chloe, a to było właśnie po to by uświadomić może niektórym że wyciąganie człowieka jest większym wysiłkiem i więcej zużywa się wtedy tlenu). Young wydaje się tą osobą która jest jednym z tych oficerów który próbuje przynajmniej wyznawać zasadę że swoich nie zostawia na polu walki i opiekuje się każdym swoim podwładnym. Po powrocie więc z planety problemy dowodzenia zostały (nieustanni petenci) a na dodatek lekko może się przejął śmiercią żołnierza. Mam tutaj kryzys przywódcy, bo jak należy rozumieć Young dowodzi całym tym bajzlem. Postępujące zmęczenie i irytacja Younga, może dać pole do przejęcia swoiste władzy przez Rush’a w przyszłości z błogosławieństwem O’Neill’a.

Bo to jest właśnie ciekawe. Jak Ziemia zareagowała na samozwańczą chyba deklarację że Rush rządzi bo tak O’Neill powiedział. Czy było to kłamstwo? Czy został zdemaskowane? Czy może rządzi tylko cywilami? Wydaje się z pilota że O’Neill z Rushem nawet między sobą jakiegoś ogromnego konfliktu nie mają.

mała kara dla złodzieja
Sprawa złodzieja jest kolejnym przykładem problemów z którymi Young ma do czynienia. Jego właśni ludzie są niezdyscyplinowani. Krążą głosy by przez śluzę go wyrzucił, ale przecież to nie Cylon! Dał mu ostatnią szansę, bo też żołnierz i tak w kosmos bez powodu się nie wyrzuca.

czemu dżin się dał nabrać blondynce
Bo dżin spotykając wcześniej blondynkę nie został zaatakowany i prawie doszło do kontaktu. Blondynka dała mu wodę.

… nic nie odkryli, tylko kino
Taaak zupełnie nic… a odkrywanie pomieszczeń w pierwszym odcinku z tajemnicza salą z kopułą, a panel ładowania który wywołał dyskusję na forum, a system podtrzymywania życia który musieli naprawić, a dziwny prysznic z którego skorzystali, a panel sterowania wrotami który obsługują, a prom którym już lecieli, a system zaoptrzenia wody który wystąpił w tym odcinku, a system zasilania energią słoneczną widoczny dla nas z zewnątrz, a skafandry… nie zupełnie nic nie odkryli.

Sprawa makeup’u
Jak mówiłem (przy okazji poprzedniego odcinka) to już niestety realia telewizji. Potem by musiało pójść naświetlenie scen i podkład muzyczny. Tymczasem w miarę realnie może założyć że coś tam na pewno mają z podręcznych rzeczy. Może w materiałach ekspedycyjnych zabrali trochę takich narzędzi, a kobitki w swoich torebkach trochę tej chemii miały.

Utrata fanów SG, dziewczyn i dzieci
Nie zaprzeczam jakoś formuła humorystyczna też mi odpowiada. Jednak owszem są dobre odcinki w takiej formie w historii jak sławetne „Window of Opportunity”. Ale także są mniej sławetne szczególnie w Atlantis gdzie jak „Irresistable” i „Irresponsible” gdzie spotykamy gościa – Lucjusza bodajże. Może posłużę się przykładem finału SG-1 to są odcinki jakich oczekuję. W tym są odcinki pełne akcji – takich jak właśnie „Reckoning” i także odcinki z tym czymś taki jak „Threads”. Cofają się jednak jeszcze dalej, ja chcę dreszczyku który miałem pierwszy raz oglądając 1x21 gdzie marsz oddziału Jaffa wywoływał jeszcze jakieś emocje, a nie że potem jak się okazuje w odcinku (który nie okazał się snem) 6x08 The Other Guys, Jaffa wywołują w obserwujących misję naukowcach niemal śmiech bo SG-1 załatwi ich od tak.

Wynurzenia Chloe
Fakt cholera wie co wyniknie z tego ich związku, cóż może Chloe nie chce stracić przytulanki, a może sobie też chce udowodnić że nie jest taka jak się w danej chwili wydaje. Koniec końców, to się pewnie jeszcze okaże, a na razie jesteśmy świadkami jak Rush chce jej wykończyć kolejną bliską jej osobę. Najpierw ojca jej w manewrował w poświęcenie dla dobra ogółu, teraz chciał tak samo wmanewrować Scott’a. Jeżeli dojdzie do jakiś rozłamów to wiemy na pewno że Chloe będzie liderką ruchu przeciwnego Rush’owi.

Gdzie ten wróg?
Dobrze dobrze… widać po wielu że to wyczekiwanie wywołuje u wielu osób emocje i gdy go w końcu dostaną to ich pragnienia zostaną zaspokojone i oglądając serial dostaną wielkiego ukojenia swoich żądnych pragnień.

Szukanie wymówek na siłę
To wyszło przy sprawie skafandrów, które tak, od strony produkcyjnej było pójściem na łatwiznę i pewnie to była główna geneza. Mogę się jednak mylić bo nie śledziłem tego dokładnie, ale Mallozzi dokładnie to podkreślał gdzieś i zdawał sobie z tego sprawę. Producenci byli na pewno tego świadomi że większość fanów to wykryje. My tymczasem w miarę logicznie możemy to wytłumaczyć, że Asgard najwyraźniej musiał tą sprawę skopiować od Pradawnych.

@kowalos
Ale czemu dowodzi „na bezrybiu i rak ryba”. Czy rak to ryba? Rak to skorupiak. A powiedzmy że naprawdę nie masz w zamrażce już żadnych rybek do odsmażenia. Jeżeli lubię ryby, a nie mam takiej i miałbym zjeść raka, a ten rak by mi nie smakował, raczej bym go nie jadł i wolał już zjeść sam ryż (a tym ryżem niech będzie jakiś nawet głupi sitcom). A jak nasz żołądek ogranicza się tylko do ryb i żadnego ryżu nie przyjmujemy to czeka cię śmierć głodowa. Najważniejsze to jak rak ci nie smakuje to go nie jedz bo to mimo złudzenia że w okolicy rybek nie ma to nie jest mimo wszystko ryba.
Kolejne porównanie. Zjazd rodzinny, miała być ryba podali raka. Czy postanawiasz w kółko wybrzydzać że jaki ten rak nie dobry i ci nie smakuję czy po prostu go nie jesz i pozwalasz reszcie rodziny w spokoju go skonsumować? Czy może chwalenie przyprawionego raka jakimś przyprawami i wychwalania komentujesz jeszcze wobec ciotki że chyba z przedszkola wyskoczyła by takie idiotyzmy mówić?

Jeżeli widok że rodzina lubi raka i chwali jego wykonanie pomimo że tydzień wcześniej serwowana ryba Ci się nie podoba i uznajesz tę rodzinne za przykry widok to przestań się widywać z tą rodziną bo najwyraźniej są tak dziwni że jak jedzą ryby to i raka też potrafią zjeść i co najgorsze niektórym to nawet smakuje. Przyjedziesz następnym razem jak zaserwują rybę (czyli pewnie jakieś filmy SG1 lub SGA).

Jeżeli nie wiesz nad czym się rodzina rozwodzi na temat tego raka to ich słuchaj co mówili. Przecież aż modzi niektórzy gonili do działu o mechanice wrót, nowych statkach i innych by za bardzo się tu nie rozwodzić (skoczyły mi się porównania kulinarne). Dwie pierwsze myśli to ciekawa dyskusja na temat paneli ładowania baterii czy też tego czy Rush wiedział czy nie wiedział o funkcji lotu w kierunku słońca.


#330670 Odcinek 003 - S01E03 - Air (Part 3)

Napisane przez SGTokar w 26.10.2009 - |21:30|

Co zrobić by serial został anulowany
Modły co niektórych o anulowanie serialu są po prostu fantastyczne. Jednak Panie i Panowie – macie szansę. Poziom oglądalności „internetowej” jakoś warunkuje potem nabywanie przez polskie stacji serialu do emisji. Chcecie by serial umarł – mam dwie rady. Pierwsza z nich to przestańcie go ściągać i oglądać. Druga nie rozkręcajcie dyskusji, bo raczej rzut oka na długość tematu bardziej świadczy o popularności serialu, niż o jej braku. Forum szczęśliwie składa się też z innych działów gdzie dowoli możemy dyskutować o tym co nam sprawia przyjemność i do czego się nie zmuszamy.

Idąc po Nickach
Na wstępie jeszcze nadmienię że podobają mi się stanowiska Sakrametosa, biku1, Obi’ego i kilku innych. Tak po starych układach wspomnę bob’a, karoll i rexusa. Dlatego co jakiś czas plusikiem zarzuciłem. Fascynująca była wypowiedź jednego z oburzonych użytkowników by dawać jak najwięcej minusów gdy spostrzegł że ma ich trochę. Tylko naprawdę to takie dziwne? W dziale o Stargate, gdzie czytają to raczej fani niż przeciwnicy? Podobne było oburzenie przy odcinku 1x01-02 gdzie minusy jakaś osoba dostawała za inne interpretowanie słów i zarzuciła tłumaczą błąd. Przejdę na starcie od zarzutów Berith względem wypowiedzi bodajże rexusa.

Kiedy odcinek zmuszał do myślenia, kiedy emocje brały górę, retrospekcje nic nie wnoszą
Odpowiedzią na pytanie pierwsze jest fakt że użytkownik zadaje trzecie pytanie, a właściwie bardziej stwierdzenie i zarzut, że retrospekcje nic nie wnoszą. Ileż było tych retrospekcji tutaj? Psjodko jeżeli mnie pamięć nie myli perfekcyjnie wyjaśnił całą sferę społeczną tego co się działo na ekranie. Tego w jaki innowacyjny sposób doszło do pierwszego kontaktu z istotą z odległej części wszechświata. Nie trzeba się chyba rozwodzić na temat że sygnał dźwiękowy w postaci mowy ludzkiej jest nawet w naszych realiach tylko częścią komunikacji. Komunikacja niewerbalna jest bardzo szeroko pojęta i tutaj mieliśmy jej przykład. Wymiana wartości i światopoglądu przez wizje i wpływanie na umysł. Oczywiście pozostaje pytanie czy zwidy nasz żołnierz miał z powodu przemęczenia czy z powodu interakcji z wicherkiem. Tornadko przez przywołanie wspomnienia skruchy sprawdził że Ziemianin pomimo swoich grzechów jest osobą godną podania pomocnej dłoni. W scenie w której za Scott’em podąża ksiądz widać jak ten podążą za wirem który ostatecznie doprowadza go do miejsca, które pozwoli uratować przed śmiercią załogę na statku. Scen w których wypadałoby pomyśleć jest więcej, myślę że przykładami będą jeszcze kolejne problemy w których trzeba tłumaczyć niemal krok po kroku każdy aspekt.
Drugie z pytań to pytanie gdzie emocje brały górę. Jeżeli wytykanie przeszłości przez Rush’a Scotowi nie było emocjonalne, to przynajmniej było to zimne wyrachowanie i wykorzystanie emocji we własnych celach rozdzielenia grupy. Czy emocją nie było nacechowane kopnięcie go przez Greera i potem szamotanina na zboczu piasku? Czy przywoływanie umysłu do emocji religijnych przez Scotta też nie jest jakimś otwarciem się. Czy przywołanie emocji negatywnych w postaci nie wiary w decyzje Rush’a i działanie na własną rękę przez drugą ekipę tez nie ma takich podstaw? Tutaj względem tego ostatniego ktoś inny znowu stawiał zarzuty, że jak, na misji wojskowej i oni sami sobie decydują. Czy próba skrycia emocji w alkoholu przez matkę też była nie widoczna. A może próba emocjonalnego szantażu wyjawienia programu też niektórym umknęła podczas przewijania?
Padają zarzuty o retrospekcje, tymczasem taką jedną czystą retrospekcją i to nie do końca (o czym świadczy przeobrażający się w piasek ksiądz na końcu) jest scena w kościele. Cała reszta to zwidy lub reprezentacja obcego, lub też sceny z Ziemi które dzieją się równolegle do wydarzeń na planecie piaskowej (aczkolwiek musiałbym specjalnie dokładnie odcinek przejrzeć pod tym kątem, jednak z krótkiego przejrzenia nic nie zobaczyłem).
Krzyż na drogę
Nie do pojęcia jest fakt reagowania na krzyż i zarzuty o nie wiadomo co. Osobiście sądziłem że bezpośredniego przywołania do teraźniejszej religii producenci unikają bo oburzą się katolicy. A tu na ironię okazuje się że najbardziej oburzeni są ateiści. Ale po kolei.
Na początek zaskakuje uznanie że Stargate był serialem ateistycznym. Pogląd zupełnie zwala z nóg. Ja powiem więcej, wokół bóstw i religii ten serial się niemal cały czas kręcił. Fakt, może nie tak jak w Galactice, ale jednak. Na początek walka z fałszywymi bogami. Potem wstawienie Pradawnych jako większej siły, niemal boskiej jako ascendentów z wizerunkiem Omy podczas śmierci Daniela w 5x21 jako anioła która niemal prowadzi jego duszę i wyrokuje jak na sądzie ostatecznym. Analogia dosyć oczywista nie mówiona jednak wprost. Ascendenci jako wizerunek aniołów którzy pozostawiają wolną rękę człowiekowi w swoich czynach i którzy po śmierci pozwalają dołączyć do swojego grona.
Odwołania religijne były w Stargate. Ktoś już przytaczał odcinek Demons. Mi się na pierwszy rzut narzuca „The Broca Divide” gdy Jack na koniec cytuje przykazanie z Biblii. Tymczasem wielkie oburzenie że w Stargate ośmieli się pokazać krzyż. Nie daj Boże by pokazali może jeszcze przypadkiem ceremonie na cmentarzu i żeby tylko tam krzyża nie było bo dopiero to będzie skandal – jak pochówek religijny w serialu ateistycznym. Drodzy użytkownicy zasmakujcie tego jak wygląda rzeczywistość. W Polsce to powinno być o wiele łatwiejsze niż w Ameryce. Czy tego chcecie czy nie - wielu ludzi jest wychowywanych w takiej kulturze religijnej i nie ważne co sądzimy… dookoła są i ludzie wierzący i nie wierzący… na ulicy możecie spotkać i zakonnice i księdza i nawet sobie nie zdajecie sprawę z tego może was mijać moherowy beret. Fakt unikania takich poglądów był bardziej sztuczny niż rzeczywisty dla serialu. Chyba nie będzie tak że nagle Scott stanie się święty i będzie mesjaszem dla innych galaktyk. Co więcej dobrze pamiętna scena z komórki z pierwszego odcinka pozwala myśleć że chłopak mimo tych zdarzeń żyje swoim życiem i ma relatywnie gdzieś niektóre zasady które się próbuje narzucać tak jak większość. Najwyraźniej wychowanie w wierze za dużo dobrego mimo wszystko nie dało. Ba, wyciągając takie wnioski można powiedzieć że serial przez pokazanie krzyża jest bardziej ateistyczny niż w Waszym mniemaniu był wcześniej

Rozprawki pustynne
Padają zarzuty że jak to możliwe że szukanie wapnia na pustyni może być tematem serialu sci-fi. Piękne spłycenie problemu. Nie zauważa się już tego że to wapno potrzebne jest do statku kosmicznego na który się można dostać tylko dziewiątym szewronem, który odkrył tą planetę i z tego statku dostano się na nią takim okrągłym wynalazkiem by za pomocą tego wapna w magicznym filtrze powietrza można było dalej odkrywać tajemnice statku. Jednak ile tych tajemnic tak naprawdę może być co by się nie powtórzyło w Atlantis? Zresztą ten statek ma raczej jeden cel, Atlantis był bardziej placówką badawczą więc możliwości odkrywania tajemnic trzeba bardziej rozłożyć. Aaa i jeszcze dodatkowo w jaki sposób te wapno zostało odkryte. Czy nas poprowadził tam szczekający piesek? Nie, dziwna forma życia zwana wicherkiem, czy tornadkiem które skomunikowało się ze Scottem w specyficzny sposób
Mnie osobiście jako osobie po tylu latach przyzwyczajonej do lasów Vancouver widoki pustynne zaciekawiły i wydaje się że każda scena miała jakiś cel i coś wnosiła. Jeżeli nie do rozwoju postaci, albo ich nawet zarysowania (bo to pilot) to do celu jakim było przetrwanie czy to przez badanie innych planet wbrew Rush’owi czy też przez szukanie wapna. Polemika w sprawie ubioru jak Arabowie, czy tez ilości osób których miało suszyć na pustyni była już prowadzona.

Muzyka
Tutaj krótko. Mi się muzyka z finałowej sceny ostatnich minut przed odlotem podobała i to bardziej relatywne odczucie, ale fakt że była sensacyjna w moim wypadku jest na plus. Bo jaka miała być żałobna, albo radosna w takim momencie?
Co do wstawienia utworu słownego! Za nic bym tego nie porównywał ani do BSG „All Along Watchtower”, ani do „Have You Ever Seen the Rain”. Po pierwszy muzyka w BSG rządzi, a szczególnie ten utwór słowny był podbudowywany z kilka odcinków. Składanie tych słów przez finałową piątkę w ostatnim odcinku trzeciej serii na samym początku utworu rządziło, a potem finał w pełnej krasie no i powrót do tego utworu w wersji pianino zarówno w odcinku z Karą, jak i w finale serii. To był cud, miód i malina. Aż na jego zakończenie chce się stuknąć kieliszkiem. Jeden z nielicznych utworów słownych w serialu a miał tak wielki impas że zwala z nóg. Co do SG1 to sytuacja podobna ale w o wiele mniejszej skali. W SG-1 to w ogóle nie było utworów słownych. Utwór ten pomimo zastosowania go w wielu dziełach kojarzy się mi definitywnie z SG-1 i stał się swoistym hymnem. Ba, myślę że na zlotach trochę się go już wyuczyliśmy.
Teraz wiec do odcinka. Jak widać bardzo szybko producenci wykorzystali utwór ze słowami. Wpasowuje się on do wydarzeń. Łatwiej się skłonić do wersji że teraz częściej będziemy zaszczyceni dłuższymi utworami słownymi w tym serialu i możliwe że swoistej wyjątkowości dwóch wcześniejszych przypadków nie doświadczymy… chociaż kto wie.

W poszukiwaniu wroga i kosmitów:
Wszyscy chyba są podbudowani ciekawością kim będą główni wrogowie w Universe. Świadczą o tym pozytywne reakcje nawet na taki mały kęsik w postaci podejrzanej sondy która na koniec odcinka się odczepiła. Nie ma siły. Ten wróg na pewno się pojawi. Osobiście mam nadzieje że w tym sezonie, ale oby jak najpóźniej i z stopniowym wejściem. Kto wie czy i tak już go nie ma wśród nas i już nie mota szyków.
Teorie o Lucjanach wydają mi się w ogóle nie prawdopodobne, co nie zmienia faktu że gdyby oni to byli to byłby szok. Wybór byłby jednak zupełnie nielogiczny. Już w odcinku 1x01-02 pisałem że nawet nie wierzę w osąd Carter że to Lucjanie nas atakowali, tak bardzo chciałbym by było to coś innego niż oni.

Wrota
Akapit komentarz względem braku DHD. Oczywiście opcje obrony są takie że DHD mogło „nie być” tak jak na Antarktydzie, czyli gdzieś je zasypało. Wolałbym wersje że to DHD zostało już gdzieś zamontowane. Chyba że naprawdę Pradawni przyłożyli się tylko w Drodzej Mlecznej i galaktyce Pegaza, a reszty nie zdążyli rozwinąć rezygnując z komunikowania wszechświata i przechodząc do ascendacji (bardziej prawdopodobne). Albo nauczeni doświadczeniem Pegaza i tego jak możliwość komunikacji galaktycznej spowodowało powstanie potęgi i zarazy Wraith sprawiło że nawet nie mieli zamiaru z tym nic robić.
Drugi poruszany mankament to brak zasilania. Naprawdę? Czy nowsze wersje wrót nie mogłyby mieć gdzie indziej zamontowanego tego zasilania, może w podstawie, może nawet w środku w ramie? A jak były zasilane wrota na orbicie w odcinkach Atlantisa? Też DHD jako takowego tam nie było.
Problematyka utrzymania tunelu. Ta faktycznie tutaj sprawa jest nieokreślona. W odcinku „Shades of Grey” było o tyle trzymanie tunelu przez O’Neill’a nie istotne że ani SGC nie miało się nagle nigdzie przenieść, także jeszcze dużo im czasu pozostało z tych 38 minut i ucieczka agentów była w miarę równomierna i wrota działały można powiedzieć na zasadzie typowego otwarcia i przechodzenia. Gest O’Neill’a był czysto PR’owską zagrywką (jak to się lubi teraz mówić). Zastanawiające jest to, gdyby tak ktoś się chciał zmaterializować w miejscu w którym Jack trzymał broń w ręce w środku horyzontu. Tu dochodzą problemy różnego poziomu wbicia wrót w Ziemię. Wszystko jednak da się wytłumaczyć odpowiednimi protokołami zabezpieczającymi i opcjonalnymi algorytmami we wrotach które pewnie takie przypadki powinny uwzględniać.
Wiemy jednak co udowodnił Anubis w 6x01-02 że można utrzymywać wrota przez wysyłanie ciągłego strumienia danych. Pytaniem jednak było które protokoły były ważniejsze – protokół misji i skoków Destiny czy wrót – i w tym tkwiło jednak pewne ryzyko. Wątpię by taki stan wstrzymania mógłby długo trwać.

Fabuła
Padły zarzuty że nie było fabuły w odcinku. Ja jednak dostrzegam wydarzenia, każde wahanie i każde rozdzielenie się które wystąpiły w odcinku. Co więcej równolegle tez trochę się działo na Desitny. Więc kto chce dostrzec wydarzenia ten je dostrzeże. Mnie osobiście cieszy odejście od schematu: „niemożliwe w 5 minut, cuda w 10 minut”. Przecież scenarzyści już tak widzieli to co z postacią zrobili że zaczęli z tego żartować. Nie raz wspominali ustami postaci, że MacKey powinen sam pójść na misję i też by wszystko zrobił. Bo jednym jest fakt że wiemy że raczej główne postacie nie giną, a innym dodatkowo że i tak 90% rozwiąże MacKay swoją techno gadką. Sheppard powie zrób coś, Teyla się wypnie i Ronon napręży i zrobi „rarrruuuu”. MacKey naciśnie przycisk coś przełączy i będzie super. Atlantis za bardzo przyzwyczajiło nas do takich rozwiązań.
Oczywiście mimo wszystko mam nadzieje że jakiś większy wkład z Ziemi przyjdzie. Ostatnio przy rozmowie na GG z jedną z osób miałem okazję poczytać trochę spoilerów. O’Neill już w tym odcinku na razie sugerował rozwiązywanie sytuacji samemu. Jednak myślę że stara ekipa sama powinna się zainteresować coś dzieje z najnowszym odkryciem departamentu Jack’a.
Narzekanie na cechy postaci które mają denerwować, czy na czyny bohaterów które mają nie tylko nas irytować ale i inne postacie jest ciekawe. Serial ma wywoływać emocje zarówno pozytywne jak negatywne. To już obiektywizm danych użytkowników czy odczuwanie tych emocji uznaje za rzecz dobrą czy nie.



#330340 Odcinek 005 - S01E05 - Light

Napisane przez Sakramentos w 24.10.2009 - |18:14|

Żeby sobie oszczędzić zgryzu najpierw postanowiłem dać komentarz odnośnie odcinka, a potem zagłębiać się w przeróżne stękania lub hurraoptymistyczne pohukiwania.

Zacznijmy od oczywistości: odcinek był naprawdę wolny. O ile ogólnie SGU jest jakby w slow motion ;) to ten docinek wyróżnia się pod tym względem. Poprzedni był w sumie taką zamkniętą całością, mieliśmy oczywisty początek, rozwinięcie, kulminację i otwarte zakończenie. Tutaj mamy dokończenie wątku, mam takie wrażenie że to ostatni rozdział poprzedniej historii, rozdział bardzo długi i z detalami opisujący całą sytuację. Stąd powolne tempo.

Ale moim zdaniem to dobrze, na razie coś takiego mi się podoba. No dobra, kłamałem; przeczytałem pobieżnie kilka komentarzy: Krusty, nie zgadzam się z tobą (cóż za szok :P) odnośnie optymizmu w przyjmowaniu SGA. Nie chodzi o to, że ostatecznie malkontenci mieli rację, bo to jest wyciąganie wniosku post factum. Chodzi o to, że podobało nam się na początku, ale potem nasze oczekiwania i ich realizacja przez twórców się rozlazły w dwie przeciwne strony. Oczekiwaliśmy czegoś innego niż nam dano, nawet jeśli chodzi o poziom prezentowany przez pierwsze sezony. Chodzi o to, że było widać pomysł-wyraźny pomysł-na początek, i on nam się podobał. Ale brak było wizji rozwinięcia serialu i powtarzano formułę aż do wypłukania bez żadnego planu. I dlatego pod koniec oceny SGA spadły. Tak samo stanie się z SGU jeśli będzie trzymał się formy 90% dramatu 5% SF i 5% widoczków, bo ileż można powtarzać w kółko te same problemy, wałkować relacje międzyludzkie w tych samych konfiguracjach itd. Po prostu-serial musi się rozwijać, tak jak to robił wspomniany przez ciebie B5 czy DS9 (chociaż tutaj decyzja o "rozwoju" była zdaje się podjęta na dziko a nie z rozmysłem), czy też jak to robił-z różnym skutkiem-BSG. Nie jest sztuką mądrzyć się na końcu gdy już wszystko wiadomo.

Wracając do odcinka: ostatni, długi rozdział historii zaczętej w "Darkness". Budowanie klimatu, np. poprzez ujęcia w "gabinecie" Younga-całkowita ciemnica i wylewające się przez iluminatory światło. Ujęcia Destiny z zewnątrz przez kino. Zbliżenie na słońce i przelot Destiny. Dodatkowo te wszystkie scenki rodzajowe-"all the fun people" grający w karty (ateiści? ;) ); modlący się w innym pomieszczeniu ludzie. Young jakby dochodzący do porozumienia z Rushem. Rush dziękujący Eliemu, Greer i jego krótki komentarz o zbliżającej się śmierci-wszystko ładnie współgra tworząc ogólną atmosferę oczekiwania na koniec. Dobrze to wyszło, widać jasną koncepcję i mnie osobiście jej realizacja nie razi (może tylko fakt, że wszystkie osoby z wywiadów z poprzedniego odcinka, będące postaciami trzeciego planu, dostały się na wahadłowiec razem z drugoplanowymi bohaterami których już znamy-mogli chociaż dla niepoznaki wrzucić kogoś jeszcze do sesji dokumentalnych, kto by się nie dostał na pokład, a kogo zupełnie do tej pory nie znaliśmy)

Young-rzeczywiście zachował się jak przywódca, w dodatku pokazał że kieruje się zasadami.
Rush-spokojny, wyciszony i pogodzony z losem, jego postawa stoi w kontraście do szalejącego jeszcze odcinek (kilkanaście godzin) temu szurniętego, napuszonego naukowca. Co nie zmienia jego niejasnej natury-nadal nie wiemy czy jest dobry czy zły i tylko charakter ma trudny, widać to na przykład w scenie w której mówi Youngowi że i tak ludzie będą sądzić, że sfałszowano loterię. No i dobrze, nagłe wybielenie tej postaci byłoby failem.

Scott-a jednak udało mu się zaliczyć curuchnę. Nie interesuje mnie za bardzo co z tego wyjdzie jako tzw związku, kto komu w gaciach gmera jest samo w sobie nudne. Zastanawia mnie tylko, dlaczego nasz żołnierzyk jest jedyną postacią która w ciągu 6 odcinków zalicza dwie panienki. Jeśli dodać do tego informację, że zbrzuchacił jakąś pannę gdy był jeszcze nastolcem, zaczyna się tworzyć obraz myślącego rozporkiem i czującego rozporkiem pocieszyciela kobiet. Niestety jedna z jego ostatnich panienek lata po pokładzie z bronią a sytuacja nie zachęca do cywilizowanego zachowania. Zobaczmy jak to dalej będzie, ale już widzę, że przylgnie do niego jakiś przydomek pokroju "białego rumaczka" czy coś w tym stylu.
Aha, i czy oni maja racje kondomów? :P
Już widzę te oskarżenia o "młodzieżowość" serialu.

Curuchna-jak zwykle nie mam o niej nic do powiedzenia. Zaczyna mnie to martwić, oznacza bowiem duży subiektywizm gdy myślę/pisze o tej postaci. Na razie w moim odczuciu sprawdza się przepowiednia którą powtarzam przy każdym kolejnym epizodzie-postać istnieje tylko po to, by inne postacie miały z niej...yyy....noo, użytek, ale w sensie że dla scenarzystów jest to pożytek :P sama nie spełnia innej roli niż powielanie ilości "everymenów" na pokładzie wiec gdyby nie jej pierwszoplanowa pozycja byłaby tylko tłem. Ale jak wspomniałem-jej rola może urosnąć gdy wątki ziemskie wejdą w grę.

Eli-na uwagę zasługuje fakt, że mieliśmy w tym docinku tylko jedną retrospekcje i należała ona właśnie do niego. Dopełnia obraz obiboka i "złotego chłopca" który nie potrafił się znaleźć w dorosłym życiu. Poza tym głównie robił w odcinku cierpiętnicze miny gdy zorientował się, że brzuszysko nie tylko uniemożliwia mu widzenie willy'ego, ale także użytkowanie go zgodnie z drugim sugerowanym przez producenta przeznaczeniem. Eli, life is a bitch! Bo to niedobra kobieta była, zostańmy przyjaciółmi i tak dalej ;)
Nie zmienia to faktu że jest inteligentny, przynajmniej na tle reszty-w lot pojmuje o co chodzi Rushowi i zanim ten mu coś każe robić, już liczy orbity, delta v i resztę.

Babka z AIO (Camila? Nie pamiętam)-zamiast ewolucji w twardą babkę od kopania w jaja i przejmowania władzy widzimy jej totalne rozklejenie się w obliczu grożącej jej śmierci i poczucia bezradności (nic od niej nie zależy, nawet własne życie). Niemal błaga Younga by jej nie wykreślał z loterii, a w wahadłowcu puszczają jej nerwy. Czy więc w przyszłości może próbować grać rolę twardej, bezdusznej biurokratki? Czy po prostu chodziło o zbudowanie kontrastu miedzy jej wizerunkiem a tym kim (niby) naprawdę jest? Nie wiem, ale wyszło zaskakująco, nie spodziewałem się tego po niej.

Greer-mało go, ale mało w znaczący sposób. Wypowiada dwie-trzy kwestie, wali jednego gościa w pysk i ogólnie trzyma operację za mordę, by potem oddawać honory Youngowi, niemal romantycznie podchodząc do nadchodzącej śmierci itd. Nie zmienia to faktu, że nadal wpisuje się to w jego "psycholowatą" manierę (rozebrał się do śmierci, ja bym na to nie wpadł).

A teraz co do fabuły-główny fiś dotyczył tu tego, co już domyśliła się większość z nas tydzień temu (w Ameryce też z tego co się orientuję, więc nie zwalajmy na domniemany idiotyzm tej nacji, skąd inąd potwierdzony empirycznie-to po prostu BYŁO oczywiste dla każdego); że Destiny wszystko zaprogramowała tak, by wlecieć w słońce by się podładować. Zapewne część uzna to za fail ze względu na swoją oczywistość (zero zaskoczenia). Ja jednak poruszę tutaj implikacje tego (podobne obawy wyrażali goście z Gateworlda): skoro nie mamy wpływu na Destiny, a cokolwiek dzieje się złego w końcu jest naprawiane przez statek, który za każdym razem wie gdzie wylecieć i jak wylecieć by dalej kontynuować swoją misję, w takim razie jest to inna wersja transportera Asgardu czy skakania przez Wrota w ostatnim momencie, deus ex machina. Nie ma powodu do obaw-statek na pewno to przewidział i zaraz wszystko będzie OK. Niszczy to resztki zaskoczenia czy suspensu i jest bardzo destrukcyjne (rozleniwiające scenarzystów?) dla fabuły przyszłych odcinków.

A jednak imo ta groźba nie jest spełniona w "Light", wybrano raczej eleganckie wyjście. Co prawda oczywistość zostaje potwierdzona-Destiny wszystko przewidział(a). Ale nie ma to charakteru "ojej, stało się coś niemożliwego, ale ja znajduje na to i tak wyjście-wlatuję w słońce!". W przeciwieństwie do wyciąganych z kapelusza rozwiązań made by SGA, które korzeniami sięgają ST ("Captain! The tech is overteching! -Compensate!") tutaj okazuje się, że celowość działań Destiny ma inny charakter-nie jest to rozwiązanie ad hoc, więc nie można liczyć na to że statek za każdym razem będzie miał odpowiedni protokół na jakiś pech (choć logicznie jest założyć, że aby mógł wypełniać swoją misję musi mieć ich cholernie dużo, jeśli Pradawni nie chcieli go wyposażyć w jakąś formę AI). To nie tak, że my się pojawiamy i statek w cudowny sposób ratuje sytuację-i tak, wcześniej czy później zanurkowałby w jakimś słońcu, oszczędzając w tym celu energię na innych systemach. Tak więc choć nic z tego, co robiliśmy ostatecznie nie miało znaczenia nie oznacza to automatycznie że tak zawsze będzie. Po prostu tak było w tym przypadku, zaś procedura nurkowania w słońcu jest rutyną dla Destiny, rutyną która statek powtarzał tysiące, może miliony razy.
Poza tym, tak szczerze-kto z was przypuszczał, że statek zanurzy się w gwieździe? Kto z nas myślał, że to właśnie jest źródłem jego energii, a nie jakiś ZPM? Kto sadził, że czerpanie energii słonecznej nie jest tylko jedną z możliwości, wyjściem awaryjnym? Kto w końcu wpadł na to, że statek miał energię, tylko że nie mieliśmy do niej dostępu? Wszyscy spodziewali się, że statek zanim rozwali się, podładuje z odległości bateryjki i odleci, ale tak się nie stało. Jakieś wiec zaskoczenie jest, a deus ex machina nie niszczy póki co możliwości budowania sensownej fabuły i suspensu. Zobaczymy jak to dalej pójdzie, ale moim zdaniem rozwiązano to elegancko.

Ale nie w tym tkwi plot twist, a raczej może twiścik tego odcinka. Najważniejsze jest bowiem to, co zostaje powiedziane na samym końcu "A co jeśli Rush wiedział?-to niemożliwe.-No dobrze, ale jeśli wiedział?". Przez cały odcinek mamy bowiem rosnący poziom sympatii do Rusha, zwłaszcza ze strony Younga, ludzie zaś przestają skakać sobie do oczu, a jeden co próbował dostaje w mordę i nikt mu nie pomaga nawet wstać. Nie ma szturmu na wahadłowiec, nie ma-wbrew obawom-oskarżeń o zmanipulowanie loterii (choć imo Young nie potrząsał przekonywająco walizeczką). I wtem, na samym końcu, gdy wszyscy cieszą się z sukcesu i wydaje się, że Rush zostanie zaakceptowany, wszystko zostaje wywrócone do góry nogami-a co jeśli wiedział, i to wszystko było tylko jego intrygą by zyskać zaufanie, dać nauczkę, zyskać władzę? Co chciał przez to osiągnąć, jeśli wiedział? To otwiera drogę do ciekawych możliwości w przyszłości-zakładając, że faktycznie wiedział.
To sprawia że ostatecznie odcinek nie jest nudny i do czegoś prowadzi, do czegoś większego niż tylko informacja jak Destiny ładuje bateryjki, wpisuje się więc w rysujący się (mam nadzieje...) plan większej historii.
Końcówka odcinka sprawia też, że potwierdza się teza, że to jest głównie serial nastawiony na relacje międzyludzkie, przynajmniej na razie. Wydaje się jednak że jest mniej, mimo wszystko, udramatyzowany niż BSG i moim zdaniem to bardzo dobrze.

I na końcu rzecz ciesząca mnie wyjątkowo: małe, ale jednak ukłony w stronę czegoś, co generalnie ST czy SG, SGA, BSG miały w pompie (ST najbardziej): respecting science. Chociaż trochę! Jeszcze w żadnym serialu SF nie słyszałem, żeby postacie odnosiły się do parametrów lotu w inny sposób niż "kurs i prędkość", co może wielkim błędem nie jest, ale na pewno nie jest realistyczne. Bo prędkość ma drugo-jeśli nie trzeciorzędne znaczenie, podczas gdy najważniejsza jest delta v. Okazuje się, że nie ma możliwości, by mniejsza jednostka dogoniła większą-ojej, jak to możliwe, cóż za bzdura, powiedzą jedni, przecież jest lżejsza !. Well, children, for some it is a mindfuck, but it is really that way. That's why space fighters are rather nonsense. Do tego małe, ale proste rozwiązanie problemu-proca grawitacyjna (choć tutaj trochę imo przegięli, nie wydaje mi się, by jedno okrążenie mogło być wystarczające, chyba że Destiny było na początku budowania przyśpieszenia. Tak czy siak szybkość z jaką wahadłowiec go dokonał pozwala na uzmysłowienie sobie, jak dobre napędy wymyślili Pradawni). No i na koniec kolejna mała rzecz: korona słoneczna jest bardziej rozgrzana niż jego wnętrze. Dopełnia to obrazu dbania o szczegóły naukowe choć w minimalnym stopniu-a nie na wyszukiwaniu fajnych słów czy pokręconych teorii eksperymentalnych z których używane są tylko abstrakty prac je opisujących. Wszystko jest w granicach rozsądku-trochę realizmu tu, trochę tam i chwatit, jako rzecz wspomagająca historie. Nie wymyśla się nowej fizyki, nie używa technobełkotu, a problem i tak zostaje rozwiązany.
Wygląda to tak, jakby twórcy SGU mówili "widzicie, odrobiliśmy prace domową, nie powielamy błędów innych". OK, na razie wam się udało, zobaczymy dalej.

Miło się oglądało, i choć można było spokojnie domyślić się jakie rozwiązanie zostanie w końcu pokazane, to jednak nie straciłem zainteresowania, wręcz przeciwnie. Może dlatego, bo jestem wyposzczony z braku serialu SF, a może dlatego bo mam niskie oczekiwania albo może dlatego bo jednak serial nie jest póki co zły-kij to wie. Za pozytywne wrażenia z ostatniego dialogu oraz eleganckie rozwiązanie z ładowaniem bateryjek odcinek oceniam na 7.5. Byłoby więcej, jakby wahadłowiec nie doleciał i został z tyłu, wtedy ocena poszybowałaby w górę (ale pewnie wtedy zupełnie inne osoby by musiały siedzieć w środku, bo szkoda tylu obiecujących postaci)
  • 12


#329512 Odcinek 004 - S01E04 - Darkness

Napisane przez Zaleś w 18.10.2009 - |10:40|

@Ogrodnik
Nikt Cie wołami przed telewizor/monitor w czasie wyświetlania tego serialu nie ciągnie ani nie zmusza do zassysania kolejnego odcinka z netu. Jeżeli oglądając go co chwila patrzysz na zegarek to może zmień kanał na transmisję meczu piłki nożnej, tam się zwykle dzieje dużo więcej (pod warunkiem że nie jest to mecz naszej reprezentacji albo innych meczy klubowych). Jeżeli w SF szukasz nie tego co twórcy SGU serwują to przecież żaden problem, na pewno jest wiele seriali SF które bardziej trafią w Twoje gusta. Ale wielu osobom ten "nudny film z "intelektualną głębią"" się podoba i cieszy się z tego, że leci w prime time. Ja nie twierdzę, że SGU jest ósmym cudem świata w kategorii seriali, ale jest wg. mnie porządnym serialem SF który dostarcza mi sporo rozrywki.


A tera taki mały OT w kwestii oceniania wypowiedzi plusami albo minusami:
Ja patrzę na ten system ocen w ten sposób. Jeżeli się z wypowiedzią zgadzam merytorycznie i do tego wypowiedź ta została napisana w sposób przemyślany, poglądy są umotywowane to daje plusa.
Minusa daję jak wypowiedź jest idiotyczna, durna i nie powinna się w ogóle pojawić jak to miało miejsce w przypadku jednego takiego użytkownika wypowiadającego się w tym wątku gdzieś bliżej początku, chyba wszyscy wiedzą o jaką wypowiedź chodzi.
Natomiast jeżeli z treścią wypowiedzi/poglądem użytkownika się nie zgadzam, ale pisze on z sensem i potrafi to wyjaśnić/umotywować to wg. mnie taka wypowiedź nie powinna dostać minusa. Przykładem może być np. ostatnia wypowiedź Ogrodnika. Nie zgadzam się z jego poglądem na ten serial ale nie mogę nic zarzucić formie/sposobie Jego wypowiedzi. Ma On po prostu inny pogląd i to należy uszanować, ma prawo do własnego zdania. Co najwyżej mogę z nim polemizować, wymieniać przemyślenia. Także mam taki mały apel, oceniajmy merytoryczność i inteligencję wypowiedzi a nie to, czy się z nią zgadzamy czy nie.
  • 11


#329483 Odcinek 004 - S01E04 - Darkness

Napisane przez Zaleś w 18.10.2009 - |00:30|

IMHO na siłę chcesz udowodnić jaki to SGU jest zajefajny, a prawda jest taka że 4 pierwsze odcinki można określić jednym słowem: SHIT.

To że Ty chcesz tak określać te odcinki to nie znaczy, że "można je określić jednym słowem: SHIT". Powinieneś napisać "MOGĘ je określić jednym słowem: SHIT". Drobna, subtelna ale jakże ważna różnica ponieważ sporo ludzi wypowiadających się na tym forum uważa ten serial jak do tej pory za całkiem niezły.

- Mało się dzieje (strasznie mało)
- Dużo międzyludzkiego pieprzenia (co to ma k**** być ? SciFi czy moda na sukces ?)

To rozumiem że taki np. cykl Diuny (książki, nie filmy) też porównasz do mody na sukces ponieważ jest tam "dużo międzyludzkiego pieprzenia" i nie zaliczysz go do kategorii SF? W takim razie muszę Ci podziękować że otworzyłeś mi oczy i pozwoliłeś zobaczyć czym tak na prawdę Diuna jest, bo do tej pory zaliczałem ją do kanonu SF.
Albo na przykład taka książka jak "Przestrzeń Objawienia" Alastair'a Reynolds'a też nie zalicza się do SF ponieważ niewiele jest w niej akcji a sporo zależności międzyludzkich.
  • 11


#356038 Odcinek 023 - S02E03 - Awakenings

Napisane przez Sakramentos w 13.10.2010 - |19:01|

W końcu naprawdę dobry odcinek w tym sezonie. 2x02 był niezły, ale sporo rzeczy mi w nim przeszkadzało i szczególnie nie porywał. Był poświęcony głównie "wyhamowaniu" akcji i ustawieniu nowego status quo w wątkach postaci-szczególnie chodziło o zwrot w postaci Younga i nowy kierunek Rusha. 2x01 był kiepszczawy że aż przykro, ale od tamtej chwili poziom wzrasta systematycznie. Ten epizod jest tego dowodem.

Ani chwili się nie nudziłem, mimo że:
a ) nic nie wybuchło
b ) nikogo nie zabili
c ) nie pokazali cycków
d ) ani seksu
e ) nowej planety
f ) i tony innego syfu

Wszystko kręciło się wokół dobrze przemyślanych scen, "mikrozarządzaniu" wątkami i przywiązaniu do szczegółów, tworząc logicznie prowadzoną akcję o stopniowo wzrastającym napięciu. Co chwilę pokazywało się coś nowego, coś interesującego i umiejętnie podgrzewało atmosferę o procent-dwa, aż doszliśmy do finału. Bardzo mi się to podobało i widać, że chyba część z postulatów które wnioskowałem pod koniec poprzedniego sezonu jest spełniana:
-brak kamieni. Wspomina się o nich, są w nieustannym użytku, ale nie pokazuje się tego. Pozwala to na przyśpieszenie i utrzymanie tempa akcji bez zbędnych pierdół
-odkrywamy powoli kolejne tajemnice Destiny i jego misji, wygląda na to, że cała ta połówka sezonu będzie się tym zajmować
-wątki osobiste zostały wypchnięte z głównego toku akcji, zamiast tego dzieją się na uboczu lub są wtopione w główny wątek, przez co nie są tak trudne do przełknięcia. No i lepiej tak jakby wychodzą twórcom od kiedy ci mogą je kompresować (nie są tak sztuczne i pretensjonalne)
-zmniejszono udział postaci w sumie zbędnych i przekierowano wszystko na okolice Young-Rush. Wszyscy inni orbitują dookoła nich.
-znamy już postacie, wiemy czego się po nich spodziewać i to pozwala na pokazywanie ich działań-tych które do nich pasują oraz tych, które zaskakują-a nie jakichś pierdół dodających "głębi".
-skończył się schemat "planeta-kłopot-postój". Nie zaliczyliśmy dotąd ani jednego zapychacza i na to się nie zapowiada. To dobrze.
-utrzymywana jest nadal atmosfera tajemnicy. Jeszcze sporo przed nami.

Dodatkowo powstaje nowy wątek. Nie wiem na ile zostanie wykorzystany, ale możliwe że całkiem całkiem-chodzi o możliwość ataku Lucian na Ziemię. Uporczywość, z jaką nam wciskają urywkami ten motyw przypomina gadki o ascendacji w pierwszym sezonie oraz wzmianki o Lucianach ni z gruchy ni z pietruchy. Więc coś może być na rzeczy. Trudno jednak na razie wymyślić, jak może się to wiązać z załogą Destiny i jak obydwa te wątki mogłyby zostać razem splecione-jedynym wyjściem są kamienie.

Swoją drogą w poprzednim odcinku zapomniałem napisać, że koncept Lucian Alliance bardzo (niefajnie) kojarzy mi się z talibami w Afganistanie oraz różnymi watażkami tam urzędującymi. No dosłownie to samo. Czerpią zyski z nieetycznych, niemoralnych i kryminalnych działalności, ale jednocześnie trzymają ludność pod butem jako "warlolrds". Hm. Najpierw Ori byli jakimiś gwiezdnymi islamistami, teraz mamy kosmiczny pseudo-talibów... Nie lubię takich oczywistych powiązań.

Kolejni alieni w SGU wyszli nieźle. Naturalnie znowu mamy kształt humanoidalny, ba-goście gadają używając dźwięku. Więc trochę to standardowe, ale poza tym odwalono kawał niezłej roboty. Sam wygląd aliena raczej standardowy, nowe Star Warsy nas przyzwyczaiły do podobnych pomysłów (pomijam już gry w stylu Halo czy Mass Effect) tak więc tu jakiejś nowej jakości nie ma. Ale podobało mi się zachowanie kosmity. Jego ruchy, mimika, gesty-bardziej wyglądał pod tym względem jak jakieś zwierzę aniżeli istota o równych lub wyższych niż nasze zdolnościach intelektualnych. Na plus zasługuje też totalny fail standardowych pomysłów na porozumienie się czyli "Ja Tarzan ty Jane" oraz poczęstunek.

Przy okazji zastanawia mnie, czy ci kosmici nie mają czegoś wspólnego z tamtymi, którzy już atakowali Destiny. W sumie motywacje niebieskich były zupełnie niezrozumiałe, wyglądało to tak jakby zainteresowali się "zawartością" Destiny w sumie dopiero po naszym pojawieniu się, a przedtem po prostu za statkiem podążali. Możliwe, że tak naprawdę nie chodzi im o sam statek, ani o jego cel, ale właśnie o tych typków, których spotkaliśmy w tym odcinku. Może ich ścigają albo co?

Następny punkt programu to pierwszy seedship jaki widzimy. Przede wszystkim byłem zdziwiony, że jest wyraźnie mniejszy od Destiny, spodziewałem się w sumie podobnych gabarytów pojazdu. Sam zaś pomysł dokowania nasunął mi myśl, że nic nie stoi na przeszkodzie, by Destiny było statkiem modularnym, który może przyłączać kolejne swoje "części" po drodze. W sumie jednak to, co widzieliśmy w materii dokowania wyklucza taką możliwość.

Sam seedship jest mały, ciasny, industrialne zaśmiecony. Z Pierwszymi dwoma przymiotnikami problemu nie mam, gorzej z następnymi. Przyzwyczaiłem się już do tych śmiesznych włazów, rur buchających parą (??) i innych bzdur w które ciężko mi uwierzyć, choć jestem w stanie wymyślić tuzin racjonalnych wytłumaczeń. No ale to już coś, na co nic poradzić nie można.

W końcu-no, to musiało się kiedyś stać, marzyłem o tym do dawna-zobaczyliśmy fabryczkę Wrót. Czyli coś, co powinno znajdować się również na Atlantis, ale jakoś tego nie było. Dosłownie tak to sobie wyobrażałem, szkoda tylko że nie pokazano procesu powstawania Wrót na taśmie produkcyjnej, mogłoby być fajnie. Reakcja Rusha na to znalezisko była natomiast bezcenna.

Z pobocznych uwag: czy mi się wydaje, czy kino zrobiło się mniejsze?

Jeśli chodzi o postacie to w sumie idziemy powolutku. Eli zszedł na dalszy plan i ma obecnie status takiego Volkera, tylko że więcej gada. Chloe natomiast zaraz pewno zamieni się w poczwarkę i w nadchodzących odcinkach każe nazywać się Queen of Blades. Obawiam się bardzo wielkiej głupoty, czyli zmiany człowieka w aliena (pozazdrościli District 9? ). Tak więc na tym froncie na razie spokój.

TJ i jej rozterki nie za bardo mnie obchodzą. W przeciwieństwie do większości krytycznie oceniam wątek jej dziecka i uber-kosmitów, którzy tak naprawdę zostali dodani ad hoc ze względu na ciąże aktorki. Wątek ten wprowadzono tylko po to, by wypisać dziecko z serialu i anulować ciążę bez wymiany aktorki. Niestety odbyło się to kosztem spójności meta-fabularnej, bo teraz na każdym kroku będziemy się spodziewać interwencji uber alienów od mgławicy i obeliska. To źle, bo zawsze wymusza to albo nierealistyczne, psujace linię serialową wyjścia z trudnych sytuacji albo zmusza do narzucania tego typu istotom jakichś dziwnych obostrzeżeń które zabraniają im interwencji za każdym razem. To nie Cienie i Vorloni, tylko kolejna wersja ascendatów/Q/whatever. I don't like this kind of crap.

Tak więc rozterki TJ nie są dla mnie interesujące, bo raczej nic z nich dla tej postaci nie wyniknie. Young już do dłuższego czasu zmierzał w tym kierunku, historia z dzieckiem pozwala tylko troszeczkę bardziej uwiarygodnić jego przemianę. Natomiast jeśli chodzi o TJ to postać nadal stoi w miejscu, choć dodano jej nieco kolorytu. Bardzo podobała mi się scena kiedy T-bag zostaje przez nią przystopowany. Mocny chwyt, szybka akcja i naturalnie wyglądający gest ręką, powstrzymujący żołnierza śpieszącego na pomoc. Krótkie, treściwe-i komunikatywne. Widz i T-bag już wiedzą, że TJ jest obecnie w fazie "Don't [cenzura!] with me, or I will [cenzura!] you up!".

A właśnie, T-bag. Pojawienie się tego aktora w SGU to imo-i chyba nie tylko imo-pomyłka. Jest zbyt charakterystyczny, łączymy go z rolą w prison breaku, gdzie stworzył niezapomnianą rolę. Teraz wszędzie, gdzie dostaje angaż żądają od niego tego samego-bycia T-bagiem tylko że udającym kogoś innego. Tak więc mieliśmy T-baga z supermocami w Heroes a teraz mamy T-baga w odległej galaktyce. Czekma na T-baga jako policjanta z Los Angeles, a potem seryjnego mordercę na którego poluje Dexter. W końcu pewnie skończy jako czarny charakter włamywacza w jakiejś komedii rodzinnej. po drodze zaliczy role nerona w kolejnej produkcji Ridleya Scotta, Cameron da mu rolę T-douchebaga w mundurze w kolejnym Avatarze i podłoży głos samemu sobie w Simpsonach. I za każdym razem będzie to T-bag.

Mimo tej monotonni facet, mimo że pokazał się parę razy jaka na razie na chwilkę to nieźle się pokazał. Zapadła mi w pamięć scena gdy ten wrażliwy Lucek zostaje olany przez Younga, a T-bag podchodzi do niego, opiera brodę na ramieniu i szepcze do ucha "I told you so". T-baggery factor: over 9000!

Kilka szczegółów zwraca uwagę. Brka promów w rzucie na Destiny czy na przykład komentarz "nie rozdzielamy się", będący antytezą sposobu w jaki tradycyjnie buduje się akcję i napięcie w takich sytuacjach. SGU ma taki zwyczaj, że robi sobie jaja z podobnych konwencji-raz subtelnie, a raz nie, raz żartem a raz serio. Tu mieliśmy to oraz komunikacyjny fail po spotkaniu aliena (pomijając już fakt, że ten zamiast zaatakować czy być zaatakowanym po prostu mdleje). Małe rzeczy, ale bardzo cieszą. Poprawiają jakość produkcji. No, ale niestety nadal zdarzają się inne "standardy" takie jak "chrzanić cliffa, wszystko ma wrócić do status quo sprzed cliffa" (vide 2x01).

Wątkiem który zaczyna być coraz istotniejszy jest Rush mostkujący. W sumie nie wiadomo, o co gościowi chodzi. Jego motywacje i cele są nadal nieznane. Na postać rzucono już nieco światła, ale obecne jego postępowanie wymaga pogłębienia tej wiedzy. Póki co jego postępowanie wydaje się irracjonalne w sumie, chyba że ma jakiś istotny, ukryty cel do którego od początku dąży ( a na to wygląda). W każdym razie jego decyzje stają się coraz bardziej kosztowne i niebezpieczne. Choć to dodaje serialowi smaczku. Zamiast ociekać mocą piątego żywiołu, miłości, załoga Destiny nie dogaduje się ze sobą i cały czas pozostaje w konflikcie. A przynajmniej Rush pozostaje w konflikcie i nieustannie kombinuje. Jego decyzja o odłączeniu statku jest nie tylko interesującym wyborem z punktu widzenia rozwoju postaci, ale fabuły w ogóle. Dlatego właśnie niejednoznaczne postacie kroczące własną drogą są tak interesujące i dlatego w sumie SGA było tak nudne-bo brakowało właśnie takich ludzi. Nieprzewidywalnych, grających w własną grę.
Niby tą rolę mieli spełniać arcy-przeciwnicy. Ale poza Toddem SGA nie dorobiło się nikogo takiego, swoistego "game -breakera". Micheal był jakąś karykaturą tegoż, pomyłką całkowitą. Koya poległ w śmieszny sposób, naukowiec który przeprowadził zamach stanu wśród Genii w ogóle zniknął, a reszta przeciwników była po prostu anonimową masą do ostrzału i odstrzału. Nie wywoływali żadnych emocji. W SG-1 było kilka "arcy" takich postaci, zwłaszcza Baal i Anubis, ale w sumie pojawiali się rzadko i cierpieli ze względu na epizodyczną konstrukcję sezonów. Tutaj zaś zewnętrzne zagrożenia nie są tak istotne-choć dodają dramatyzmu i tajemniczości-jak wewnętrzne. Jedynym villianem serialu póki co jest Rush. Tym bardziej interesującym, że to "jeden z naszych" i w sumie nie poddaje się jednoznacznej ocenie.

No właśnie, ta gra własna Rusha doprowadziła do tego, że Telford został sam na seedshipie pełnym alienów. Naturalnie można się spodziewać, że w kolejnych odcinkach zobaczymy w jaki sposób powróci on na Destiny, popychając nieco do przodu ten nowy wątek alienów ( i możliwe że łącząc go z poprzednim. Ale niekoniecznie-równie dobrze Destiny może wyskoczyć przy kolejnej planecie która okaże się planetą tych kosmitów i cały wątek sam się rozwiąże). W sumie jednak chciałbym zobaczyć, jak gościu po prostu jest w ten czy inny sposób usunięty z serialu-umierając lub wracając na Ziemię. Kradnie nieco czas innym postaciom i nie widzę dla niego większej roli. Bo albo on, albo Young. Pod koniec sezonu 1 postulowałem, że najlepiej by było gdyby Young zginął i Telford przejął po nim schedę. Wtedy ta postać miałaby sens. Ale w obecnej sytuacji nie ma. Więc zamiast kolejnego heroicznego powrotu wolałbym zobaczyć jak mu się to nie udaje i po wsze czasy jest lost in space, albo po prostu ginie. No ale jakoś w to wątpię. Raczej ma zakontraktowane dwa sezony i prędko się z nim nie rozstaniemy. Powróci tak czy inaczej.

Ogółem to naprawdę nieźle. Spokojnie odcinek zapracował na te 9. W sumie, według starej skali winien dostać 8,5 więc powinienem mu ostatecznie dać 8, ale to byłoby nie fair bo lepiej mi się go oglądało niż poprzedni, a tamten w końcu oceniłem na aż 8. Niestety decyzji tej zmienić nie mogę, bo powinienem wstawić 7 a 2x03 8. No ale stało się, byłem tak zniechęcony po 2x01 że tydzień temu mnie poniosło i dałem za wysoką ocenę. Nie wiem, chyba scena zabicia Raily'ego mnie tak rozochociła, bo była naprawdę dobra.
Tak więc temu odcinkowi muszę teraz konsekwentnie przyznać 9.

Jak na razie sezon 2 zapowiada się naprawdę interesująco, mimo faktu że-jak się zdaje-zmarnował potencjał Lucian na statku. Widocznie scenarzyści mają zupełnie inny pomysł na ich spożytkowanie. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
  • 10


#329487 Odcinek 004 - S01E04 - Darkness

Napisane przez xetnoinu w 18.10.2009 - |00:56|

Witam

9/10

Bardzo dobry odcinek. Minus jeden, bo liczę, że będzie tylko lepiej :)

Stary temat w nowej odsłonie

SGU jak na razie, co mnie ogromnie cieszy, jest serialem s-f. Porządnie s-f. Trudno jest skonstruować odcinek na zadany już w tytule temat. To na prawdę, dobrze rozpoznany w filmie i literaturze wątek. Moim zdaniem udało się i to z kopytem.

Przede wszystkim nie było rozwiązań w pięć minut, dodam więcej, w sumie definitywnego rozwiązania w ogóle nie było; baa! tak na 100% to i przyczyny nie ma (tylko zbiór hipotez). Żaden komputer nie zaświecił histogramami ze zużytą energią w ujęciu czasowym albo funkcjonalnym, wg urządzeń niedawno aktywowanych na statku. Wiadomo jedno - nie oszczędzano - ale nie wiadomo czy oszczedzanie na wiele (długo) by się zdało. To jest s-f. Mamy wyraźnie nakreśloną, bardzo prawdobodobną sytuację. I to już jest całkiem oryginalne jak na SG, bo finał odcinka to kolejna fatalna informacja: z okołogazowej procy prosto na kurs kolizyjny.
Nie pamiętam tak defetystycznego, nie dzielonego odcinka w SG. Ale czy tak do końca defetystycznego? Nikt się nie załamuje, nie rozkleja. Rush obraca na takich obrotach, że wychodzi z niego bestia (rewelacyjnie zagrane - to chyba jedna z najlepszych popisówek aktorskich w całym SG). A okazji do popłakania było wiele, prywatnie przed kamerą ludzie mogli dać upust, a tu zaskoczenie. Nie było przewidywalnych wypowiedzi ani kino-pokoju zwierzeń z reality show, była ciekawie nakreślona różnorodność ludzkich reakcji.

Co zaskakujące, odcinek jest w narracji toczący się, epicki - nie ma krzyku, że ojeeeej zaraz zginiemy, mamy pięć sekund, pomooooocy, ziemia! zróbcie coś i wszyscy biegają. To jest nowość w SG. Scenarzyści zaserwowali znany temat ale w zgrabnej i oryginalnej formule.
I jest w tym chyba jakaś stara myśl. W klasycznej odyseji bohaterowie nie od razu się docierają, przeciwnie - na początku wzajemnie nie pasują, odnoszą porażki, i to ich powoli zespala; zespala także z odbiorcą.

Fabuła - więcej z filmu mniej z serialu.

Konstrukcja jest bardzo nieserialowa, SGU coraz bardziej przypomina film. Trzy plany: statek, kino-nagrania, Ziemia. Wszystkie absolutnie spójne, gdyż oświetlają postacie w szerszym kontekście niż tylko typowej w serialach "chwili tuż przed nieuniknioną katastrofą, do której jednak na dwie minuty przed końcem szczęśliwie nie dojdzie, jak zawsze". Rozwiązania etapowych problemów logiczne, nie biorą się z kapelusza. Wątki przewodnie dwa: problem energetyczny i jego konsekwencje oraz tworzenie się relacji interpersonalnych w grupie. Wątek zasygnalizowany i rozwojowy: tworzenie atmosfery odrzucenia przez Ziemię (na poziomie prywatnym i wojskowym). Te poczucie, że Ziemia się nami nie zanadto nie przejmuje, może się przydać.
Darkness to nie jest typowy jednowymiarowy odcinek

Kamera - jak wyżej

Bardzo plastyczne kadrowanie. Sceneria statku, aczkolwiek fascynująca, z czasem mogłaby być nużąca. No bo na ile sposobów można przestawić postać na tle tego samego przejścia, okna, konsoli, fotelu. W SGU zagrożenie tym znudzeniem jest jeszcze większe, tym bardziej że dekoracje są nieomal monochromatyczne - jedna wielka ciemność i mroczność, to nie kolorowa Atlantis. Rozwiązaniem stały się ujęcia z kina, odmienna niż w SG-1 i SGA, bardziej reportażowa praca kamery i .... coś nowego w SG - kompozycja i mała głębia ostrości. W scenie doktora i astrofizyka: kamera wyostrza się na planie bliższym lub dalszym i nie jest to proste podążanie za głosem, w kompozycji często widać plecy, jakis fragment konsoli, kamerzysta jak bokser na ringu tańczy i wyostrza swoje ciosy. Potęguje to wrażenie i tak fantastycznie zagranego nokautu.

No i te majestatyczne ujęcia przez iluminatory, wizje statku - to bardzo dobra robota.

Mielizny

Postacie kobiece. To ich uprzedmiotowienie w tym odcinku jest jak dla mnie jakimś regresem w SG. I tak mamy filmowe "pieprzyki" bez ksztyny szowinizmu ani sarkazmu. Kąpiel, scenka ręcznikowa, silikonowe wcielenie G.I. Jane, czuła i rozumiejąca pani doktor a panowie co - strzelają miny i frazesy. Rozumiem, że scenek jak z Carter wyjaśniającej różnicę między nią a mężczyznami z uwzględnieniem wiedzy anatomicznej, czy tej z Jackiem, który woli nie przeszkadzać dziewczynom jak się bija, bo warto popatrzeć - może nie powinienem od razu wymagać, ale jak już "pieprzyk" to z jajem. Tu dialogi nie za bardzo się udały.

Podsumowując

Zgadzam się z opiniami, że to nowa jakość i dobrze. SG musi iść do przodu ku swojemu, nomen omen, Przeznaczeniu. :)

***

...przed 'Darkness' obejrzałem sobie ponownie "The daedalus variatons" (SGA 5x04), w którym - jak ktoś nie pamięta - akcja dzieje się cały czas na statku, tyle, że na Dedalu. Odcinek ten był jak dla mnie jednym z lepszych, ale po obejrzeniu SGU wypadł jakoś tak blado. Mimo, że jest sporo akcji, mimo, że jest humor SG, to jakoś nie widziałbym takiego Rodneya przekładającego kryształki na Destiny. To by już było męczące.

Też tak uważam, chociaż dla mnie tamten odcinek był typowo humorystyczny, jakby rozgrzewka przed Vegas tylko autoironiczenna do bólu. Tutaj realizm jest jest nowy i może stąd takie "sportowe wskazanie" na SGU 01x04.

I przypominam znaczenie z angielskiego terminu - UFO to: unidentified flying object, wiec nazwa na to, co przeleciało przez ekran pod koniec 3 odcinka jest na miejscu.

Fakt, masz stuprocentową rację. A może kompromisik:) i nazwijmy to NOL, co dla przypomnienia polskiego terminu fantastycznonaukowego (też piękne słowo i bez kreseczki) oznacza niezidentyfikowany obiekt latający.

W ten sposób da się opisać odcinek każdego serialu więc co to za wada.
A najlepiej zastosować szablon: "przybyli, zobaczyli-powalczyli-rozwiązali, zwyciężyli". :lol:
LOL prawie każdy odcinek SG-1/A pasuje.

Mi też nic nie przeszkadza. W prostocie potęga. A w SGU zanosi się nawet na bardziej wyrafinowany zestaw: "Destiny - naprawiali i/lub przygoda na zewnątrz - Destiny - zonk" :)
A wycieczka w trzech wariantach: planeta-pozwiedzać i/lub przestrzeń-powalczyć i/lub Ziemia-powspominać. :)
  • 10


#350402 Sezon pierwszy - podsumowanie

Napisane przez Sakramentos w 19.06.2010 - |19:26|

Juz od dawna chcialem zaczac ten temat, ale cierpliwie czekalem do koncowki sezonu. Niby logiczne postepowanie, ale jednak nie dla wszystkich-niektorzy bowiem nabrali checi/niecheci do SGU juz dawno temu i robili swoje wlasne, różnorakiego sortu "podsumowania". Tym razem jednak mozna to zrobic nalezycie-mamy juz za soba wszystkie 20 odcinkow i oglad calosci. Do tego MGM podalo wyniki ogladalnosci z premier. Mozna wiec pokusic sie o synteze calosezonowa. Mam nadzieje, ze tamat nie zamieni sie w jakas klotniewke i wymachiwanie glupimi argumentami.



1x01,1x02 Air, Part 1&2: to byl solidny wstepniak. Zrobil raczej pozytywne wrazenie-od razu rzucila sie w oczy zmiana formy i dostosowanie do tejze formy tresci. Bylo obecne silne zakotwiczenie SGU w realiach poprzednich seriali, bogactwo tych nawiazan bylo jednak na tyle dyskretne, ze raczej daje sie pilot obejrzec bez wielkiej na ich temat wiedzy. Jednak gdy zaczal sie dwupartowiec rozkrecac, uderzylismy glowa w cliffhangera do nastepnego odcinka. Ogladalnosc wyniosla 2.346 miliona widzow, czyli calkiem niezle. Szkoda tylko ze smierc senatora byla taka latwa do przewidzenia, ze kilka miesiecy przed premiera byla to sprawa oczywista.
1x03 Air, Part 3: Nie bylo to najlepsze zakonczenie dobrego badz co badz pilota. Oczekiwania ludzi byly znacznie wieksze. Pilot bowiem przyciagnal do premiery 1x03 az 2.447 miliona widzow, co okazalo sie najlepszym wynikiem na caly sezon. Jednak ci dodatkowi widzowie, zobaczywszy jakies pustynne omamy (zrobione w raczej sztampowy sposob), ganianie za [beeep]ami - rozczarowali sie. Spora czesc machnela reka i zaczela od tej pory SGU raczej nagrywac. I choc koncowka epizodu byla calkiem niezla-glownie chodzi tu o moment wsadzenia reki w horyzont zdarzen by utrzymac polaczenie Wrot-to jednak calosc prezentowala sie nienajlepiej. Odcinek ratowalo kilka postaci, glownie Rush i Greer, w mniejszym stopniu Eli. Pierwsze wybory, pierwsze trupy-w sumie tez latwe do przewidzenia. Bez zachwytow, ale tez bez wpadek. Problem: raczej brak pomyslu na "cos wiecej". Taki dokanczacz watkow z Air part 1&2. Byloby znacznie lepiej, gdyby wszystkie 3 odcinki puscic razem jako pilot. Jednak materialu bylo tak duzo, ze rozbito to na 3 czesci. To dobrze, bo dzieki temu sam pilot byl dobrze wywazony. To zle, bo Air part 3 byl raczej sredniawy, ciagnal tylko na tym, ze nie znalismy jeszcze dobrze postaci i one byly w jego trakcie wprowadzane. Ale poza tym-nie dal nic, co by utrzymalo widzow przy premierze, za to pewna czesc zniechecil, co widac po wynikach kolejnego odcinka. Odlaczajacy sie na koncu od kadluba Destiny statek nieznanego pochodzenia nie uratowal sytuacji ani troche.
1x04 Darkness: pierwsza polowa sezonu w ogole miala zajmowac sie raczej przyziemnymi sprawami, takimi jak zapewnienie podstawowych rzeczy do ktorych zalezy przetrwanie naszych na Destiny. Darkness mial byc pierwotnie polaczony z Light, ale ponownie zdecydowano sie rozbic odcinki. Dlaczego? Znow odpowiedzia sa postacie, ktore postanowiono rozwijac kosztem kompaktowosci fabuly. Dlatego raczej powinno sie mowic o Darkness part 1 oraz Light part 2.
Epizod nadal nalezy uznac za wprowadzajacy, i jako taki wypada calkiem niezle. Mamy pierwszy problem "statkowy", mamy ladne ujecia samego Destiny, dowiadujemy sie kilku strzepkow informacji na temat zalogi jak i samej lajby, na ktorej przyszlo im sie schronic. Nadal wszystko jest nowe i nieznane i to przyciaga uwage. Rozwiazywane sa male probemy i problemiki, takie jak kwestia gdzie sa prysznice, co ludzie beda jesc, jak ladowac baterie-a wiec wszystko to, co olano w SGA a co gryzlo wielu maniakalnych fanow oraz dokuczalo wszystkim, ktorzy cenia sobie detal. Darkness wiec jest kontynuacja pilota, nie zas samodzielnym odcinkiem. Ale jako taki byl i bedzie oceniany tylko w dniu premiery. Rozczarowanie banalnoscia Air Part 3 sprawilo, ze "Darkness" zaliczylo pierwszy duzy spadek ogladalnosci SGU - 2.099 miliona ludzi gapilo sie w tytulowa ciemnosc. Byl to spadek o 14 procent. Tyle kosztowaly bledy popelnione w finiszu Air.
1x05 Light: na tym tle Light wypadl dobrze, bo nie zaliczyl takiego dola. Obejrzalo go tylko nieznacznie mniej- 2.015 miliona widzow w dniu premiery. Odcinek ten byl logicznym dokonczeniemn Darkness i mozna rzec, ze na tym etapie mielismy tez zakonczenie przydlugiego wstepniaka do serialu, "rozwinietego pilota". Destiny efektownie plywa w koronie slonca, czerpiac energie, podczas gdy staranie naszych bohaterow okazuja sie zupelnie nie wplywac na to, co sie dzieje. Dobry pomysl i jeszcze lepsze wykonanie. W obu docinkach bylo kilka uklonow do fanow hard SF, co niemal sie nie zdarzalo w poprzednich serialach. Wszystko zas podane w SGU-sowskiej oprawie, starannie zrobione i wykonczone. Oczywiscie nie obylo sie bez pewnej dawki suspension of disbelief (prowadzenie promu od tak sobie? Wolne zarty), ale mimo to bylo naprawde bardzo dobrze. Dlatego tez wykruszylo sie niewielu widzow "premierowych" (przypominam, ze tylko takimi danymi sie posluguje-dane na temat faktycznej ogladalnosci z tzw "7 days plus" nie sa dostepne, znamy tylko ich usredniona wartosc wynoszaca 1,79 miliona, zas dla pierwszej polowy 2,57, co daje ogolne pojecie o tym ile ludzi wolalo w piatek wieczorem zamiast na imprezke isc nerdzic przy SGU)
1x06 Water: mozna powiedziec, ze to pierwsza powazna wpadka sezonu. Water bylo kompletnym nieporozumieniem i nie chodzi tu o "przyziemny" temat odcinka (tytulowe wody poszukiwania). Po prostu zrobiono go w taki sposob, ze nie szlo sie nie wynudzic. Wykonanie owszem, bylo dobre, przywiazano tez duza uwage by wykreowac atrakcyjne srodowisko "lodowej" planety o szkodliwej atmosferze i obcym krajobrazie, co oczywiscie liczy sie na plus. Jednak srsly-wpadanie do dziury, wleczenie towarzysza do Wrot i blyskotliwy ratunek w ostatniej chwili… No to nie jest to, co tygryski lubia najbardziej, bo tygryski juz to widzialy w wielu odmianach. Odcinek ratowal niechciany pasazer Destiny wychlewajacy wode, a ktory okazuje sie gapowiczem z Air part 3. Jednak ogolnie to bylo nie najlepiej-nie zle, ale nienajlepiej. Albo inaczej-nie dosc dobrze by w nastepnym tygodniu nie machnac reka i nie wybrac wycieczki do najblizszego pubu na piwo. Polowa odcinka to wrecz nieprzyzwoite nudy. Zabraklo tu tego czegos. Trudno mi doradzic, czego, ale uwazam za blad opieranie odcinka na samej formie. Bo forma nalezy uznac te krajobraziki, ta bezradność bohaterow, ten brak tlenu po drugiej stronie, kosmite niewyjasnionego i tak dalej. To wszystko to forma, przekazujaca minimum informacji. Sama forma jest ciekawa przez krotki okres czasu, jaki potrzeba by palcem zrobic w niej dziure. Jesli w srodku jest pustka, to nic dziwnego ze sie traci zainteresowanie, bo na wydmuszki szkoda czasu. Jesli mialbym cos doradzic, jak to zmienic, strzelilbym na slepo: pozwolcie wrocic w jakis zagadkowy sposob jednej z postaci ktora uciekla przez wrota w Air part 3. "Jak?"-no juz samo wymyslenie tej kwestii uatrakcyjniloby odcinek, a przejscie przez Wrota jednego z towarzyszy uznanych za martwych musialoby byc ciekawe. Watek mozna by nawet rozciagnac na wiecej niz jeden odcinek, co nawet jest wskazane ze wzgledu na juz obecne sprawy takie jak poszukiwanie wody oraz gapowicz-wystarczy sensacji jak na raz. Ogladalnosc wyniosla 1.974 miliona.
1x07 Earth: dostal po tylku za "Water": ogladalnosc spadla niemal o jedna piata, do 1,626 miliona. Po prostu po kilku minutach widzowie mieli dosc i woleli to sobie nagrac i obejrzec potem, zamiast kisic sie w piatkowy wieczor w domu. Po doswiadczeniach sprzed tygodnia nie chcialo im sie grzac tylka nad kolejna nuda. To rowniez był odcinek-pomylka, ale jakos sie wybronil. Kamienie to dobry pomysl, ale juz wykorzystywanie ich by sie napic i pojsc na panienki-nie. Tym bardziej jesli ogolna atmosfera jest ciezka. Byloby lepiej jakby wystapilo jakies zamieszanie z kamieniami-i nie wystarcza tu zerwanie chwilowo polaczenia przy uzywaniu FTL. Ciekawiej by bylo jakby ktos inny uzyl kamienia i podal sie za inna osobe, albo ktos obcy wyladowal na Destiny. Ten potencjal zostal jednak w calym sezonie praktycznie niewykorzystany. O ilez lepiej by bylo, gdyby ktos kamienie wykorzystal wbrew zasadom-chocby po to by odwalic jakis watek obyczajowy. Albo-gdyby na Destiny wyladowal szpieg, ktos obcy, o czym wiedzieliby widzowie (nie wiedzac kto to taki) ale nikt poza tym i dopiero na koncu nasi by rowniez sie kapneli, ale kwestia "kto to byl" nie zostalaby rozwiazana ( bo np. podmieniona osoba wyladowalaby zwiazana w ciemnym pomieszczeniu). Tego tu zabraklo.
1x08 Time: swietny odcinek bez dwoch zdan. Zagadka, petla czasowa, wszyscy co chwile gina. Wyglada na to, ze jak nie Scylla to Charybda i na odwrot. Na koncu zas odsiecz kawalerii iii...znowu kleska. To byl szok, wyraznie obliczony na zlamanie utrwalonych schematow przez tyle seriali i filmow. Ten szok jednak spowodowal przesadny wzrost apetytu. Wydawalo sie bowiem, ze to dopiero poczatek....tymczasem wszystko zostalo rozwiazane w sposob rozczarowujacy. Czlowiek po czyms takim czuje sie jak g*** i ma ochote cos kopnac. Zamiast prasowac "Time" do jednego odcinka i robic aspullowate zakonczenie a'la SGA powinno sie zrobic odcinek drugi, w ktorym ostatecznie wszystko zostaje zazegnane i rozwiazane i dorzucane sa nowe watki zwiazane z planeta-dzungla. Tak sie jednak nie stalo. Blad moim zdaniem bardzo wielki. Mimo to odcinek od poczatku byl tak wciagajacy, ze ludzie zapomnieli o piatkowym wieczorze i DVR. Usiedli i ogladali, dajac 1.802 milionowa widownie.
1x09 Life: "Time" przyciagnelo bez dwoch zdan do ogladania premiery, i "Life" udalo sie jakos utrzymac uwage widowni. Przede wszystkim dlatego bo mamy tu krzeslo, "kamienista zdrade", i pranie sie po mordkach Younga oraz Telforda. Wszytko to jednak to byly zaledwo "wersje demo" wszystkich tych watkow. Wydawalo sie, ze zaowocuja one lada moment czyms ciekawym, ale tak naprawde byly tylko odsuwane w dalsza perspektywe. Ogolnie wiec jednak, mimo tych mordek na koncowce, wyszlo sredniawo i mdlo raczej. Ponownie kamienie posluzyly do przymulenia widza. Do tego tenze widz zostal zrobiony w bambuko, bo bawiono sie w nim w kotka i myszke, na koncu zas nie bylo ani myszki, ani kotka a ser ktos zjadl. Tak wiec mimo, ze samo Life ma wysoki wynik- 1.891 miliona, wiecej niz "Time", to jednak byl to wkurzajacy epizod. Czegos takiego sie nie robi-powiedzieli widzowie i olali kolejna premiere.
1x10 Justice: no nie prezentowalo sie to ani z spoilerow ani z poprzedniego odcinka za dobrze. W sumie to raczej zle. I nic tego nie zmienilo, ze w sumie odcinek wlasnie nie byl taki zly. Ale kilka reczy przewazylo-po pierwsze wkurzajacy "Life". Po drugie-poczatkowa tematyka, ktora mogla wywolac tylko wzruszenie ramion. Kwestie interesujace-krzeslo, obcy, poznawanie statku-zostaly ponownie olane czy raczej podane w dawce homeopatycznej. Okazalo sie, ze podatnych na homeopatie bylo 1.340 miliona widzow. Ten fatalny, trzydziestoprocentowy spadek to kolejna nauczka, ze nie mozna pozwolic sobie na zle wykorzystanie kamieni, bo odcinek ktory nastepuje po nich zawsze cierpi. Samo "Justice" zas nie bylo zle, wrecz przeciwnie-okazalo sie nad podziw dobre, zwazywszy na to ze na poczatku przentowalo sie smetnie. Ale wyszlo na prosta i mialo jeden z fajniejszych cliffhangerow. Niezasluzenie wiec "Justice" oberwal za "Life". Ale trzeba oddac sprawiedliwosc tym, ktorzy odbiorniki wylaczyli i zdali sie na DVR lub po prostu pozegnali sie z serialem: wiekszosc odcinka nie zapiera dechu w piersiach. Byloby znacznie lepiej gdyby samobojstwo/zabojstwo bylo samobojstwem/zabojstwem poprzez krzeslo, zas osobnik nim potraktowany narobilby rabanu zanim by mu sie ugotowal mozg. Wtedy tematem zasadniczym odcinka nie bylby smiechowy trybunal, ale some serious business. Pranie po mordkach, statek alienow i zostawienie Rusha na koniec daloby rewelacyjny odcinek. A tak-to polowa wlasciwie bez emocji.

Tak wygladala pierwsza polowa sezonu. Druga wyraznie ucierpiala-jesli chodzi o wyniki premierowe-na wskutek tego, ze pierwsza byla uznana przez pewna czesc widowni za denna i wkurzajaca, inna czesc tylko za wkurzajaca. Ucierpiala tez dlatego, poniewaz jakis palant uznal ze fajnie jest przerwac emisje w polowie a druga wyemitowac po czterech miesiacach. Efekt-spadek sredniej ogladalnosci. Juz nie dalo sie celowac w przedzialke "1.8 miliona i wyzej". Jak sie okazalo marzeniem zostal wynik 1.6. Powod, dla ktorego byla ta 4 miesieczna obsuwa byl prosty-stacja uznala ze lepiej sie sprzedaje dziesiec odcinkow co cztery miesiace niz dwadziescia co osiem. Byc moze maja racje. A byc moze ich cykl produkcyjny po prostu ssie-nie dowiemy sie tego zapewne nigdy.


1x11 Space: Swietne otwarcie drugiej polowy, mozna powiedziec ze wrocilo tempo znane z SGA a ktorego tak wielu brakowalo. W efekcie ogladalnosc skoczyla do 1.486 miliona. Akcja, nowa rasa, szybkie rozwiazania-to byly atuty tego odcinka. Duzo sie dzialo i dobrze sie dzialo, choc może na minus nalezy zaliczyc szybkosc z jaka Rush wrocil na Destiny. Pierwotnie Justice i Space mialy byc jednym odcinkiem i wiedza o tym pozwala inaczej spojrzec na mid-season finale. To rozlaczenie wyszlo na dobre "Space" a na zle "Justice" ktore bylo wyraznie gorsze. No ale trudno konkurowac z kosmiczna bitwa inaczej niz inna kosmiczna bitwa.
1x12 Divided: beneficjent sukcesu "Space". Wystarczylo tylko nieco podkrecic atmosferke, robiac przewrot na Destiny i przepis na 1.6 miliona widowni premierowej gotowy. To utrzymanie tempa otwarcia drugiej polowy bylo dobrym pomyslem i przysluzylo sie serii. Wartka akcja, ciekawe sytuacje no i reakcje bohaterow sprawily, ze bylo co ogladac, choc byc moze niektorym wydawalo sie, ze to jednak troszeczke za malo.
1x13 Faith: pechowa trzynastka sprowadzila na ten odcinek kleske. Albo po prostu byl kiepski-tak tez to mozna tlumaczyc, ale tak mowia nie znajacy sie na rzeczy ;) Mimo dobrego pomyslu odcinek szybko sie rozjechal na boki jak rozciapany na drodze szczur, tracac impet i gubiac sie w [beeep]ach i w sumie srednio interesujacych rozterkach postaci. Sztuczny uklad sloneczny stal sie pretekstem do gawed dorsza na temat zycia, wszechswiata i takich tam. Takie gawedy nigdy nie sa zbyt madre jesli robia je ludzie glosujacy na Demokratow. Sa po prostu na to za pusci. Poza tymi elementami odcinek nie mial nic do zaprezentowania. Zostawilismy pajacow spod znaku amerykanskiej prawicy religijnej samych sobie i stracilismy prom. Madre to nie bylo. Na koncu obelisk kosmitow robi wziuuum i nic to nie daje. Nic wiec dziwnego ze malo kto wytrwal do konca, stad tez i wynik- 1.422 miliona. Pewno dlatego tak wysoki, bo znowu SGU zrobilo swoich fanow w konia, obiecujac wiecej niz chcialo dac. A kij wam w nery...
1x14 Human:... powiedzieli widzowie i sobie poszli. Human zaliczyl spadek do 1.313, baaardzo nisko. Kilkaset tysiecy ludzi wolalo robic co innego niz ogladac premiere SGU. Przejechali sie jednak na tym, bo odcinek okazal sie bardzo dobry, uzyto w nim nareszcie krzesla Pradawnych. Pojawil sie Daniel-co prawda w formie pseudo-kacperkowej, ale jednak. Rozwineto w bardzo ciekawy sposob postac Rusha no i sam odcinek mial atrakcyjna forme tak-jakby oniryczna plus calkiem niezla kompozycje. Czy cos tu potrzeba, cos dodac? Nie za bardzo. Tym bardziej, ze poboczny watek przypominajacy siedzenie w dziurze znane z "Trio" (SGA) i inne banaly ktore wstyd nawet wymieniac, zamiast byc rozwiazany-jak zawsze to do tej pory bywalo-dzieki odsieczy kawalerii, zamienia sie nagle w dwuodcinkowiec bez latwych wyjsc...
1x15 Lost: No, tu sie zaczelo. Gonitwa za "Destiny" przy uzyciu Wrot, plan ratunkowy, rozchodzace sie drogi bohaterow-bylo co ogladac. Tak tez uwazalo 1.587 miliona widzow, ktorym sie ta konwencja bardzo spodobala. Czy raczej jej zlamanie. Na koncu-szok. Naszym sie nie udalo! Zostali z tylu... jak do cholery niby wroca? Bardzo dobry odcinek. Apetyt zaostrzyl wrecz niesamowicie.
1x16 Sabotage: I pewnie dlatego kolejny epizod okazal sie raczej rozczarowaniem. Po pierwsze watek "zagubionych" zostal po prostu urwany. Po drugie-wrocili tak po prostu w polowie odcinka... Co zniszczylo tak usilnie budowany od dwoch epizodow efekt. "No nie, znowu to samo, znowu SGA-szajs" pomysleli niektorzy i machneli reka. Inni, widzac ze w ruch ida kamienie i jakies rozkminki Rusha, skrzywili sie i odpalili DVR. A sam odcinek? Nie byl zly, mozna mu zarzucic tylko to, ze Eli i Chloe wracaja "od tak" i niewazne jest, ze to mialo sens-zniszczylo efekt poprzednich odcinkow. Moooze gdyby zamiast naszej dwojki przez Wrota przeszli przezroczystoglowi zrobiloby sie NAPRAWDE ciekawie. Lub gdyby sie okazalo, ze maja przez nich poprzestawiane w glowach (w sumie ta opcja nie jest jeszcze wykluczona) A tak to zostalo nam tylko niezle wykorzystanie kamieni. No, co prawda nie wiadomo kto zrobil ten sabotaz ani do konca jak, wiemy tylko ze cos jest nie tak z lt. James, byla tez mala potyczka w przestrzeni. Ale w sumie watek zasygnalizowany nie jest watkiem ciekawym. Przynajmniej nie tutaj. Na koncu Franklin+krzeslo=tajemnicze znikniecie. Ogolnie-calkiem calkiem. Ale jednak...czegos zabraklo, lepszego rozwiniecia ktoregos z "tajemniczych" watkow. Ogladalnosc-1.391 miliona.
1x17 Pain: wszyscy spodziewali sie galaktycznej pustki, przeprawy przez niezmierzone odmety miedzygalaktycznej przestrzeni... a dostali kleszcza. Mimo to przez pewien czas bylo to na tyle interesujace, a rozwiazanie niepewne, ze wielu paradoksalnie wysiedzialo na premierze do konca. W efekcie 1.554 miliona widzow. Wynik w sumie niezrozumialy dla mnie, bo odcinek byl kiepski, banalny wrecz. Tylko koncowka cos tam pokazala, ale to za malo. Mogli nakombinowac lepiej z tymi halunami, dorzucic cos, jakis watek-chocby tego ze np. Eli jest po praniu mozgu u alienow czy cos, albo jedna z „halucynacji” okazuje się być prawda. No cokolwiek, co by dodalo odcinkowi mocy. Poza tym-to rozczarowujace, ze tak szybko dopchali sie do nowej galaktyki. Suspension of disbelief wymagany... a moze tak wystarczylo wyjasnic roznice miedzy FTL a hipernapedem, co?
1x18 Subversion: lekko pokarcono ten odcinek, dajac mu 1.454 miliona widzow. Wyszlo jednak niezle. Zwarty wstepniak do finalu sezonu, odslaniajacy pewne watki i kreujacy nowe. Daniel jako cyngiel to przesada, ale O'Neill byl milym akcentem. Nareszcie kamienie wykorzystane do szpiegowstwa, na koncu gra va banque z Telfordem. Nie ma na co narzekac.
1x19 Incursion part 1: Na ten odcinek tez nie ma co narzekac. Lucian Alliance dostaje sie na Destiny z wykopem. Mimo jednak akcji, strzelanek, przepychanek, petraktacji-odcinek ten ma najnizsza widownie w calym sezonie. Zaledwie... 1.178 miliona. Dokladnych powodow tego nie znam-wiadomo ze inne premiery cierpialy nierzadko a to z powodu jakichs zawodow a to premiery innego serialu. Jednak tak zenujacego wyniku nie da sie prosto wyjasnic w zaden sposb. Istnieje tlyko jedno wytlumaczenie-odlozono ogladanie tego odcinka az bedzie dostepna jego druga czesc. Nagrano, po czym polknieto na raz calosc.
1x20 Incursion part 2: kontynuacja finalu z jednym z najbardziej wkurzajaych cliffhangerow w histprii SG. Zadne jednak strzelaniny ani podchody nie pozwolily na uzyskanie wiecej jak 1.469 miliona widzow.

Krotko jeszcze raz o ratingach. Zeby byla jasnosc, to srednia wynoszaca 1.717 miliona to statystyczny bubel. Zmiksowane sa bowiem w nim wyniki z "7 day plus" oraz z premiery. Czyli z pierwszej polowy sezonu mamy wyniki kompletne (ogladalnosc na poziome 2.5 miliona), zas z drugiej tylko premierowe. Nie wiemy wiec ile tak naprawde ludzi obejrzalo druga polowe i moze sie nie dowiemy, bo to czy taka informacja zostanie nam udzielona zalezy od wlasciciela SGU.

Tak czy siak wiemy ilu ludzi oglądało premiery i dzieki temu jak stoi SGU. O tym, czy będzie trzeci sezon zadecyduje pierwsza polowa drugiego sezonu. Ta co prawda jak na dzien dzisiejszy zapowiada się bardzo ciekawie ze względu nie tylko na cliffhanger, ale i potencjalna mnogosc rozwiazan i implikacji tegoz, które mogą rzutowac wlasnie na cala polowe nastepnego sezonu. Jednak to za malo, ta niejasna obietnica, by można było z spokojem zalozyc ze serial przetrwa do trzeciego sezonu. Przede wszystkim tworcy powinni wyciągnąć wnioski z bledow popełnionych na samym początku. I omijac je.
1. Nie można pozwolic sobie na odcinki „wolne”. Czyli pierwsza polowa musi być „bombastyczna”. Akcja nie powinna zwalniac, a jeśli już musi, to powinno być umiejetnie budowane napiecie, tak by utrzymac widza przy odbiorniku
2. Nie można pozwolic sobie na takie samo „blyskotliwe” uzywanie kamieni Pradawnych, kiedy to nasi robili sobie wycieczki do domku. Owszem, mogą występować takie watki, ale jako poboczne. Kamienie powinny od tej pory być wykorzystywane zupełnie inaczej. Na przykład-wspomniane szpiegowanie. Albo-ktos zostal z tylu, w innej galaktyce i uzywa kamieni. I tym podobne. Trzeba wysilic wyobraznie. Pewne kroki już zostaly poczynione-Young w ciele aliena czy misz-masz z Rushem i Telfordem. Tworcy jednak starali się unikac tych rozwiazan az do samego konca, by widza zmylic i osowic z kamieniami jak z czyms a’la radio. No coz, sukces odniesiony-kosztem oglądalności. Kamienie to jeden z bardziej znienawidzonych elementow SGU. Raz, ze wymagaja sporego suspension of disbelief, a dwa ze były kiepsko wykorzystywane-tylko po to by smęcić i nudzic.
3. To nas naprowadza na kolejny problem. Otoz można zrozumiec czemu pierwsza polowa pierwszego sezonu była taka, jaka była. Szczegolowa, malo-kroczkista, skupiajaca się na postaciach. Ale już dosc tego. Druga polowa pokazala, ze wiemy już o postaciach wystarczająco duzo, by je umieścić w każdej sytuacji bez zbednych wyjaśnień „kto co dlaczego robi”. Tak wiec fundamenty sa położone, postaci dalej wyjaśniać-nie trzeba. Zamiast tego ciezkosc powinna przesunac się na dynamike wydarzen i glowne wakti fabularne. Poboczne, watki postaci, nie powinny wysuwac się na pierwszy plan, ale stopniowo wykańczać tlo postaci. Po kawalku, po kawalku-bez poswiecania calych odcinkow na takie duperele. W wykonaniu SGU bowiem wychodzi to tak srednio. To nie BSG gdzie na samych watkach obyczajowo-dramatycznych można było pociągnąć caly sezon.
4. Wlasnie, BSG. Może komus to nie przeszkadza, ja a jednak twierdze, ze tak ciezkie zapozyczenia z stylistyki ujec i krecenia z tego serialu to minus. SGU powinno się z tego stopniowo wycofywac, zwłaszcza z roztrzesionych ujec w kosmosie. Wkurza mnie to niepomiernie, mogliby sobie dac spokoj. O ilez lepiej by było gdyby tego typu ujecia zarezerwowac dla wnetrz statku, plynne, drobiazgowo zaplanowane zas-te z których SGversum zawsze było znane-na zewnatrz. Zwlaszcza powinno to mieć miejsce w czasie bitew kosmicznych.
5. Jak już przy estetyce jesteśmy-muzyka jest wiecej niz dobra. Ale jednak powinni mniej konserwatywniej do niej podchodzic i pozwolic Goldsmithowi przycynic porządnym symfonicznym tematem raz na pewien czas. Mogą to już zrobic-i powinni. Muzyka powinna się rozwijac razem z serialem.
6. Wracajac do odcinkow-unikac należy irytującego, sztucznego podtrzymywania zaciekawienia widza. Tak jak to było w „Life” czy „Faith”, gdzie kreowano sytuacje pobudzajaca wyobraznie, obiecywano tym duzo, podtrzymywano napiecie a na koncu powietrze schodzilo i zostawal sam flak. To naprawde zniecheca, zwlaszcza takich widzow jak ja-ktorzy już na drugiej minucie odcinka kombinuja co się dalej stanie i robia sobie tzw. „smaka”. Mnie to wnerwia, jak na poczatku ktos kogos zabija w swietnie zrobionej scenie, a potem się okazuje ze to haluny kleszczowe. W ogole caly ten odcinek z kleszczami jest swietnym przykładem jak odcinkow NIE robic. Nie może być tak, ze i rozwiazanie zagadki odcinka jest banalne i final jest banalny i reperkusje sa banalne. Nie może by tak, ze tylko postacie ciagna taki odcinek-bo to za malo. Przynajmniej dla SGU, które nie jest i nie bedzie nigdy Battlestarem-gdzie był jeden watek glowny, a poboczne kreowano w miare potrzeb jako dodatek do postaci. SGU ma zupełnie inna konstrukcje, i choćby dlatego to się nigdy nie uda-bo mamy, mimo wszystko, epizodyczne fabuly, nowa-planete-co-odcinek (no prawie) i wobec tego nacisk jest polozny nie na bohaterow, lecz na zmienna tematyke fabul. Dlatego musza one byc wymagajace tak dla widza jak i twórców. Maja dawac satysfakcje-bo mimo wszystko SGU to nadal typowy stargejt, gdzie otwieramy wrota i idziemy po nowa porcje wrazen. To nadal serial, gdzie co tydzień serwowany jest odcinek majacy poczatek, rozwiniecie i zakończenie i dlatego musi oferowac „cos”. Nawet jeśli epizod jest oderwany od reszty, musi cos obiecywac a potem te obietnice spełniać. Czyli musi zaciekawic, zbudowac napiecie a potem nagrodzic widza za oczekiwanie.
7. I tym „cosiem” powinien być dobry pomysl SF. Do tej pory malo było oryginalnych, chwytliwych pomysłów, a jak już się pokazaly-to były ucinane („Faith”). Na plus liczy się to, ze SGU wykreowalo obraz prawdziwej pustki kosmicznej-nie tylko dzieki efektom specjalnym, ale przede wszystkim tematyka poruszana w odcinkach. Tak wiec zamiast deus ex machina w „Incursion” mamy pulsary i ich promieniowanie. Zamiast hokus-pokus z silnikami mamy proce grawitacyjna w „Darkness”. Zamiast wiesmakow na kazdej planecie mamy pustynie wszelkiego rodzaju, zabojcze dzungle i ruiny. Kosmici zas sa na tyle udziwnieni by nie trzeba było używać zbyt duzej dawki suspension of disbelief. To wszytko jest super-ale za malo. To bardzo dobrze, ze nie starano się używać za duzo tego typu motywow, bo gdzie indziej lezy ciezkosc pierwszego sezonu. Ale nie może tam byc zawsze-trzeba isc do przodu. Ponieważ „czynnik epizodyczny” SGU jest wyraznie nizszy niż np. takiego SGA, to może nalezaloby wprowadzic taki motyw SF który ciągnąłby się przez kilka odcinkow. Na przykład Destiny zostaje przez kogos zlapane i unieruchomione, albo wpadamy w przestrzen zabudowana gwiezdnymi artefaktami potężnej cywilizacji-być może dawno temu wymarlej, o które to artefakty jakies dwa gatunki tocza boj i w to wplatane zostaje Destiny. Może pośrodku galaktyki jest wielki bombel pustej przestrzeni gdzie nie dziala FTL i tam utkwimy-a jedyny sposob na wyjscie z tarapatow to porozumienie się z jakims obcym cosiem ten babel wytwarzającego. Można tez standardowo-wyladowac posrodku kosmicznej bitwy. I tak dalej i tak dalej. No potrzebne jest cos „namacalnego” by wypełnić odcinki. Najlepiej tak, by starczalo na wiecej niz jeden-by nie zuzyc za szybko dobrych pomysłów i poswiecic im nalezyta uwage, wykorzystywać ich pelen potencjal. Bo przeciez Destiny potem odleci w sina dal-i do watku nie bedzie można wrócić. Pomysły zas powinny być sporej magnitudy, tak b same soba przyciągały uwage i sprawialy, ze rzecz się milo oglada, z ciekawością.
8. Oczekuje tez po drugim sezonie wiecej odpowiedzi. Sezon pierwszy to w sumie taka rozgrzewka, teaser wlasciwie, okreslenie sceny zdarzen i dostępnego fabule instrumentarium, to takie zaznajomienie sie widza z tematem i narobienie mu smaku na wiecej. No wiec chciałbym teraz dostac cos wiecej niz przystawke. Chce już glowne danie-a wiec po co leci Destiny? Co się kryje na innych pokladach, w innych pomieszczeniach? Kim sa ścigający statek kosmici i co im tak zalezy na tym zlomie? Skad się wzieli, jaka jest ich historia (może to nie sa właściwi obcy, tylko swoistego rodzaju slugi, efekt inżynierii zycia właściwych obcych, ktorzy siedza gdzies na ktoryms z statkow-bo zastanawia mnie to, jak podobni sa-mimo wszystko-do nas). Chciałbym wiedziec, dokad leci Deiitny, co się stalo z Franklinem, czy jesteśmy na Destiny sami, kto dokonal sabotażu napedu i tak dalej i tak dalej. Może nie wszystko na raz, no ale ktorys z tych tematow chciałbym zobaczyc w drugim sezonie. Przede wszystkim poznawanie statku na szeroka skale. Jak już pisalem w temacie „Incursion part 2” chciałbym, by Lucianie się rozpelzli po Destiny w ucieczce i gdzies zadekowali, a nasi by ich musieli odnaleźć. To dobry pretekst by się szlajac po bądź co badz niebezpiecznym statku i wscibac nos nie tam, gdzie trzeba.
9. Chciałbym tez, by kogos ubito, a nawet nie kogos, tylko kilka osob z main cast. Nie może być tak, ze wszyscy zawsze przezwaja. Tu jest niebezpiecznie, nie ma „beam me up Scotty” w ostatniej chwili. Niech wiec to się da odczuc-odstrzelcie kilka postaci.
10. A skoro już przy postaciach jestesmy-niech się rozwijaja. Niech cos robia. Niech Young z ojca „rodziny” przeistoczy się w apodyktycznego tyrana, Rush niech bedzie jescze bardziej rushowaty i ambiwalentny, Chloe niech wreszcie się rozrusza, a Eli-nie wiem, niech zrzuci troche wagi, bo zaczynam go podejrzewac o ginekomastie (zreszta na tej diecie już dawno temu powinien schudnąć). Przede wszystkim zas powinno się wystrzegac taniej dramaturgii, ktorej mielismy az nadto-zwlaszcza w pierwszych odcinkach SGU. Dramat-tak, sztampa-nie. Wole nieoznaczoność od walenia mnie w leb symbolika.

Tak wiec podsumowujac-musi być gesto, musi być grubo. Musi się cos dziac. I musi się dziac sporo, na kazdym froncie. Nie powinno już być odcinkow bardziej „postaciowych a innych „bardziej akcjowych”. Trzeba odpowiednio rozłożyć akcenty-i wladowac większość uwagi w fabule. Postacie już znamy, jednych lubimy a drugich nie. Czas wiec ruszyc z kopyta-czas utrzymac tempo z finiszu pierwszego sezonu i nie rozmieniac się na drobne. Nie robic banałów w stylu „Water”, nie robic ludzi w konia jak w „Time” czy „Faith”, nie bac się radykalnych rozwiazan-czyli wybijania postaci czy zmiany formuly ( np. polowa załogi zostaje „wykamieniowana” do innej galaktyki etc). Nowe ciagi fabularne-tzw plot arcs-powinny za kazdym razem oferowac emocje. Mniej, znacznie mniej epizodyczności niż do tej pory-maksimum cztery odcinki na polowe sezonu. Reszta-plot arcs. Dynamika, nieprzewidywalność, obcosc i wielkość wszechswiata otaczającego Destiny. To powinno być wyznacznikami drugiego sezonu. A ten winien być obliczony nie na taśmociąg, ale na dostarczenie jakich finałowych rozstrzygniec w sezonie trzecim, gdzie rozwiklane zostana glowne zagadki i tajemnice. W ten sposob wyczerpie się pewna formula serialu i pozostanie już jeden tylko cel-powrot do domu. Ale to już za daleki skok, bo może być tak ze SGU zginie na drugim sezonie. Stanie się tak, jeśli zaliczy wiecej niż jedno potkniecie.

A jak wy uwazacie-jakie bledy popełniono, gdzie uniknieto porazki, co się sezonowi chwali a co nie i jak dalej powinien sie rozwijac serial być lepszym? Otwieram dyskusje.
  • 9


#348510 SGU, SGA, SG1 - oceny 18 pierwszych odcinków

Napisane przez bolek w 24.05.2010 - |00:40|

Witam,

ostatnio napisałem program, który pomógł mi obliczyć średnią ważoną ocen 18(17) pierwszych odcinków odpowiednio SGU, SGA i SG1 wystawionych przez nas tutaj na forum, oczywiście mogłem się gdzieś pomylić w kodzie co pozwoliło na jakiś błąd, ale nie sądze.

17 pierwszych odcinków czyli pilot (2 odcinki) + 16 normalnych przedstawiają się następująco:

Stargate Universe:
Otrzymanych punktów za wszystkie odcinki 124,52 na 170 możliwych (17 odcinków ocenianych na 10), średnia ocen dla każdego odcinka jest następująca:
1-2: 7,84
3: 7,05
4: 6,82
5: 7,8
6: 6,88
7: 6,34
8: 7,45
9: 4,74
10: 8,06
11: 8,02
12: 8,27
13: 7,12
14: 7,55
15: 8,55
16: 7,83
17: 5,63
18: 8,57

Stargate Atlantis
Otrzymanych punktów za wszystkie odcinki 137,53 na 170 możliwych, średnia ocen dla każdego odcinka jest następująca:
1-2: 8,88
3: 7,41
4: 7,5
5: 7,44
6: 7,69
7: 7,62
8: 8,34
9: 7,48
10: 8,94
11: 8,81
12: 8,01
13: 8,05
14: 8,31
15: 8,64
16: 8,24
17: 8,16
18: 8,01

Stargate SG1:
Otrzymanych punktów za wszystkie odcinki 131,41 na 170 możliwych, średnia ocen dla każdego odcinka jest następująca:
1-2: 9,13
3: 8,33
4: 5,2
5: 7,41
6: 6,46
7: 7,62
8: 8,68
9: 7,46
10: 8,9
11: 8,37
12: 7,52
13: 6,64
14: 8,3
15: 7,36
16: 6,92
17: 8,42
18: 8,69

Z wszystkiego ogólna klasyfikacja wygląda tak:
SGA(137,53) > SG1(131,41) > SGU(124,52)

Wyniki mnie zdziwiły, ponieważ byłem niemalże pewny, że SG1 wygra bez konkurencyjnie tutaj, ale okazało się, że źle myślałem i nam użytkownikom najbardziej podobał się SGA, to są nasze oceny z tego forum, więc nie ma żadnych bajeczek.

Dlaczego ten temat? Ponieważ chciałem się dowiedzieć dokładnie jak seriale były oceniane a po co trzymać to dla siebie, wydaje mi się także, że zdecydowana większość tutaj osób uwielba SGU, lecz wyniki mówią same za siebie - lepiej ocenialiśmy SG1 i SGA.

A i jeszcze jedno, żeby tutaj czasem nie powstał jakiś flamewar bo nie widzę sensu po co się kłócić skoro wyniki są jednogłośne jak wychodzą seriale w naszych oczach.
  • 9


#332074 Odcinek 007 - S01E07 - Earth

Napisane przez Sakramentos w 07.11.2009 - |22:39|

mario537, no i świetnie, ale "o gustach się nie dyskutuje" to nie jest magiczny klucz którym można komuś gębę zamknąć na kłódkę. Inaczej to wszystko wygląda jeśli twoja wypowiedź jest stonowana i brzmi tak jak to zademonstrowałeś. Wtedy przeskakuję dalej i mnie to ani ziębi ani grzeje. Ale jak komentarz jest obliczony na trollowanie to może już tylko wkur***.

Proszę bardzo. Podam przykład jak ktoś rozczarowany odcinkiem może napisać.
"Dla mnie docinek-rozczarowanie, poziom nie najlepszy. Scenarzyści zagubili balans miedzy rozwojem tła postaci a fabułą, która mocno ucierpiała. Nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego poświęcono tyle miejsca na te wszystkie scenki w klubach i tak dalej, były one nieco tandetnie poprowadzone, jakby sklejone z klisz wziętych z obyczajówek i seriali mainstreamowych (kto z kim, och nie mogę z nią być, jaki ja brzydki nikt mnie nie kocha, co ja zrobię). Akcja na statku była całkiem interesująca, ale zupełnie człowiek traci przyjemność z oglądania jak każe mu się skakać w czyjeś życie, do tego nie za bardzo ekscytujące. Gdyby nie fakt, że to wszystko odbywało się za posrednictwem kamieni, to nie byłoby o czym kręcić. Moim zdaniem scenarzyści powinni przywrócić proporcje znane z poprzednich seriali. Nie mówię by powielać ich błędy (niezwycieżony Sheppard, przegięty humor-chociaż to było fajne), ale przywrócić należne miejsce eksploracji, fabule. Postacie mogą być rozwijane, ale nie kosztem innych składowych!"
Prawda, że brzmi inaczej? A nie jakieś jęki stęki i popierdywania? Bo do tego sprowadzają się te pożal się Boże posty. Jak nie macie ochoty/nie wiecie co napisać/nie umiecie-to nie piszcie! proste. Bo nie wprowadzacie do dyskusji nic. Bo niby o czym mam z wami rozmawiać? Jak? Gdybyście pisali takie komentarze jak zademonstrowałem, to proszę bardzo-jest pole do rozmowy, ja bym wziął kilka zdań i wypunktował czemu uważam że to nieprawda i że się z tym nie zgadzam, wy byście wzięli je w obronę i jakoś by to poszło. A tak to wygląda to tak jakbyście musieli siedzieć na klopie i sporo się męczyć by coś wykrzesać i jedyne co wam wychodzi to...no.

Co do tego czy jakiś odcinek można polecić-i błąd. Ale przynajmniej jest do czego się odnieść. I to robię-SGU ma konstrukcję jak BSG. Z BSG też żadnego odcinka mnie mogę polecić, ale polecę za to serial. Bo to całość. I tak jest w SGU. Zaś poprzednie serie były konstrukcji stand alone. Czy jak były odcinki cliffy to można było polecić któryś? Nie, co najwyżej można było powiedzieć który był lepszy.



@bolek-no i dobrze że "do widzenia". Nawet do nie-widzenia.
I dlaczego nie czepiam się wysokich not i ich jednolinijkowców? Bo mnie nie ruszają. Tak samo jak "Nie najlepiej, 4" ani "Dno, 3", do których ani razy się nie odniosłem w swoich wypowiedziach. Bo nie zawierają żadnej treści, tylko opinię, i ani mnie denerwują ani nie wprawiają błogostan. Ale spójrzmy na zachowanie na przykład twoje-wlepisz plusa każdej negatywnej opinii i pogłaszczesz się po brzusiu jak przeczytasz kolejne chromolenie w bambus, jakie to wszystko jest bleee. Więc gratuluję-jesteś czysty jak łza.
A nie, sorry, jesteś tylko kolejnym trollem, a potem już tylko wielkie zdziwienie dlaczego ktoś na ciebie naskakuje. Niestety, ale pokręciła ci się wolność wypowiedzi i tolerancją z afirmacją i biciem brawa.
Faktycznie-nie musisz argumentować. Tak więc tego nie rób! Napisz ocenę i tyle, na przykład "Tragedia, nie wiem czy jest sens dalej oglądać, 2". I koniec. Nikt nie zwróci uwagi na twoja wypowiedź, a swój obowiązek spełnisz. Ale na tej samej zasadzie powinieneś pamiętać, że ja nie mam obowiązku trzymać się od ciebie i twoich opinii&komentarzy z dala i mogę je do woli oceniać i dowodzić, że są niesprawiedliwe, błędne lub-jak w tym wypadku-szkodliwe. Nie ma problemu z tym, że ktoś uważa że serial jest beznadziejny i wstawia 4. I to koniec. Nie mam też problemu z kimś, kto napisze że było dennie, wstawia dajmy na to 4 i napisze co i jak i dlaczego i będzie dało się z nim trochę posprzeczać. Ale mam problem z ludźmi, którzy napiszą kilka słów, wrzucą jakiś komentarz tylko po to by innych zdenerwować, po czym zasłaniają się wolnością wypowiedzi i innymi nadużywanymi dyrdymałami. To jest definicja trolla.

EDIT: Takie PS: nie miejsce to na kontynuowanie dalej tego. Jak jakieś wątpliwości co do mojego stosunku do wymienionych kwestii-pw jest otwarte. Jeśli po tym poście możemy dalej w spokoju komentować odcinki i rozmawiać-proszę bardzo.
No i jeszcze jedno-jeśli ktoś robi wyjątkowe twierdzenia, to oczekuje się od niego wyjątkowych argumentów. Inaczej jego opinia nie ma wartości i jako taka zostanie surowo oceniona.
  • 9


#332066 Odcinek 007 - S01E07 - Earth

Napisane przez Sakramentos w 07.11.2009 - |21:50|

Przystąpiłem do odcinka z pewną niepewnością. Ostatnio, tj. w "Water" doznałem niemiłego rozczarowania, bo odcinek był raczej słaby. Dlatego nie spodziewałem się, że forma pójdzie w górę, a poszła.

No, teraz pewnie wszelkiej maści bolki tolki i inne kolki zrobią gąsiora i zaczną walić maczugami w ziemie-że jak to, że co to to, że czy ja mam mózg, czy oglądamy ten sam serial. No cóż, jak ktoś identyfikuje akcję z ilością wysadzanych statków wroga i masowością ostrzału spod którego nasi bohaterowie bez zadrapania i wbrew wszelkim prawom się wydostają, no to faktycznie akcji nie było. Obiektywnie jednak na rzecz patrząc faktycznie można uznać, że jakiejś sensacji nie było, zwłaszcza z tego względu że dużo uwagi poświecono że tak powiem "scenkom rodzajowym" na Ziemi. To odróżnia właśnie SGU od innych produkcji z SGversum-że zmieniono balans. Gdyby to było SG-1, najważniejsza kwestią byłby plan powrotu do domu i piętrzące się trudności. Bohaterzy byliby tylko w sumie statystami, wypowiadającymi odpowiednie kwestie by wpisać się w plan akcji. Ale ten model już nie jest w użyciu i mamy odwrotne proporcje-najważniejsze są postacie, nawet nie interakcje między nimi, ale one same-stąd tyle wysiłku na opisanie ich tła. To dziedzictwo BSG-tam też bardziej momentami interesowało (przynajmniej mnie) jak zareaguje dana postać i jak rozwiązany zostanie kolejny konflikt personalny, a nie czy zestrzelony zostanie następny Basestar. A przecież to, według kontestatorów, winno się naprawdę liczyć i tego szukają w SGU. No cóż, nie znajdziecie tego, ale robienie z tego zarzutu przeciwko serialowi wydaje się nieuczciwe, to tak jakby mieć za złe Sapkowskiemu że w swojej sadze wiedźmińskiej zrobił z elfów rasistów (Tak u Tolkiena nie było!), zaś Geralt bardziej zajmował się swoimi przeżyciami wewnętrznymi niż tępieniem potworów (gdzie akcja? przecież to fantasy z mieczem! I dlaczego on jest taki...taki...szary, jakby zły? Powinien być nieskazitelny,w końcu to epicka fantasy miecza!). No taka jest konwencja, koniec kropka i nie ma innego wyjścia jak albo ją przyjąć do wiadomości. No, osobną jest kwestia czy ta konwencja się po pierwsze sprawdza i spełnia nasze oczekiwania i czy została dobrze wykonana. Ale takie kwestie nie interesują bolków tolków, tylko fakt, że konwencja w ogóle jest. Trochę to nieuczciwe, przyznajcie, i jedyne co można odpowiedzieć na ten zarzut to to, że najwidoczniej ktoś woli coś innego i nic nie da się na to poradzić. Bo należy zaakceptować, że np. częścią Star Treka jest eksploracja, humanizm, ateizm, transportery, fazery itd. I albo się to lubi albo nie. Wracając jednak do SGU. Dla mnie "akcja" to także napięcie między bohaterami, rozwiązania prozaicznych sytuacji między postaciami i tak dalej. Tak więc to co komuś przeszkadza mi odpowiada. Więc szczerze-nie jestem w stanie was, tolki bolki, zrozumieć, tym bardziej że mieliśmy sporo elementów które same w sobie był interesujące-plan powrotu do domu, użycie broni, w końcu pojawili się naukowcy na Destiny etc. Na końcu były dwa plot twisty, zaś do całości szliśmy według starego, dobrego schematu wstępu, rozwinięcia, wzrostu napięcia i zakończenia. Odcinek był gęsto napakowany-to nie tak że można go streścić w 25 minut. Spróbujcie-ale musicie przekazać te same informacje jeśli chodzi o postacie, charaktery, efekty interakcji (nie same interakcje) i tak dalej i osiągnąć ten sam efekt dramatyczny. Spróbujcie, choćby na tym swoim mitycznym przewijaniu, to zrobić i zastanówcie się czy taki docinek byłby cokolwiek wart, mimo że wyszedł spod waszych profesjonalnych rączek.
Najprawdopodobniej otrzymalibyście coś w stylu "This mortal coil" czy "Be all my sins remebered" (SGA 4x10, 11)-świetnych odcinków jeśli patrzeć na ważkość i ilość przewijających się w nich pomysłów. Ale za krótkich, pociętych-poszatkowanych wręcz, proszących a nawet błagających o to, by z każdego zrobić dwuodcinkowiec, rozwinąć, przedłużyć, dodać, sfinalizować poszczególne wątki w bardziej satysfakcjonujący sposób.

Podsumowując:

Sceny takie jak w klubie, u matki Eliego czy też u żony Younga dla mnie nie wpływają dobrze na odcinek, fajnie, może być kilka krótkich scen, ale bez przesady bo to nic nowego nie wnosi, a ja muszę przewijać takie sceny chociaż bardzo nie chcę (Tak mnie to nudzi).

Nóż w kieszeni się otwiera.
Zaczynam was przewijać.
Gdybyście w taki sposób, w jaki podchodzicie do tego serialu, podchodzili do książek-w tym SF-to musielibyście też nieźle przewijać. Najlepiej aż do okładki. I żądalibyście utrzymania ich poziomu. Resztę byście wycinali/wyrwali. Gratuluję.

O odcinku nie mam już ani ochoty ani siły pisać, lekki skan co niektórych wypowiedzi skutecznie odbiera ochotę do rozmowy, skoro poziom ryje po mule dennym i skrobie już po warstwie skał nieprzepuszczalnych. Jeśli komuś się coś nie podoba, ale potrafi tylko stękać "uuuch...eeech....ufff...ale się meczę!" no to do widzenia.
Nie no, dobra, potraficie jeszcze powiedzieć "ojej, ale mnie zdenerwował XXX" , "Co za pajace! jaj bym tak nie zrobił!" (po czym nic to nie znaczy i są to słowa zawieszone w argumentacyjnej próżni, ot, zwykłe skamlanie). Brawo, szapoba! Jest przed czym chylić czoło i jest o czym dyskutować.
Gee, może użyjmy waszej zasady: równie dobrze moglibyście nie pisać tych komentarzy, bo nic nie wnoszą. Jedna linijka świata nie zbawi, naprawdę. Jak już stękacie, to zróbcie to na poziomie i na poziomie brońcie swoich racji, niech wasz komentarz coś wnosi, coś znaczy a nie tylku wkur***. Chyba że na tym wam zależy, bo zaraz się sypia różne "ojojoj co to nie wy" oraz "za bardzo bierzecie sobie to do serca". Jak gościu walisz komentarz na 5 linijek i streścić go można tak: "Omfgjakonispartaczyli.Cozadnoktotooglądachybasobiepójde" no to nie mam w stosunku do was żadnych zobowiązań netykiety ani kultury, bo prezentujecie poziom statystycznego mieszkańca galaktyki Pegaza z gatunku homo sapiens i tylko tak z wami można się komunikować.

Jeśli sądzicie, że jak puścicie w obieg denny post to tym samym pogrążycie SGU, bo tylko na tyle zasługuje, no to coś źle kalkulujecie, bo to źle świadczy tylko o was.
  • 9


#331817 Odcinek 006 - S01E06 - Water

Napisane przez graffi w 05.11.2009 - |16:52|

O to chodzi? To forum czy przedszkole?

No właśnie. Sam sobie odpowiedz.
Im więcej osobników, którzy piszą dwu zdaniowe komentarze dające się streścić do "ale to denne" i "jesteście głupi" tym bardziej forum zaczyna przypominać przedszkole.

Co do schematów to niestety nic ci w tej kwestii nie pomogę. To twój problem, że tak postrzegasz świat.

To nie jest kwestia postrzegania świata tylko statystyki. Przeczytaj posty ludzi oceniających poniżej i powyżej 5 (dla mnie to taka granica failu odcinka). Wyciągnij średnią z długości wypowiedzi i porównaj. Porównaj poziom merytoryczności wypowiedzi w obu grupach (ciężko, ale da się zrobić - np. ilość poruszanych wątków). Kolejny element - ilość określeń uznawanych za pejoratywne lub obraźliwe... Z pewnością jest jeszcze sporo punktów w których można porównywać posty, ale obraz jest dość jasny - najczęściej ci, którzy oceniają poniżej 5 nie mają zbyt wiele do powiedzenia i mieliznę próbują przykryć emocjonalnością wypowiedzi.
  • 9


#329618 Odcinek 004 - S01E04 - Darkness

Napisane przez Sakramentos w 19.10.2009 - |00:56|

Z chęcią zobaczyłbym Star Treka w takiej skórce.

Już dawno powstał nazywa się DS9. ;) I jest o wiele wiele lepszy.

Tak jasne, o jedną, nie! dwie klasy lepszy, weź człowieku przestań wygadywać :P ;) . Co się komu podoba to się podoba-jednemu do gustu przypadnie tylko coś, co jest biało czarne i trzeszczy, inny ma sentyment do horrorów typu gore, a trzeci dostaje orgazmu przy "Amelii". Gustów się nie porównuje, chyba że chcemy zakończyć sprawę lejąc się po mordzie. Mógłbym tu walnąć przydługawą przemowę mieszającą DS9 z błotem, bo to trudne nie jest zważywszy na to jak beznadziejnie ten serial był robiony przez pierwsze lata (i nie chodzi tu o efekty), ale podaruję to i sobie i wszystkim dookoła. Przypomnę tylko, że jak napisał Baloo, dało się go oglądać dopiero od 4 sezonu. 4 sezonu!!! A ty wyjeżdżasz z nim jako modelem, jak tam szło się popłakać nad wszechogarniającą człowieka nudą i intrygami/historiami które był oczywiste dla średnio rozgarniętego pięciolatka, i porównujesz do 4 odcinka pierwszego sezonu. To tak jakby porównać nie wiem, Trylogię Władcy Pierścieni do pierwszych rozdziałów "Harry'ego Pottera". Znaj proporcyje, na litość Boską. (nawet gdyby obydwa tytuły porównywać jako całość by spróbować orzec, który jest lepszy to też jest to bez sensu)
Tym bardziej, że DS9 wykonaniem-a w to nie wchodzi tylko praca kamery-nie ma z czym iść do SGU czy prekurosora tej szkoły, BSG. Ktoś może kochać swojego starego ZX Spectrum, to była porządna maszyna, no ale nie da się jej porównać z współczesnymi komputerami. A tak samo przedstawia się ranking DS9 kontra SGU: wręcz śmieszne (przy czym rozłączam kwestię czy się komuś podoba to czy tamto, bo też prywatnie lubię DS9, ale nie ma podstaw do przyznania mu prymatu. Gdyby porównywać np. BSG z SGU-to owszem, taka podstawa jest.)

Nie ogarniam takich osób-nic co nowe nie może dorównać ich ukochanemu starociowi, ależ nieee, bo ich ulubieniec miażdży wszystko, totalnie i fantastycznie wręcz. Będą się godzinami kłócić, pokazywać certyfikaty, podawać przykłady i nic do nich nie trafi, bo ich miłość do ulubionego klamota jest tak wielka. Swoje wychwala pod niebiosa, a inne niesprawiedliwe zgnoją. Totalny brak obiektywizmu nawet jak na opinie o serialu. To chore. Ja też mogę powiedzieć, że coś lubię, ale mam do tego stosunek krytyczny, no do cholery.

Części komentarzy w ogóle nie da się czytać bo od razu człowieka szlag trafia (vide "dlaczego nie pojawili się kosmici? To niekonsekwencja! Blablabla! Cancel! Blablabla!")-tyle w nich bezmyślności która rodzi czepialstwo, że idzie się załamać. To fenomen-ktoś powinien się tym zjawiskiem zająć: jak ta sama informacja dostarcza pełen spektrum wiedzy jednej osobie, a druga nie jest w stanie z niej wycisnąć niemal niczego. Fascynujące.


Co do odcinka.
Lepiej niż w poprzednim, ale nie lepiej niż to było w pilocie. W poprzednim epizodzie miałem wrażenie nagłego zwolnienia akcji, a potem jej nadrabiania. Tutaj tak już nie było. To była zamknięta całość, choć jednocześnie część większej historii. Jasne, mamy cliffhanger, ale ma on wartość zerową-pytanie jest nie czy nasi bohaterzy wydostana się z tej sytuacji, tylko raczej jak i co po drodze się stanie. Dlatego skupienie na postaciach i tym, co z tej sytuacji wyniosą jest jak najbardziej słuszne.

Skupiamy się na drobnych, ale ważnych rzeczach-ciekawie pokazane jest, jak wszyscy sobie nie ufają, a jednocześnie na samym starcie mamy humor który sprawia, że pozornie wszystko wydaje się OK-te żarciki w beznadziejnie wyglądającej mesie (ale do tego jeszcze dojdę).

Rush wymiata, dostaje świra, wszystkich rozstawia po kątach. Na pewno nie jest nudny, i choć lubić go chyba nie można to jednak nie mogę odmówić mu racji. Przy okazji czuję mściwą satysfakcje, bo załoga zrobiła to, co wielu proponowało w komentarzach do poprzednich odcinków-babrać w systemach statku. A tu się okazuje, że to nie McKay i świetnie trzymające się Atlantis, tylko stary rzęch który na dodatek nie chce się nas słuchać. Grzebali, grzebali, aż wykończyli zapasy energii.
Ale wracając do Rusha-Caryle robi niezła robotę, bardzo mi się podoba to, co wyprawiał w tym odcinku, szalejąc po ekranie. Trudno też nie zauważyć, jak zdroworozsądkowe podejście do tej postaci ma Young-przekonuje wszystkich, że jeśli jest ktoś, kto może ich z tego wyciągnąć, to właśnie Rush i należy mu zaufać. Ale powiedzmy sobie szczerze-to chyba nie jest do końca mądre.

Nie było kwestii Greera, ale z drugiej strony nie musiała ona się pojawić. W końcu postrzelony wie dokładnie, dlaczego został postrzelony, a reszta pewnie już przekazała, co się stało. A wrażenie, że Rush to "sonowabycz" zostało po jego tekście z poprzedniego odcinka. I dobrze. Możemy się rozdrabniać, ale bez przesady, gubienie się w zbyt licznych detalach może tylko zaszkodzić.

Young zaczyna się prezentować jako postać-dobrze podsumował go Rush "Myśli pan, że coś jest możliwe do zrobienia bo pan rokaże to zrobić?". I generalnie taka jest jego rola-kuśtyka od człowieka do człowieka i każe mu się to pozbierać, to zapierdzielać... I faktycznie popełnił kilka błędów. Poza tym odniosłem wrażenie, że z czasem będzie jednym z najmniej produktywnych załogantów Destiny, co biorąc pod uwagę stosunki panujące na statku może skończyć się tylko zgrzytem ( w końcu ile trzbea, by ludzie nauczyli sie działać, a nie wątpić? Na pewno nie nieskończoność, a póki co rola Younga ogranicza się do trzymania wszystkiego pod kontrolą i w ryzach. Jako dowódca sprawdził się zaś średnio jak na razie)

Mamy powrót Telforda, który chyba zaczyna żałować, że to nie on jest na Destiny...przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Dziwne.
Na wielki plus właściwa reakcja na kontakt z kimś, kto jest pod wpływem kamieni-żona Younga trzymała dystans i generalnie niczego nie chciała słuchać. Chociaż moim zdaniem zbyt gładko-nadal-obchodzono to i skupiano się an relacjach między tą dwójką. Zupełnie bez sensu, jakoś nie mogę uwierzyć że tak to by wyglądało. Jakiś obcy facet przychodzi i gada, jakby tą babkę znał-no tak to z boku wygląda. A ona zamiast bombardować ten irracjonalny fakt skupia się na myśli "że nawet jeśli to byłoby prawdą, to nic by między nami nie zmieniło". Nie przekonuje mnie to. Ciągle czekam na bardziej wiarygodną reakcję na efekty kamyczków.
Natomiast taki mały szczegół zwrócił moja uwagę-nasza specjalistka od złamań rozpoznała Telforda w ciele Younga w trymiga. Co razem z poprzednimi wzmiankami każe nam przypuszczać, że faktycznie było coś pomiędzy nimi.

Eli bardzo fajnie się tu prezentuje- wie, że jest totalnie nie na miejscu i żaden z niego spec, ale dla reszty tak właśnie się prezentuje. Zupełnie nie wie, co z tym fantem zrobić, ale zachowuje się imo logicznie. Zabawne jest to, że wszyscy w nim widzą geniusza który ma na coś wpływ, on sam zaś określa siebie jako "currently unemployed" i ogólnie-ciapę. jego ogólna niska samoocena stoi w sprzeczności z wysokim mniemaniem o jego zdolnościach innych, choćby Rusha-co naprawdę mnie zaskoczyło.

Scott-startuje z modlitwą. Typowo amerykańska wstawka. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić żołnierza z Polski, a więc kraju na tle Europy bardzo religijnego, który by przed kamerą zaczął odmawiać modlitwę, nawet w takiej sytuacji. No jakoś nie potrafię. pasuje to do tej postaci, ale jestem najwidoczniej za "jewroepjski" by mi to nie zgrzytało z jakiegoś bliżej niewytłumaczalnego powodu. Jakieś to sztuczne było.

Tak samo jak scena z kino i podglądaniem-wychodzi ta Venessa czy jak jej tam i ma nie "takie" ale "TAAAKIE" balony. Nie uszło mojej uwadze że na screen captures z tego odcinka opublikowanych na Gateworldzie znikły jej jakoś sutki, które w tej scenie były widoczne, nie przepraszam, WIDOCZNE. Ech, męska świnia ze mnie. Scena, która w mandze uszłaby jako tzw "fan service", praktycznie niezauważona. Tu-po prostu razi swoją koniunkturalnością: "Yeeeah, cycki!"
Scena-wtopa, nie pasuje mi jakoś. To zbyt duże rozluźnienie. Mimo wszystko, nadal maja niewesołą sytuację, powiedziałbym: jest ona tragiczna. Dowcipkowanie w mesie i luzackość Eliego jestem w stanie zrozumieć. To pierwsze to próba oswojenia rzeczywistości, wtedy zresztą czuli odprężenie bo nie było na horyzoncie widać jakichś problemów. To drugie-to charakter tej postaci i nie ma w tym nic rażącego-chyba że niestosowność jego uwag, ale tacy ludzie są i tak właśnie się zachowują-często niestosownie do sytuacji. I mi to nie przeszkadza, ale tamta scena to jakaś przesada. Takie żarciki to sobie mogą robić jak już na głowie nie będą mieli przetrwania.

Chloe-doskonale się podsumowała w tym odcinku. Jest tam po prostu zbędna. Lala do wyrwania i tyle. Jej rola zrobi się większa chyba tylko w wypadku, gdy wątek jej matki nabierze znaczenia.

Tresc odcinka-mało konkretów, głównie poznawaliśmy postacie, służyły do tego dokumentalne wstawki z kino. Budowane są podstawy, klimat jest w sumie już określony i moim zdaniem jest dobry. Na uwagę zasługuje dbałość o szczegóły w stopniu, który weteranów SG czasem zaskakuje-jak choćby osmalone (nadal) twarze, czy ciągła obecność plamy krwi na uniformie Greera (choć już nieco przyblakła i nie tak świeża). John Scalzi, który pracuje przy SGU jako konslutant, na swoim blogu wspominał, że między innymi przypomina twórcom o takich szczegółach (zwrócił uwagę na przykład, że wystrzelono tyle a tyle kul i tych kul już nie ma, nie można rozmnożyć magazynków z amunicją).
Bardzo podoba mi się kontynuacja podejścia z poprzedniego odcinka, gdzie "oddano szacunek przestrzeni". Tu też to się dzieje, scena przelotu obok gazowego giganta jest bardzo dobra. Praktycznie w żadnym serialu SF nie widziałem takiego podejścia-estetycznego, spokojnego, by pokazać reakcję człowieka aa nieznane i to nieznane ukazać. Rozczarowująco nawet w ST (Choćby TNG) na to lano. Właściwie zawsze planeta, gwiazda czy co tam akurat było w tle była tylko tapetką i nie było istotne jak wygląda, miała po prostu być. Tylko w filmach, przeważnie kinowych, pozwalano sobie na długie ujęcia przestrzeni i budowanie o to klimatu-jak w pierwszym filmie z rodziny ST (imo najlepszym i najbliższym klimatowi treka, potem zaczęto-po sukcesie "Gniewu Khana" - iść powoli w efekciarstwo), czy Odysei kosmicznej 2001. SGU brak do tego poziomu jeszcze sporo, ale jest nieźle. Ilość czasu, jaką poświęcono na tą jedną scenę była naprawdę duża i według mnie to się opłaciło.
przy okazji zastanowiło mnie jedno-ujęcia "z ręki" w kosmosie. W scenie przejścia obok planety ma to sens, ale to samo można zaobserwować przy wyjściu z FTL i ujęciach w systemie gwiezdnym (nagłe zmiany ogniskowej, a przy końcu ujęcia nagłe zatrzęsienie kamery). Powinni tego unikać, by nie klonować rozwiazań z BSG. Wiem-są dobre. Ale mimo to, powinni unikać. Marką SG były płynne, ale bardzo dynamiczne i skomplikowane ujęcia w kosmosie, kamer dostawała tam kręćka, zwłaszcza w trakcie bitew i tak powinno zostać. Przestrzeni należy się płynność i swoboda, a nie jakaś trzęsawka i ruchawka.

Na koniec zostawiłem sobie humor-to jedyny element, który przeszedł z poprzednich serii do SGU w niezmienionej formie-tylko oprawa się zmieniła, stąd inny odbiór. Eli robi sobie znowu jaja z Planety Małp i rzuca kilkoma niezłymi tekstami, bardzo fajnie wyszła ta ostatnia panienka z serii zdjęć dokumentalnych gdy zaczęła histeryzować o trzęsieniach ziemi-naprawdę dobre, niemal jak Rodney ;) tutaj jestem spokojny-będzie się rozkręcało i chciałbym, by się rozkręcało.

No i rzecz finalna: wygląd statku. O Jezus.... o Jezus... <Sakramentos na przemian zasłania dłońmi oczy i je odsłania, by jęknąć w boleści>. Jakieś...kanapy...ławki jakby wyjęte z parku...i ta mesa....O Jezus....prysznice.... Zlitujcie się nade mną... i z tym nic się nie da zrobić, to już tak zostanie do usranego końca serialu... O w mordę :o

Ogólnie to 7.5 stawiam, tyle samo co pilotowi.
  • 9


#329491 Odcinek 004 - S01E04 - Darkness

Napisane przez Gaj w 18.10.2009 - |02:13|

No ja jestem tym serialem bardzo pozytywnie zaskoczony. Jeśli o to chodziło twórcom to moje gratulacje.
Byłem cały odcinek pod wielkim i silnym wpływem uznania dla logiki, konsekwencji i realizmu tego co widzę.
W porównaniu do dziecinnych i cuekierkowych SG-1 czy SGA to SGU prezentuje się szalenie dojrzale i poważnie. No realizm psychologiczny, logika scenariusza, wyważenie psychologiczne bohaterów i scen naprawdę robi na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Nawet technobełkot podany jest naprawdę sensownie i w ilościach strawnych dla widza. Dobrze jest to wszystko zmieszane i nieźle podane. Jedynie aktorzy wydają mi się być za słabi do wyazwań jakie stawia im scenariusz czyli okoliczności.
Lekkie nutki erotyzmu też na plus. Tego do tej pory w serialach SciFi dla 15-17 letnich hamerykanów nie pokazywano. Wyraźnie widać, że serial jest adresowany do dojrzalszej widowni niż poprzednicy. Wyraźnie widoczne w jednej ze scen sutki Pani silikonowej były w sumie fajne bo w real faceci choćby i na drugim końcu wszechświata interesują się z pewnością owymi walorami :) . To naprawde na plus.
Niestety faktycznie było ciut za mało akcji, czy ogólnie speeda i dawało się odczuć lekkie dłużyzny. Pomysł z KINO poznawaniem bohaterów niegłupi. Mimo maks. skracania tych scen, wyszło to zbyt mało dynamicznie. Może zabrakło jakichś sensacji w ich wypowiedziach, żartów czy czegos innego, ale szczególnego. Sam nie wiem.
Ogólnie dałem mocne 7.5 i jest wg mnie nieźle, zaskakująco realistycznie i oryginalnie - choć do doskonałości mi tu jednak sporo brakuje :) .
  • 9


#328290 Odcinek 003 - S01E03 - Air (Part 3)

Napisane przez Sakramentos w 10.10.2009 - |14:55|

Nie powinienem czytać komentarzy przed zasadzeniem własnego: banda pseudo-znawców filmów (Bo widzieli Surogatów i nowego Treka!), seriali (bo widzieli Lost i BSG!), SG-1 (bo widzieli wszystkie sezony i g*** z nich zrozumieli!)i fizyki (Bo nigdy nie otworzyli podręcznika, woleli Brainiaca!) oraz SF w ogóle (W życiu niczego nie przeczytali, a jeśli już to wikipedia entry on BSG!) skutecznie wyprowadzić może człowieka z równowagi. Dobrze, że nie jestem żadnym moderatorem, bo bym banował za głupotę i polaczkowanie.

Odcinek nie wciągnął na początku tak, jak pilot. Przy pilocie nie zauważyłem nawet, kiedy mi minęło półtorej godziny. Tutaj przez pierwszą 1/3 odcinka z niepokojem obserwowałem przesuwający się pasek postępu. Za szybko to leciało i za mało się działo. Nie należy jednak zapominać, ze Air part 3 jest częścią większej całości i de facto jest finałem pilota. Należy się, panie i panowie, przyzwyczaić do innego typu narracji niż dotychczas. Gdy w poprzednich serialach jakiś wątek trwał dwa odcinki, to był wielki, a jak miał skutki w kolejnym docinku, to był mega hiper wypasiony i przygniatał epickością. Tutaj zaś historia będzie toczyć się wielotorowo i wieloodocinkowo.

Potem jednak tempo przyśpieszyło i zrobiło się interesująco. Nie mieliśmy tu akcji urywającej jaja, ale szlifowanie bohaterów. Teksty naszego geeka rozwalają-"Widziałem statuę wolności zakopaną w piasku" po prostu wymiata, podobnie jak jego prychnięcia i krótkie komentarze. Po prostu świetne. To stary dobry humor z SG, śmianie się w twarz śmierci, choć w oprawie poważnej-bo wszyscy dookoła mają kaktusy w d***, ale nic dziwnego bo przecież walczą o przeżycie. To nie to, co histeryczny McKay walący tekściorami w środku ostrzału i Sheppard patrzący na niego krzywym okiem i poganiający, ale jest blisko. Na tyle blisko by widziec w tym element wspólny.

Na tym tle O'Neill prezentuje się dziwacznie. Odniosłem wrażenie, że trochę dusi się w swojej roli, w pilocie był raczej sobą ("Do I look like someone who'd be standing here if I didn't already know everything there is to know about you?" oraz "We will beam you to our spaceship"). Natomiast w Air part 3 zdawało się, że chce strzelić minę, walnąć jakiś komentarz ale nie pozwalano mu na to. Pamiętam, że zawsze mnie denerwował styl jego grania w pierwszych sezonach SG-1 i dopiero z czasem przyzwyczaiłem się i polubiłem jego postać. Do tego czasu uważałem, że to pajacowanie zupełnie nie na miejscu i z innej bajki, psujące klimat serialu. A teraz mi tego zabrakło-O'Neill jako poważny i wszechmocny szef Homerworld security dający filozoficzne wtręty... Ot, siła przyzwyczajenia.

Dobrze, że nie następuje totalne zerwanie z wątkami ziemskimi, jest więc nadzieja na ich rozwinięcie. To mocno uatrakcyjni fabułę serialu. W SGA problemem był właśnie brak wątków ziemskich, przez co traciło się to wrażenie, że to są współcześni ludzie. Pośród Wrót, statków międzygalaktycznych, obcych, bitew i eksplozji planet i futurystycznej technologii trudno było o poczucie, że to "nasi chłopcy" z tu i teraz. Tymczasem w SGU można spodziewać się na równoległe wątki z Destiny i Ziemi-i te drugie wcale nie są mniej ważne. To automatycznie stawia fabułę w lepszej pozycji. Jest bogatsza i ciekawsza. Można liczyć na wiele interesujących wydarzeń, rozwiązań i koncepcji.

Są jednak potknięcia. Widać, że SGU jest pod mocarnym wpływem trendów których ucieleśnieniem są BSG czy Lost.
Nie uważam tych inspiracji za złe, ale nie sądzę, by wychodziły one serialowi do końca na dobre. Ludzie zawsze będą patrzeć na SGU i mówić, że zżyna od poprzednich produkcji, kalkuje i małpuje i mu to różnie wychodzi. I będą mieć rację. Tak samo jak "Equilibrium" czy "Underworld" były ciężko krytykowane za używanie wszystkich Matrixowskich sztuczek (Zwłaszcza "U") z SFX. Teraz weszły one do kanonu, ale w tamtych czasach patrzono krzywo na jawne zżynanie, jakim był bullet time i parę innych chwytów.

Tak samo jest z SGU. Ludzie będą na nie patrzeć i kręcić głową, że za bardzo trąci poprzednimi produkcjami. W dodatku wątpliwie to się udaje-scena z ciągnięciem z szklaneczki była przesadzona, na siłę udramatyzowana. Przesterowana niemal jak w BSG gdzie każdy był chędożonym Szekspirem. Wiem, że jestem znany z tego, że "sam bym to zrobił lepiej" ;) ale tą scenę rozwiązałbym inaczej. Skupił się raczej na tym, jakim szokiem jest zobaczenie obcej osoby, która mówi, zachowuje się i porusza jak ktoś nam bliski i wziął poprawkę na absurdalność całej wiedzy, jaką mi właśnie przekazano (SG program, galaktyki, mind downloading... przecież to jakaś masakra). Mówi się nam, że to nasza rodzina, ale jednak widzimy że tak nie jest. Brakowało mi dystansu między córką a matką jaki powinien powstać w takiej sytuacji. Zamiast tego mamy żłopanie, płacze i leżenie na podłodze z tuleniem do piersi. Dajcie spokój. Sztampa i banał.

Ale niezaprzeczalnie na plus jest to, że SGU nie gubi informacji i nie przeskakuje nad czymś, ale stara się wszystko wyjaśnić. Tego brakowało i w SG-1 i w SGA. Uznawano że na takie rzeczy szkoda miejsca, nie ma czasu, i po co to w ogóle. Przez to cierpiała integralność fabuły i postaci. Wielu rzeczy trzeba było się domyślać, a rozwój charakterów, nasze z nimi zaznajomienie się było mocno ograniczone. A często dochodziło do kuriozalnych sytuacji. Na przykład-pilot SG-1, Teal'c pojawia się w SGC. I co? O'Neill mówi, że to jego fumfel i chwatit, stoi sobie i z nimi gada. Dopiero w następnym odcinku siedzi w celi, podczas gdy powinni go tam od razu wsadzić-Hammond zaś spokojnie sobie odchodzi i nie przejmuje się niczym...
SGU nie zapomina o szczegółach. Może przez to tracimy an tempie akcji, ale dla mnie taki sposób opowiadania historii to jest to. Buduje klimat, daje informacje, uzupełnia detale.


Postacie-Chloe tam w ogóle jest na wystrzelenie z śluzy, jej jedyną rolą jest bycie rolą dla innych ról. Sama z siebie ma mało do pokazania. Nie jest ani szczególnie charakterystyczna ani interesująca. Zdaje się, że istnieje tylko po to, by Scott miał w kogo się lampić. Swoją drogą-masakryczna postać. Przesterowana-bez rodziców, wychowana przez księdza... który też ginie. Dajcie spokój. Prawie Mary Sue. To jest w każdym poradniku pisarskim, by takich postaci nie tworzyć...

Natomiast Geera coraz bardziej lubię. Już w pilocie zwrócił moja uwage ("What in the heeeel was that?"). Teraz tylko wzmocnił tamto wrażenie. Świetna interakcja Geera z Rushem, świetna scena. Podobała mi się-tak samo zresztą jak Geer (Czy Greer? Sprawdzać mi się nie chce :P). Może to zasługa głosu tego aktora i jego mimiki- w połączeniu z jego badassowością robi niezłe wrażenie. No i Rush-dostaje kopa w plery, tłucze się z Greerem, mamy kłótnię-całkiem fajnie to wygląda, miło popatrzeć na te postacie jak skaczą sobie do oczu.

Telford-nie sądziłem że go jeszcze zobaczę w jakiejś znaczącej roli, a tu proszę-szykuje się że będzie dosyć ważny. Trudno coś więcej na razie powiedzieć, tylko tyle że ma w nosie jak używa ciało które akurat posiada (chyba że to jego własne).

Brak współpracy, strzelanie do swoich-i to Rushowe wytłumaczenie "Greer do niego strzelił"-zapomniał tylko dodać, że to on mu kazał... Bardzo dobrze, widać że to nie lubiący się pasjami eksperci, którym tylko jeden Kavanagh psuł krew.

Co do treści odcinka-nie za wiele jej. Ale pojawił się pierwszy obcy-i tak jak zapewniali twórcy (oczywiście NIKT o tym kurna nie pamięta i wszyscy czekali od tygodnia na wieśniorów tudzież forehead aliens) nie było to nic wyglądającego znajomo. Z wywiadów można się dowiedzieć, że taki kierunek ma być utrzymany. Więc by bye humonoids (ale kto wie, bo patrząc na wrzask pseudo-znawców, dla których SG bez wszelkich głupot w stylu wieśniaków nie jest SG, to może w kolejnych sezonach dadzą ten syf z powrotem). Na końcu epizodu mamy plot twiścik-coś odłącza się od Destiny-ale nie ma sensu snuć spekulacji co to i jaki będzie miało wpływ na fabułę. Pokazano to tylko dlatego, by narobić smaczku na następny odcinek. Z tego, co widać raczej można wywnioskować, że jest to część statku-wahadłowiec, kapsuła lub coś innego w tym stylu. Nie liczyłbym na to, że to coś obcego, choć taka możliwość istnieje. Równie dobrze statek mógł wysłać kapsułę ratunkową po dwójkę tych debili, co się odłączyła.

Co do "głównego wroga"-oczywiście znowu NIKT nie pamięta, że ma go nie być,a na pewno nie w pierwszych odcinkach pierwszego sezonu. Można to zaliczyć na poczet dezinformacji, by nie zepsuć nam oglądania, ale ja w to wierzę. Nie liczcie na to, że za tydzień wyskoczy jakiś badass starship i jego właściciele będą gonić Destiny po wsze czasy lub polecą zaatakować Ziemię.

Kolejna sprawą jest sposób kręcenia-jest świetny, choć trąci BSG. Trochę brak mi statycznych kamer i stabilnych ujęć, choć takie też oczywiście są. Wszystko wydaje się wyważone, choć pierwsze wrażenie było mieszane i trochę na niekorzyść. Za to na wielki plus respekt dla przestrzeni-w pilocie długie ujęcie Destiny na początku, powolne budowanie klimatu sceny. Tak samo tutaj-łażenie po pustyni, zdjęcia robione z odległości by pokazać pustkowie. No i muzyka wkomponowana w to wszystko w ciekawy sposób. Wynik końcowy-bardzo dobry.

Właśnie, muzyka. Wrażenie po pilocie-niekorzystne. Totalna zżyna z klimatów BSG. Ale teraz słychać, że kompozytor tylko trochę bawił się takimi dźwiękami (nie jego wina jak je wykorzystano i w jakiej ilości), eksperymentował by wpisać się w charakter serialu. Ale jednocześnie słychać w tym stare SG-na przykład w pierwszej scenie marszu na planecie. Brzmi znajomo, choć inaczej.
Ale całkowita porażką jest pioseneczka na koniec. Mam gdzieś, że jej słowa jakoś tam pasowały do treści odcinka. Panowie twórcy-walcie się z takimi elementami. Nie życzę sobie i już.

Brak czołówki serialu-szkoda, lubiłem jak była. SGA miało świetną, wraz z podniosłą i charakterystyczną muzyką. Była mocna, była efektowna-i to się pamiętało. Bak czegoś takiego w SGU może podnosi rangę serialu (czołówki mimo wszystko są kiczem i najszybciej się starzeją z całego serialu...). Natomiast sposób przypominania treści poprzednich odcinków jest zabawny-są to bowiem urywki widziane przez obiektyw kino, tak jakby to było jakieś reality show, długi dokument.

Ogółem-jest nieźle, ale nie rewelacyjnie. Daję 7/10, mniej niż pilotowi który u mnie dostał 7.5 a to dlatego, bo mimo wszystko trzeci odcinek nie przykuwał tak uwagi na całej rozciągłości.

PS

A dlatego nikt nie przeszedł na planetę, by tam oddychać, bo musiano by zużyć cała wodę, jaka została by przeżyć. Zauważcie, że oni tam byli pół doby, a cierpieli na halucynacje, odwodnienie-dosyć skrajne np. w przypadku Rusha czy Scotta-oraz solidnie się poparzyli. Warunki na planecie określono jako ledwo nadające się do przeżycia. To nie nasza Sahara panowie, a nawet tam nie da się wytrzymać długo siedząc w słońcu w temperaturze sięgającej 50-60 stopni Celsjusza. Chodzenie w czymś takim to jak wsadzanie głowy do rozgrzanego piekarnika, wierzcie mi. Woda z was paruje w strasznym tempie. A ta planeta była jeszcze gorsza.I nie, pot nie pokazuje się na waszym ciele wielkimi kroplami ani ciemnymi plamami na ubraniu-bo natychmiast paruje, chłodząc organizm. Można wsadzić łeb pod wodę a potem po 5 minutach stwierdzić, że włosy prawie wyschły. Dlatego, jak można zauważyć choćby studiując atlas, nikt tam nie mieszka. Osoba nie przyzwyczajona do takich warunków-tj, choćby zbliżonych-po 20 minutach ma dość. I naprawdę chce się jej cholernie pić. Jest poirytowana, drażliwa i szybko się męczy. Wiec-wszystko było OK.
  • 9


#328775 SGU - galaktyki i inne takie

Napisane przez Sakramentos w 12.10.2009 - |23:32|

Na początku miałem ambicję-ot, taki kaprys-by napisać tu odpowiedni komentarz, obalający po kolei wszystkie nieprawdziwe tezy Opsona, ale... Widzę, że wióry lecą a tu nic.

Wobec tego pozostaje mi tylko rzucić cytatem z epizodu 3x02 The Big
Bang Theory: "Dude, you are arguing with crazy person".

Rozwiązaniem dla 60% fałszywych problemów, jakimi faszeruje nas tu Opson próbując udowodnić kwadraturę koła są sondy von Neumanna. De facto Pradawni coś takiego zrobili wysyłając Destiny i statki budujące Wrota po całym wszechświecie (nasuwa się też fajna myśl, że może replikatory są ich sondami, które się niefortunnie skrzyżowały z inna technologią i bęc)

Kwestia kombinacji i planet typu ziemskiego-again: "Dude, you are arguing with crazy person".

Nie trafia do niego, wszystko jest jak groch o ścianę i krew w piach, że stwierdzenie "typu ziemskiego" oznacza automatycznie pewne warunki które sprawiają, że - nomen omen - jest to planeta bardzo podobna do naszej. Ale nie identyczna. Może więc-ale nie musi-być odpowiednia dla człowieka by tam od biedy przeżył. To pojemne pojęcie.

W naszej galaktyce takich planet było całe mrowie, ale Goa'uld, a przedtem Pradawni-tak jak w Pegazie-je sobie terraformowali. Zaś w SGU można spokojnie założyć, że można wśród tylu bilionów do setnej potęgi planet znaleźć taką, która nam odpowiada a do tego jeszcze będzie miała podobne formy życia(tym bardziej ze technologia Pradawnych bywa często magiczna i potrafią czujnikami zbadać ćwierć galaktyki nie ruszając się z miejsca)

Nie widzę u autora tematu chęci wykonania także wysiłku umysłowego, by dojść do wniosku, że Wrota byłyby budowane :
a ) tam gdzie mamy odpowiednie planety
b ) tam gdzie mamy odpowiednie surowce/warunki do budowy
c ) tam gdzie dotarły nasze sondy neumannowskie
i spełnienie tych warunków winno wystąpić jednocześnie (tadaaam, plot twist <_< ).

No i ten z tyłka wyssany problem, że SGU powoduje że akcja dzieje się potencjalnie w kilkudziesięciu galaktykach... Co to w ogóle jest za argument...nie mam na to słów, oprócz "Dude, you are arguing with crazy person".

Takie są założenia tego świata i tyle, a ja osobiście czytałem już książki SF które operują całymi wszechświatami a z galaktyk robią sobie latające sombrero dla ufoków i to ciągle jest mało, więc przestań się kolego wydziczać.

Kolejna sprawa: po co Pradawnym tyle Wrót. Ano mieli fisia na ich punkcie, lubili kółka i to najlepiej takie, co się kręcą... Nie podoba się odpowiedź? To wzbijmy się na wyżyny intelektualne, jakim jest mitologia SG i tam przeczytajmy, że Pradawni rozsiewali życie w bezludnym wszechświecie wszędzie, gdzie mogli. Perche? Well, its just what the Ancients do.
Mieli taki utopijny projekt, chcieli poznać cały wszechświat i tyle, chcieli też zapewne powołać do życia wielką, kochającą się rodzinę istot myślących. Poza tym istnieje całkiem łatwa do obrony teoria, która głosi że całe życie (a przynajmniej całe minus dwa czy trzy przypadki), jakie widzimy w serialu, pochodzi od Pradawnych, co przy okazji rozwiązuje paradoks Fermiego.

Pseudo problemy, pseudo-krytyka i pseudo wypowiedzi bez ładu i składu przez które trudno przebrnąć z powodu porwanej logiki zdań, literówek i braku odpowiednich znaków przystankowych w odpowiednich miejscach. Podsumowując :"Dude, you are arguing with crazy person"

Jestem niesprawiedliwy. Kocham to B) A teraz wstaw mi minusika, plz.
  • 8


#328653 Odcinek 003 - S01E03 - Air (Part 3)

Napisane przez xetnoinu w 12.10.2009 - |10:38|

(...) Mają kamienie komunikacyjne i zamiast skorzystać z wiedzy z Ziemi, jak przetrwać, ustalić łańcuch dowodzenia itp., bawią się w jakieś bzdety...


Po pierwsze to witam wszystkich forumowiczów! - Dzień dobry. ;>

Po drugie to w pełni zgadzam się z TransX'em. Pamiętacie "Apollo 13" ? Tam bez kamieni ludzie z Canaveral mówili jak astronauci mają zbudować sobie filtr powietrza :). Tutaj technologia XXXXV wieku i wykorzystują jako faks, że senator umarł ;> Jak mówi moja żona: - "żenewe"


A po co mają im to mówić?
Przecież oni (na pokładzie Destiny) dokładnie wiedzą co i jak mają zrobić.
Dlatego wyruszyli na planetę, żeby to naprawić.
Po co Ziemia ma im jeszcze mieszać w głowie?



Zgadzam się z psjodko! Dodam nawet, że w tym przypadku powierzenie Ziemii rozwiazania problemu powietrznego, zabiłoby ich.

W Apollo 13, Huston znało pełny! manifest i zasoby statku. A filtr miał służyć na trochę dla niewielu. To żadna analogia do Przeznaczenia.
Nie znany nikomu jest manifest statku ani załogi. SGC nie zna przyczyny awarii. Na Apollo Ziemia przyczynę znała. Filry mają być dla kilkudziesięciu ludzi i mają działać na czas nieokreślony.
S-f polega na zaproponowaniu wymyślonego (literka F) i prawdopodobnego (czyli opartego na nauce liteka S) toru postępowania. I taki w Air 1-3 jest.
Doktor Rush najpierw ustala przyczynę morowego powietrza. Następnie odszukuje systemy filtrów i je diagnozuje. Ustala cechy fizykochemiczne absorbenta. Nakazuje (jako dowódca ekspedycji) stosowne działania, czyli poszukiwanie oryginalnego zapasu tej substancji. Ustalone zostaje jednocześnie, że na liście leków nie ma stosownego zamiennika o zbliżonym wymaganym zasadowym ph.
Następnie dr Rush wykorzystuje swoją, zdobytą dopiero co, wiedzę o statku. Wiadomo, że statek otrzymał lub zbiera (nieistotne, ważne że ma je) dane o lokalnych planetach, szczgólnie tych już eksplorowanych czyli posiadających wrota. Dr Rush wykorzystuje geniusz pradawnych - czyli komputer statku i wprowadza mu info o braku absorbenta. Statek wybiera planetę z piachem i blokuje planety sąsiednie. Stąd absolutne przekonanie doktora, że jakaś przydatna substancja tam będzie, a planety w zasięgu są groźne dla życia (bo zablokowane). Rush nie miał czasu na analizę danych posiadanych przez statek, podjał szybkie decyzje, wykorzystując swoją pomysłowość w zakresie umiejętnego szybkiego wydobycia tych informacji ze statku, jakie są potrzebne na już.

To jest właśnie S-F , tutaj jako bardzo inteligentnie pomyślany tok zdarzeń rozwiązujących problem. Rady z SGC w sumie spełzłyby na powieleniu postępowania Rusha tylko z opóźnieniem. Zatem kontaktowanie się SGC w sprawie powietrza byłoby bez sensu i mogłoby ich zabić na tym statku.

PS. W trybie pozaregulaminowym
1. Analogiczny do Apolla 13 to był brak tlenu w BSG, na Viperze - kiedy załoga jakoś nie budowała filtrów ze skafandrów, taśm i długopisów jak w Apollo 13, tylko w sumie się pozabijała (bardzo dobra metoda oszczędzania tlenu). Ale i tam były fajne rozwiązania naprawdę typu s-f np Sturback, która na w myśliwcu obcych znalazla rurkę z powietrzem, słusznie zakładając, że jego pilot był żywy, stąd jak żywi cyloni potrzebował systemu podtrzymywania życia.

2. A faks do senator otworzył furtkę na: umożliwienie załodze kontaktu z rodzinami, oraz ewentualną akcję polityczną senatorowej, która zagroziła ujawnieniem programu. Takie rzeczy są niezbędne w pilocie, bo niby jak budować scenariusz na następne odcinki?i

3. Porównywanie SGU do BSG jest uprawnione jak sie napisze o co chodzi. Bo takie walenie w przestrzeń, że ten odcinkek to taka zżynka z BSG nic nie wnosi. Jak już ktoś coś tak pisze to konkrety proszę, konkrety !!!!!!!!!. Proponuję wykorzystywanie tych punkcików pod postem i minusowanie nieprecyzyjnych wypowiedzi, bo z tym się nie da polemizować. Wyznania typu, dno już nie będę oglądać, ok, ale z jakimś konkretnym uzasadnieniem. Myslę, że 99,9% zalogowanych w tym temacie bardzo dobrze zna i SG i BSG i Treki i Zalogi G i dobranocki z Mikrobim i knigi Lema, i o jakiejś dawce fantazy do tego nie wspominając.
Zatem minusujmy nic nie wnoszące wypowiedzi. W obie strony. Podoba mi się, uzasadniam, nie podoba uzasadniam, porównuję - to konkrety w porównaniu. Post nie spełnia tego kryterium - minus. Piszę to, bo aż się boję pomysleć co się będzie działo w odcinku Woda. A w BSG jest taki odcinek i w połowie s-f na świecie jest taki wątek. To będzie masakra na forum.

4. Nie mogę wytrzymać i skomentuję jeszcze taką opinię pojawiajacą sie na Forum, że piosenka na końcu odcinka to wynalazek (zależnie od poglądów BSG, SG-1 (Unending), czy Atlantis (ten odcinek z Vegas). To faktycznie amnestia maturalna w natarciu. To stary jak świat zabieg i wymyśliło go nie kino tylko teatr - chórki w dramatach, a potem rozrywka operowa, operetkowa, kabaret, a wywodzi się pewnie z jaskiń i opowieści przy ognisku. Przecież już w grach komputerowych potrafi się pojawić piosenka finałowa! Zanim ktoś napisze, że coś się gdzieś pojawiło po raz pierwszy to niech się przez moment zastanowi, czy jego wypowiedź jest bardziej S czy F i się nie ośmiesza a za karę niech mu dudni finałowa muzyka z Benny Hilla.

Pozdrawiam :)
  • 8


#349963 Odcinek 020 - S01E20 - Incursion (Part 2)

Napisane przez Sakramentos w 12.06.2010 - |14:42|

Jaaaki ssący cliff <_<
To są chyba jakieś jaja, naprawdę. Ale można się było tego spodziewać-gdzieś w połowie można już było odczuć, że wszystko jest przeciągane, żeby zrobić właśnie coś takiego, ale miałem nadzieję, że będzie fajniejszy pomysł. Na przykład pokazują w oddaleniu Destiny i jakiś ciemny, wyraźnie sztuczny kształt na horyzoncie. Ot, żeby było ciekawiej (chociaż to też trochę sztampa-ale wolałbym już to, a nie biegi przełajowe w slow motion. Bo najlepszym wyjściem byłoby zlikwidowanie tego taniego cliffa i zakończenie części wątków już teraz, zostawiając tylko ich efekty na przyszły sezon. Byłoby bardziej satysfakcjonująco)

Zastanawia to, jak nazywa się odcinek otwierający drugi sezon-jak na mój gust to należy spodziewać się wizytacji przezroczystogłowych, co już totalnie namąci a'la Stargate, bo seriale tej marki są słynne z racji swojego mistrzowskiego stosowanie taktyki " z deszczu pod rynnę, spod rynny w wodospad ,z wodosadem do jeziora, w jeziorze aligatory, w aligatorach bomby z opóźnionym zapłonem, na dnie jeziora pilot do wyłączenia bomb, tylko że nie działa bo baterie do niego są w górskim źródełku u góry rzeki, więc trzeba popłynąć w górę wodospadu i do niego dotrzeć, pokonując po drodze trolla z maczugą rzucającą zagadkami matematycznymi. Po drodze przeszkadzają gigantyczne komary)

Było ciekawie, na pewno ciekawiej niż w "normalnym" odcinku SGU z pierwszej połowy sezonu. Tutaj już wiemy jakie są poszczególne postacie, jak się zachowują i czego się po nich można spodziewać (ot, Greer i jego teksty na przykład). Tak więc nareszcie można tworzyć fabułę bez "zbędnego" psychologizowania. Ten oraz poprzednie dwa odcinki IMO pokazują dobitnie, że mamy do czynienia z "starym, dobrym SG" gdzie liczy się akcja, irytujące cliffy, zaskakujące i nierzadko rozczarowujące rozwiązania, zwroty akcji i takie tam. Tu było tego sporo-do końca nie wiadomo było jak to się wszystko potoczy, nieprzweidywalnym elementem była Kiva-zawsze czymś strzeliła jak łysy o beton. A to trupa oddaje zamiast zakładnika dała, a to w zamian za oczywista pomoc w sowim interesie żąda dostępu do systemów statku. Spełniła role katalizatora akcji, bez niej odcinek byłby zbyt przewidywalny- tak to wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie.

Zastanawiałem się przez cały docinek kiedy w końcu podejrzane akcje Telforda wzniecą podejrzenia. Facet był typowym przykładem "filmowego podwójnego agenta" którego działanie jest grubymi nićmi szyte, ale dopiero w ostatniej chwili w najmniej odpowiednim momencie rzecz wychodzi na jaw. Ech.

Stałe kombinacje, pertraktacje, podchody i podstępy sprawiały, że oglądało się miło. Nie było żadnych "achów" i "ochów", ale niewątpliwie było wszystko zrobione solidnie. Akcja poprowadzona logicznie, nie było oczywistych "deus ex machina" w stylu Franklina. Za to mieliśmy proste, ale znacznie lepsze rozwiązanie-pulsary. No z czymś takim można walczyć i daje to jakąś dawkę dramatyzmu. Z gościem w komputerze który wszystkim steruje nie da się. Poza tym należałby wymyślić, dlaczego już nie rozprawił się z zagrożeniem-a to nigdy nie wyszłoby wystarczająco przekonywająco.

Miło było zobaczyć, że bohaterowie to nie lalki z żelaza-po reakcji Das Asian Pinda było widać, że jest dla niej szokiem zobaczyć zakrwawionego trupa na wymianie. W SGA jedynym człowiekiem mającym jakieś leki i obaw był McKay oraz Woolsey, ale to działało na zasadzie efektu komediowego. A tu mamy coś na poważnie.

Ale w sumie więcej mam zarzutów niż pochwał. Takich małych, ale mi się rzucały w oczy.

Po pierwsze-jest oczywistą oczywistością, że z lucków ocaleje garstka pod dowództwem typka z szwami na klacie. Na miejscu SGU twórców nie pozwoliłbym na jakiś sojusz z ziemianami, tylko trwale ich rozdzielił zmuszając do pracy, kooperacji, jednocześnie zostawiając miejsce na nieufność, podchody i takie tam. Tak więc utrzymałbym podział kontroli nad statkiem. W ten sposób byłoby "bardziej SGU-owato" i uniknęlibyśmy syndromu Voyagera w kreatywny sposób. W przeciwnym razie albo lucków trzeba wybić-to można zrobić na wiele sposobów-albo złączyć w jedno z załogą SGU-co tez można na kilka sposobów zrobić. Ale i tak wtedy wszyscy będą wiedzieć, że to Voy bis. Tak więc albo wybić i zostawić np. dwóch albo jednego lucka, albo "rozdzielić kompetencje" na Destiny.

Kolejna sprawa-Kiva to psychol gotowy na wszystko, tak smao jej ludzie. Chcecie mi powiedzieć, że są na Destiny po to, bo się obrazili na nas za to że statek pierwsi dostaliśmy? For science? Bez jaj. Tu się coś mocno nie trzyma kupy ale chyba dlatego, bo takie właśnie wrażenie miało zostać wykreowane-i dopiero później, w drugim sezonie, zostanie nam to objaśnione.

Kolejna kwestia to slow motion w kosmosie. Srsly, SGU? Slo Mo żeby udawać, że mamy stan nieważkości? te komiczne "bach-bach" podskoki, długie, dziwne i nienaturalne ruchy... pogrzało was. Od kilkudziesięciu lat próbuje się nam wmówić, że to tak wygląda, ale przecież każdy widział i lądowania księżycowe i prace astronautów w kosmosie, więc wie, że nikt tam nagle nie łapie laga i nie zaczyna ruszać się jak mucha w smole. Ja w ogóle nie wiem skąd te debilizmy się biorą.

kolejna rzecz-nasza zagubiona dwójka lata po korytarzach statku, które...maja recyklingowaną scenografię. Myśleli, że nikt nie zauważy? No dajcie spokój.

No i cliffhanger-także "dajcie spokój". Bardziej wkurzający niż "Camelot"-tam też wszyscy taaak wooolno bieeegli i poootem upadaaali i wszyscyyy myyśleeeliii, że ooooniiii umaaarliiii. A potem bach-wszyscy przeżyli za pomocą asspullowych rozwiązań. Przy okazji zgubił się gdzieś statek Asgardu i do dzisiaj nikt nie wie, co się z nim stało. Tutaj to samo-ci biegną, ten biegnie, ten się gapi do góry (fajny pomysł BTW, martwi się do końca czy tamaci zdążą) i wszystko w zwolnieniu. Brakowało tylko tykającego zegara odmierzającego czas do rozbłysku... wtedy byłoby naprawdę źle.
A w następnym docinku będzie jakieś rozczarowująco proste rozwiązanie, bezbolesne i szybkie. Hm. A może nie?

Ogólnie jednak było dobrze, wszystko jednak zależy teraz od tego co dalej chcą z tym wszystkim zrobić. Jak rozwiążą sytuacje (Intervention-nie daj Boże Franklin?). Czy otrzymamy standard i najprostsze, leniwe wyjścia, czy serial przeżyje terapię szokową? Wiadomo już, że nie będzie szoku jeśli chodzi o główną obstawę-największym spoilerem jest lista płac do sezonu drugiego. Można się tylko łudzić, że niektórzy są tam wpisani bo leżą trupem. Jeśli to ode mnie by zależało, to sprzątnąłbym kilka postaci oraz, jak już wspomniałem, dał władze Luckom by oba obozy się nawzajem gryzły i rywalizowały nieustannie. I postarałbym się uniknąć oczywistości przy rozwiązywaniu cliffa.
Niestety na przetrzebienie postaci chyba nie ma co liczyć-to jest problem przy tworzeniu seriali. Scenarzyści/twórcy tak się przywiązują do nich, tak je rozwijają i takie mają z nimi plany na wątki, że widzą takie coś jak marnotrawstwo i niepotrzebne ryzyko. To zaś powoduje, że bardzo niechętnie pozbywają się jakichś postaci, a gdy to robią to jest już za późno-fanbase zawsze się odzywa rozczarowaniem (Beckett case). I potem postać wraca... zabrakło jaj przy Danielu, zabrakło jaj przy Beckettcie, nawet przy Weir, O'Neillu, Hammondzie... W efekcie postacie te umierają wtedy, gdy w realu odchodzą aktorzy nich grający. Efekt-ruinacja suspensu bo wiadomo, że nikt nie zginie. Nigdy.

Chciałbym, by poginęli. Wiem, że to nierealne, ale chciałbym. Chciałbym, by sprzątnięto... nie TJ, nie Telforda (chociaż pomysł, że TJ poroni czy co ta, i będzie sparaliżowana jest bardzo dobry, kudos). Nie Chloe i nie Eliego. Ale... Younga. Die die die i zostaw po sobie całkowity chaos. Usunięcie jednej z ważniejszych postaci to byłby genialny ruch. Young do tego się nadaje idealnie. Sytuacja wykreowana przez taką śmierć byłaby świetnym polem do popisu dla ustalenia nowego porządku na Destiny i rozwinięciem Telforda. Zwolniłby się slot dla lucków, Camile miałaby większą rolę (albo ta samą, zważywszy że Telford zastąpiłby pewno Younga). Rush jest nietykalny i bez niego serial by nie przetrwał, Chloe jest przydatna w wątku z alienami. Eli jest jedyną łącznością z widzem i starymi serialami SG, Scott to urzędowy bohater i musi mieć osobną śmierć (jeśli w ogóle) nie zakłócającą "efektu Younga", Greer jest zaś zbyt wypasiony i charakterystyczny by się go pozbyć.
Dodać do tego kilka dedów wśród "secondary cast" i mamy komplet.
Najważniejsze, to nie bać się zmian. SGU ich potrzebuje by nie stać się w błyskawicznym tempie "odcinaniem kuponów" od początkowego pomysłu. Przy czym zmiany te, jakie mi chodzą po głowie, nie są ryzykowną zmianą formy, lecz raczej jej rozwinięciem.

9/10 ogółem.

PS niektóre komentarze, jak widzę, utrzymują tradycję rozśmieszania zapoczątkowana przy pilocie. SGU ma magiczną zdolność-kreuję negatywny fan base, który będzie siedział przy nim tylko dlatego, bo lubią napisać jakieś pierdoły w stylu "klan to jest" "nuda" "telenowela" "nie było wrót". Zamiast iść i possać gdzieś, gdzie ogólne ich fagoctwo ma sens, to siedzą i oglądają SGU by potem walnąć z tyłka komentarz. Fenomen. Do tego porażają swoją wnikliwością- "no przecież żaden kraj nie negocjuje z terrorystami!". He he he he, rozwala ten tekst za każdym razem "on so many levels" że można mu dać tylko jedną łatkę-epicki.
Po pierwsze, Destiny to nie kraj.
Po drugie, nie ma jawnej dysproporcji sił, bo terroryści<<<<<<<kraj. Tutaj lucki=nasi
Po trzecie istniał pat sytuacyjny. Raczej należy mówić o praktycznym zastosowaniu teorii gier, dokładnie "chicken game" w której jedna strona grozi drugiej, ale jeśli spełnią swoje groźby to obie są martwe. Sęk w tym, która spasuje pierwsza. Gdzie tu niby widać sytuacja "terroryści-kraj"? Chyba raczej widać dwóch rewolwerowców stojących naprzeciw siebie w opuszczonym miasteczku, a jakiś wysuszony krzaczek wiatr przewiewa między nimi.
Poza tym to bzdet że kraje nie negocjują z terrosytami. Negocjują a nawet dają im to, co tamci chcą. Notorycznie. Amerykanie też. To bzdura wykreowana przez filmy sensacyjne, że tak nie ma. Gdyby tak było terroryzm zniknąłby dawno temu. No,a le jak się jest fagotem z piaskownicy, to się takich rzeczy nie kuma.
  • 7


#344398 Odcinek 011 - S01E11 - Space

Napisane przez ncpnc w 05.04.2010 - |23:31|

Odcinek oglądało się z zaciekawieniem, bo po 400 minutach wstępu przechodzimy w końcu do rozwinięcia.

Niestety jest to chyba jedyny plus tego odcinka (i powoli przekonuję się, że całego serialu), bo moim skromnym zdaniem spory potencjał i dobre chęci nie wystarczą, jeśli fabuła jest dziurawa jak ser szwajcarski, scenariusz naciągany i głupawy, a a twórcy pogubili się już w tym jaka ma być w zasadzie konwencja tego serialu.

Zanim mnie fani zlinczują już śpieszę z wyjaśnieniem i dodaję, że to tylko moja subiektywna opinia i nikt nie musi się z nią zgadzać ;) :

Otóż dla przykładu SG-1 i SG-A miało swój specyficzny charakter, specyficzny sposób narracji, prowadzenia akcji, specyficzny humor. W skrócie - trzymali się pewnej konwencji, która sprawiła że serial znalazł wielu fanów. Choć w obu seriach było wiele absurdów, wiele naukowych uproszczeń, to jednak nikomu nie przeszkadzało to, że (prawie) wszystkie rasy wszechświata potrafią się dogadać po angielsku, większość z nich żyje na farmach i na planetach niezwykle podobnych do Ziemi, a w zasadzie w każdym odcinku jeden genialny (lub nawet nie) ziemianin ratuje od dziesięciu do kilku milionów istot łamiąc wszystkie znane prawa fizyki ;) Nikt się nie czepiał bo twórcy wykreowali taki sposób prowadzenia serialu i byli mu wierni, a widzowie mieli dzięki temu wiele lat rozrywki. Celowo mówię o rozrywce, bo chyba nikt nie będzie się starał mi chyba udowadniać, że seria SG była szczególnie ambitna ;)? Nie zrozumcie źle, bardzo lubię SG, ale choć co prawda czasem przemycali delikatne uniwersalne czy też głębsze przesłania i jakieś ziarnka "science", to cały serial opierał się na dobrze przemyślanym schemacie, pomysłowych scenariuszach, świetnych kreacjach postaci i pewnej spójności całej serii, plus oczywiście domieszka akcji i efektów specjalnych. To wszystko w odpowiednich proporcjach wymieszane dało nam znane i lubiane SG-1 i SG-A.

Wracając do Stargate Universe nie sposób nie zauważyć pewnych podobieństw tego serialu do BSG. Od razu dodaję, że nie lubię porównywania klasycznych SG i BSG na zasadzie lepszy-gorszy, bo zupełnie różnią sie one właśnie konwencją. Jeden i drugi ma swój urok, ale zupełnie gdzie indziej ulokowany. BSG jest serialem ambitnym i takim też stara się być SG-U. W BSG postacie były charyzmatyczne a ich osobowości były równie złożone jak ich relacje. Z każdym odcinkiem czuło się rosnące napięcia i emocje między bohaterami, czasem widz gubił się już kto tu jest dobry a kto zły, kto ma rację a kto nie, bo każda postać miała swoje jasne i ciemne strony (w odróżnieniu od czarno-białego w tej materii klasycznego SG). Do tego aura tajemniczości przeplatana z religią i filozofią, brak pseudonaukowego bełkotu, kamera z ręki i w zasadzie brak odcinków spoza głównych wątków serialu stworzyły świat kochany przez fanów BSG.

Niekoniecznie fan klasycznego SG polubi BSG i vice versa. Osobiście bardzo lubię obie te serie i pomysł połączenia świata SG z klimatem BSG wydał mi się fantastyczny, problem tylko w tym że twórcy SGU nie podołali temu zadaniu. Niespójną konwencję gdzieś między SG a BSG trudno mi zaakceptować, a oto dlaczego:

Postacie. Kreacje postaci są tak samo nijakie jak ich relacje, nie sposób wczuć się w ich emocje, zrozumieć co nimi kieruje. Próby stworzenia warstwy emocjonalnej serialu faktycznie nie odbiegają daleko od poziomu telenoweli jak tu ktoś napisał. Scenarzyści nie pomyśleli o czymś tak niezbędnym w tej materii jak pewne stopniowanie faktów, gestów i zachowań, które pozwolą nam wiązać koniec z końcem i układać sobie w głowie każdą postać. Zamiast tego mamy podane na tacy pewne fakty, które musimy nagle zaakceptować. Przykładowo romans Chloe i Scotta. Nagle (pare odcinków temu) widz dostał informację, że są ze sobą i ma to przyjąć do wiadomości, oczywiste ma być też dla niego to, że Scott poleci ratować Chloe, bo skoro się tak bardzo kochają to cóż innego mógłby zrobić? Problem tylko w tym, że zabrakło budowania między nimi wiarygodnych relacji, jak też brakuje ich teraz. Nic w serialu nie wskazuje na to, że poleci jej na pomoc poza podanymi na tacy faktami. Pokazanie w finale odcinka jak razem śpią to pójście na łatwiznę i jak dla mnie to za mało bym uwierzył że coś jest między nimi. W SG było to zgodne z konwencją, tutaj to zupełnie nie pasuje, a cała płaszczyzna emocjonalna serialu po prostu leży. Podobnież scena z ryczącą cycatą babką w finale ;) (wybaczcie ale nie pamiętam jak się nazywa). Teraz mamy przyjąć że ma załamanie bo jest samotna, a za cały grunt do tego ma służyć to jak z początku odcinka stwierdziła że informatyk jest sexy, a pod koniec ten sam informatyk stwierdza, że się na to nie pisze... Ckliwa muzyka to znów za mało, zabrakło gruntu, wprowadzenia, niuansów, drobnych sugestii, choćby kilkusekundowych scen w kilku odcinkach, które pozwoliłyby nam poznać tą osobę. Co gorsza, mam wrażenie że nawet sami aktorzy nie znają granych przez siebie postaci i odgrywają tylko swoje kwestie. Brak im wyrazistości i charakteru. Daleko im do kreacji z SG jak i z BSG. Rozbrajające jest też to, że żaden z bohaterów zdaje się nie mieć rozterek, wątpliwości, nie targają nimi żadne emocje w chwilach kryzysu, a jeśli nawet scenarzyści silą się na takie sceny to są one zupełnie nieprzekonujące. Zazwyczaj dzielni pasażerowie Destiny ograniczają się jednak do wyrazu zdenerwowania na twarzy i po prostu działają. Bez przekonania. Podsumowując - kreacje postaci i cała sfera emocjonalna musi być albo zrobiona dobrze, albo nudzi i staje się zupełnie niepotrzebna. Nie da się tutaj znaleźć półśrodka. 10 odcinków to było aż nader dużo czasu aby zrobić to dobrze. Zostało to jednak zrobione fatalnie.

Realizm i logika. Ten odcinek tutaj leży chyba bardziej niż pozostałe. Nie będę tutaj przytaczał wszystkich nielogiczności i głupot które psuję realistyczną konwencję tego serialu, bo większość już padła w tym temacie, ale pozwolę sobie na kilka perełek, które nie pozwoliły mi bez skrzywienia się oglądać tego odcinka:
- super nowoczesna hiper mega technologia pradawnych nie wykryła statku intruzów, ale na szczęście cycata babka wiedziała przez które okno patrzeć (może rozmyślała o swojej samotności patrząc w gwiazdy? ;) ).
- gdy jestes zamknieta w uszkodzonej puszce pędzącej miliardy lat swietlnych od domu i nie wiesz co sie stanie za 5 minut (tj czy zabraknie powietrza, wody, energii, jedzenia, czy moze statek sie rozpadnie) skup sie na dazeniu do wladzy i politycznych gierkach. Najlepiej zacznij konkretnie dzialac zaraz po ataku obcych, ktory twoj statek ledwo przetrwal.
- gdy obcy dokonuja wlasnie abordazu na Twoim statku nie musisz sie bac, zamiast tego podejdz do tego fajnego bialego swiatelka!
- gdy znajdziesz sie pod postacia obcego na statku kosmitow stoj jak wryty i gap sie na nich. Nie szkodzi, ze nabiora podejrzen, widzowie przynajmniej sobie ich obejrza :)
- gdy jeden z kosmitów, ktorzy Cie porwali, rozpieprza zbiornik z ciecza i macha glupio rekami ze jest spoko, to uznaj ze ma skleroze i zacznij mu tlumaczyc jego technologie.
- gdy przesluchujesz obcego nie przejmuj sie tym, ze naukowiec mowi Ci ze niezbedny jest tlumacz z jezyka pradawnych bo pewnie taki maja na statku. Dalej zadawaj mu powoli (zeby zrozumial) pytania po angielsku.
- gdy obcy uciekaja i zostawiaja za soba jeden statek nie spodziewaj sie niczego zlego, nie probuj skanowac czy ostrzelac obiektu, nie zgaduj ze to na przyklad bomba o tak wielkiej sile razenia ze musieli spieprzac w nadprzestrzen, tylko spokojnie poczekaj az zrobia wylom w kadlubie i zobacz co sie stanie.

Ponownie - takie uproszczenia nie raziły w klasycznym SG bo ten nigdy nie pretendował do "ambitnego" SF i na to sie po prostu przymruzalo oko z usmiechem i czekalo az uratuja znowu swiat i zaskakujace potrafilo byc to jak to zrobia ;) SGU do tej pory staralo sie nie razić pseudonaukowym bełkotem i pilnować w miarę logiki wydarzeń. Tutaj chyba w ferworze akcji stracili czujność i znowu zgubili konwencję. Albo niech się trzymają klasycznych uproszczeń SG, albo trzymają się sensu i realizmu, bo brak spójności między odcinkami prowadzi do zniechęcenia widza i zwyczajnie w świecie świadczy źle o scenarzystach.

Słowem zakończenia tego przydługiego wywodu mogę porównać klasyczne SG do czarnej, dobrej, markowej herbaty, a BSG do aromatycznej, mocnej kawy. Są amatorzy jednego i drugiego, jak też obydwu, ale pokażcie mi takiego co lubi mieszanke obu w jednej szklance i to na dodatek brudnej. Bo tak właśnie na tą chwilę widzę SGU. Można to wypić, wyczuje się smak jednego i drugiego, ale jednak szybko dojdzie się do wniosku że lepiej smakują osobno...
  • 7